Skandynawska gospodarka - trzmiel z odrzutowym dopalaczem
Lasse ma 35 lat, żonę i dziecko oraz mieszkanko w centrum Helsinek. Gdyby nie podatki, dawno kupiłby dom nad zatoką. - Ale za to jesteśmy najlepsi, a to przecież kosztuje. Państwo, ma się rozumieć - tłumaczy. Finlandia na pierwszym miejscu, Szwecja trzecia, czwarta Dania, siódma Islandia, Norwegia dziewiąta. W ostatnim rankingu Światowego Forum Gospodarczego dotyczącym potencjału wzrostu kraje skandynawskie utrzymały pozycję najbardziej konkurencyjnego regionu świata. Do nordyckiego teamu zdołały się wcisnąć, na drugie miejsce, tylko Stany Zjednoczone.
Lot trzmiela
Trzmiel lata - poetycko mówi o swoim państwie Pr Nuder, szwedzki minister finansów. Skandynawskie gospodarki mogą przypominać ociężałego owada - są obarczone najwyższymi w świecie podatkami i rozbudowanym systemem świadczeń socjalnych. Mimo to trzmiel z północy lata wysoko, patrząc z góry na pogrążone w stagnacji i deficytach gospodarki na kontynencie. Skandynawia chlubi się szybkim tempem wzrostu gospodarczego, a tworzące ją państwa wykazują nadwyżki budżetowe.
- Kraje nordyckie mają wiele wspólnych cech przesądzających o ich konkurencyjności - zauważa Augusto Lopez-Claros, główny ekonomista Światowego Forum Gospodarczego. To stabilne tzw. otoczenie makroekonomiczne, przejrzystość i efektywność instytucji publicznych oraz efektywne wykorzystanie pieniędzy budżetowych. Innymi słowy, decydującym czynnikiem nie jest wysokość podatków, lecz sposób, w jaki wpływy z nich są wykorzystywane. - W Skandynawii - podkreśla Lopez-Claros - wysokie wpływy podatkowe pozwoliły stworzyć system edukacyjny światowej klasy. Sprzyjały ukształtowaniu się zmotywowanej i kompetentnej siły roboczej, kierowanej przez skłonne do współpracy i kompromisu związki zawