Gazociąg północny to próba przesunięcia granicy rosyjsko-niemieckiej na zachód od Polski Gazociąg, który pod patronatem prezydenta Władimira Putina i kanclerza Gerharda Schroedera chcą wybudować na dnie Morza Bałtyckiego rosyjski Gazprom i niemieckie spółki, w Polsce doczekał się już najróżniejszych odwołujących się do historii określeń.
Gazociąg im. Carycy Katarzyny II - taka nazwa byłaby dla niego lepsza, ponieważ najlepiej oddawałaby istotę tego, co wydarzyło się w Berlinie 8 września. Caryca rodem ze stron, dokąd będzie zmierzał tzw. gazociąg północny (Greifswald w Niemczech), panująca w Sankt Petersburgu (trzy rzuty kamieniem do Wyborga, skąd ma płynąć gaz), całkowicie kontrolowała politykę polską od czasu sejmu niemego w 1717 r. W rolę posłów tego Sejmu wcieliła się koalicja SLD-UP. Pozostając w konwencji, rolę osiemnastowiecznych Prus w tej gazowej układance odgrywają zaś niemieckie koncerny E.ON, BASF czy firma VNG z Lipska, współpracujące z Gazpromem lub handlujące jego gazem.
Gazociąg północny to próba przesunięcia granicy rosyjsko-niemieckiej na zachód od Polski i pozostawienia polskiego rynku gazu w strefie wpływów rosyjskich. Dywersyfikacja źródeł gazu zostanie zlikwidowana, a dywersyfikacja kierunków dostaw i krajów pochodzenia gazu będzie pozorna. Gaz w polskich kurkach będzie albo rosyjski, albo będzie pochodził z Azji Środkowej (zostanie jednak "wymieniony" na rosyjski w czasie tranzytu), albo będzie niemiecki, czyli też rosyjski, tylko "zawrócony" do nas z Niemiec. W ten sposób, według scenariusza Gazpromu, staniemy się swoistą wyspą gazową, kupując wyłącznie gaz rosyjski za ceny najwyższe w Europie. Niestety, kolejne rządy SLD, niczym sejm niemy, nie tylko nie zrobiły nic, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo, ale ułatwiają jeszcze realizację rosyjskich planów przez pospieszną prywatyzację przez giełdę Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Zapatrzeni w Moskwę
SLD, będąc jeszcze w opozycji i zaraz po objęciu władzy w 2001 r., odegrał kluczową rolę w korzystnym dla Gazpromu wyizolowaniu PGNiG na europejskiej scenie gazowej i uczynieniu z Polski wyspy gazowej. Wygaśnięcie kontraktu norweskiego, czyli porzucenie projektu bezpośredniego gazociągu ze złóż na Morzu Północnym, oznaczało zniknięcie ryzyka dla Rosji i Niemiec powstania między nimi nowego hurtownika kupującego gaz rosyjski i norweski. Hurtownika polskiego, współkształtującego ceny i w przyszłości konkurującego na rynku niemieckim.
W aneksie do polsko-rosyjskiej umowy jamalskiej z początku 2002 r. rząd SLD zgodził się na to, aby dostawy zakontraktowanej ilości rosyjskiego gazu rozłożyć na dłuższy okres, ale jednocześnie - w związku ze zbyt małą przepustowością gazociągu jamalskiego - pozwolił Gazpromowi wykorzystać w tych dostawach inne połączenia gazowe, m.in. na naszej granicy z Ukrainą. "Zapychając" rosyjskim gazem wszystkie nasze gazociągi, polscy ministrowie uniemożliwili polskiej stronie jakikolwiek większy zakup gazu przez Ukrainę. Zresztą w tym roku za zgodą prezesa PGNiG wszelką wolną moc przesyłową oddano rosyjsko-austriackiej firmie ze Szwajcarii (udziałowcami jej są Gazprom Bank i Raiffeisen Investment). Z tego powodu nie możemy kupować gazu w tzw. kontraktach spotowych (czyli znacznie tańszego niż gaz rosyjski).
Logika rosyjskiego sztabowca
Dopiero po podpisaniu aneksu rozpoczęto rozmowy o dokończeniu pierwszej nitki gazociągu jamalskiego, łudząc nas, że to początek negocjacji o "drugiej nitce". By motywacja była większa, odpowiednie porozumienie zawarto dopiero po poddaniu nas "próbie białoruskiej" wstrzymania dostaw gazu zimą 2004 r. Polska (w połowie) spółka EuroPolGaz sama rozpoczyna budowę brakujących tłoczni na gazociągu jamalskim, umożliwiając tym samym przetłoczenie do Niemiec większych ilości gazu. Dzięki temu Gazprom uzyska dodatkowe dochody, które można będzie przeznaczyć na... budowę gazociągu bałtyckiego. Poza tym od tej pory nikt nie może zarzucić Rosji tendencyjnej niechęci do polskiego tranzytu (przecież właśnie teraz zwiększa się moce przesyłowe o 30 proc.).
Minister skarbu Jacek Socha i prezes PGNiG Marek Kossowski często powtarzają, że teraz "dla PGNiG jest najlepszy moment do debiutu giełdowego". To stwierdzenie można puścić mimo uszu lub zastanowić się nad jego... odmiennym sensem. Po pięciu latach obowiązywania ustabilizowanych cen importowanego gazu nie jest trudne obliczenie na potrzeby prospektu emisyjnego ceny akcji w dniu debiutu PGNiG i względnie atrakcyjnego zysku. Problemy z zyskiem mogą się zacząć od tej jesieni, gdy cena gazu z Rosji wzrośnie prawie dwukrotnie. Tak jak to się stało sześć lat temu, kiedy to dwukrotna podwyżka cen gazu z Rosji oraz zamrożenie z powodów społecznych taryf dla polskich klientów spowodowały gwałtowne zadłużenie PGNiG. Jak widać, jest to nie tylko "najlepszy moment", ale z punktu widzenia dzisiejszego zarządu spółki i rządu Belki wręcz last minute. Gdy PGNiG przestanie przynosić odpowiednie zyski, a taryfy będą z trudem rosły, zawsze z wielomiesięcznym opóźnieniem i w atmosferze konfliktu, kurs akcji zacznie spadać. Wtedy z propozycją pomocy przyjdą zapewne firmy zależne od Gazpromu lub z nim powiązane. I w zamian za wejście do PGNiG jako akcjonariusz rosyjski dostawca zaoferuje inną formułę cenową, bo tylko akcjonariusz mógłby się wyrzec maksymalnych zysków ze sprzedaży produktu i zadbać o korzyści kupującego, gdyby został jego współwłaścicielem.
Czekając na Godota
W sprawie gazociągu północnego nie mamy co liczyć na pomoc Niemiec. Koalicja CDU-CSU, najbardziej prawdopodobny zwycięzca wyborów parlamentarnych w Niemczech, reklamowany jest przez niektóre polskie partie jako odnowiciel polityki niemieckiej. Niemcy mają skończyć z praktyką pomijania opinii i interesów Polski w swojej polityce wschodniej.
Naiwne jest twierdzenie, że dzięki dobrym stosunkom z CDU-CSU Polska będzie miała wpływ na stosunki Niemiec i Rosji. Stosunki te nie będą zapewne tak ostentacyjnie przyjazne - i to wszystko. Ocieplenie stosunków niemiecko-amerykańskich jest niezbędnym warunkiem uzyskania przez Niemcy partnerstwa w przywództwie z Waszyngtonem, co w naszej części Europy zaowocuje dużą swobodą Niemiec w kształtowaniu polityki wschodniej. Musi się to wiązać z osłabieniem pozycji Polski.
Polityczny sens decyzji o prywatyzacji PGNiG stawia w dziwnym świetle demonstracyjną wręcz proamerykańskość rządu Leszka Millera i Marka Belki. Trudno doprawdy wyrokować, czy polityka SLD wynika bardziej z mających swe historyczne źródła związków z Moskwą, czy uwarunkowana jest raczej doraźnymi interesami poszczególnych decydentów. Tak czy inaczej, żadne instytucje państwa z kontrwywiadem włącznie nie potrafiły powstrzymać realizacji scenariusza otwarcia rynku gazu dla koncernów wspieranych przez państwo rosyjskie.
Nie istnieje sektorowe, wyizolowane od reszty substancji gospodarczej i państwowej, bezpieczeństwo energetyczne. Utrata bezpieczeństwa energetycznego nie jest problemem jakiejś nawet największej firmy czy branży. Jest utratą bezpieczeństwa jako takiego i godzi w podstawy naszego niepodległego bytu. Wydaje się, że jesteśmy blisko takiej właśnie sytuacji. Polacy również w tej sprawie muszą dokonać wyboru.
Gazociąg północny to próba przesunięcia granicy rosyjsko-niemieckiej na zachód od Polski i pozostawienia polskiego rynku gazu w strefie wpływów rosyjskich. Dywersyfikacja źródeł gazu zostanie zlikwidowana, a dywersyfikacja kierunków dostaw i krajów pochodzenia gazu będzie pozorna. Gaz w polskich kurkach będzie albo rosyjski, albo będzie pochodził z Azji Środkowej (zostanie jednak "wymieniony" na rosyjski w czasie tranzytu), albo będzie niemiecki, czyli też rosyjski, tylko "zawrócony" do nas z Niemiec. W ten sposób, według scenariusza Gazpromu, staniemy się swoistą wyspą gazową, kupując wyłącznie gaz rosyjski za ceny najwyższe w Europie. Niestety, kolejne rządy SLD, niczym sejm niemy, nie tylko nie zrobiły nic, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo, ale ułatwiają jeszcze realizację rosyjskich planów przez pospieszną prywatyzację przez giełdę Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Zapatrzeni w Moskwę
SLD, będąc jeszcze w opozycji i zaraz po objęciu władzy w 2001 r., odegrał kluczową rolę w korzystnym dla Gazpromu wyizolowaniu PGNiG na europejskiej scenie gazowej i uczynieniu z Polski wyspy gazowej. Wygaśnięcie kontraktu norweskiego, czyli porzucenie projektu bezpośredniego gazociągu ze złóż na Morzu Północnym, oznaczało zniknięcie ryzyka dla Rosji i Niemiec powstania między nimi nowego hurtownika kupującego gaz rosyjski i norweski. Hurtownika polskiego, współkształtującego ceny i w przyszłości konkurującego na rynku niemieckim.
W aneksie do polsko-rosyjskiej umowy jamalskiej z początku 2002 r. rząd SLD zgodził się na to, aby dostawy zakontraktowanej ilości rosyjskiego gazu rozłożyć na dłuższy okres, ale jednocześnie - w związku ze zbyt małą przepustowością gazociągu jamalskiego - pozwolił Gazpromowi wykorzystać w tych dostawach inne połączenia gazowe, m.in. na naszej granicy z Ukrainą. "Zapychając" rosyjskim gazem wszystkie nasze gazociągi, polscy ministrowie uniemożliwili polskiej stronie jakikolwiek większy zakup gazu przez Ukrainę. Zresztą w tym roku za zgodą prezesa PGNiG wszelką wolną moc przesyłową oddano rosyjsko-austriackiej firmie ze Szwajcarii (udziałowcami jej są Gazprom Bank i Raiffeisen Investment). Z tego powodu nie możemy kupować gazu w tzw. kontraktach spotowych (czyli znacznie tańszego niż gaz rosyjski).
Logika rosyjskiego sztabowca
Dopiero po podpisaniu aneksu rozpoczęto rozmowy o dokończeniu pierwszej nitki gazociągu jamalskiego, łudząc nas, że to początek negocjacji o "drugiej nitce". By motywacja była większa, odpowiednie porozumienie zawarto dopiero po poddaniu nas "próbie białoruskiej" wstrzymania dostaw gazu zimą 2004 r. Polska (w połowie) spółka EuroPolGaz sama rozpoczyna budowę brakujących tłoczni na gazociągu jamalskim, umożliwiając tym samym przetłoczenie do Niemiec większych ilości gazu. Dzięki temu Gazprom uzyska dodatkowe dochody, które można będzie przeznaczyć na... budowę gazociągu bałtyckiego. Poza tym od tej pory nikt nie może zarzucić Rosji tendencyjnej niechęci do polskiego tranzytu (przecież właśnie teraz zwiększa się moce przesyłowe o 30 proc.).
Minister skarbu Jacek Socha i prezes PGNiG Marek Kossowski często powtarzają, że teraz "dla PGNiG jest najlepszy moment do debiutu giełdowego". To stwierdzenie można puścić mimo uszu lub zastanowić się nad jego... odmiennym sensem. Po pięciu latach obowiązywania ustabilizowanych cen importowanego gazu nie jest trudne obliczenie na potrzeby prospektu emisyjnego ceny akcji w dniu debiutu PGNiG i względnie atrakcyjnego zysku. Problemy z zyskiem mogą się zacząć od tej jesieni, gdy cena gazu z Rosji wzrośnie prawie dwukrotnie. Tak jak to się stało sześć lat temu, kiedy to dwukrotna podwyżka cen gazu z Rosji oraz zamrożenie z powodów społecznych taryf dla polskich klientów spowodowały gwałtowne zadłużenie PGNiG. Jak widać, jest to nie tylko "najlepszy moment", ale z punktu widzenia dzisiejszego zarządu spółki i rządu Belki wręcz last minute. Gdy PGNiG przestanie przynosić odpowiednie zyski, a taryfy będą z trudem rosły, zawsze z wielomiesięcznym opóźnieniem i w atmosferze konfliktu, kurs akcji zacznie spadać. Wtedy z propozycją pomocy przyjdą zapewne firmy zależne od Gazpromu lub z nim powiązane. I w zamian za wejście do PGNiG jako akcjonariusz rosyjski dostawca zaoferuje inną formułę cenową, bo tylko akcjonariusz mógłby się wyrzec maksymalnych zysków ze sprzedaży produktu i zadbać o korzyści kupującego, gdyby został jego współwłaścicielem.
Czekając na Godota
W sprawie gazociągu północnego nie mamy co liczyć na pomoc Niemiec. Koalicja CDU-CSU, najbardziej prawdopodobny zwycięzca wyborów parlamentarnych w Niemczech, reklamowany jest przez niektóre polskie partie jako odnowiciel polityki niemieckiej. Niemcy mają skończyć z praktyką pomijania opinii i interesów Polski w swojej polityce wschodniej.
Naiwne jest twierdzenie, że dzięki dobrym stosunkom z CDU-CSU Polska będzie miała wpływ na stosunki Niemiec i Rosji. Stosunki te nie będą zapewne tak ostentacyjnie przyjazne - i to wszystko. Ocieplenie stosunków niemiecko-amerykańskich jest niezbędnym warunkiem uzyskania przez Niemcy partnerstwa w przywództwie z Waszyngtonem, co w naszej części Europy zaowocuje dużą swobodą Niemiec w kształtowaniu polityki wschodniej. Musi się to wiązać z osłabieniem pozycji Polski.
Polityczny sens decyzji o prywatyzacji PGNiG stawia w dziwnym świetle demonstracyjną wręcz proamerykańskość rządu Leszka Millera i Marka Belki. Trudno doprawdy wyrokować, czy polityka SLD wynika bardziej z mających swe historyczne źródła związków z Moskwą, czy uwarunkowana jest raczej doraźnymi interesami poszczególnych decydentów. Tak czy inaczej, żadne instytucje państwa z kontrwywiadem włącznie nie potrafiły powstrzymać realizacji scenariusza otwarcia rynku gazu dla koncernów wspieranych przez państwo rosyjskie.
Nie istnieje sektorowe, wyizolowane od reszty substancji gospodarczej i państwowej, bezpieczeństwo energetyczne. Utrata bezpieczeństwa energetycznego nie jest problemem jakiejś nawet największej firmy czy branży. Jest utratą bezpieczeństwa jako takiego i godzi w podstawy naszego niepodległego bytu. Wydaje się, że jesteśmy blisko takiej właśnie sytuacji. Polacy również w tej sprawie muszą dokonać wyboru.
Więcej możesz przeczytać w 38/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.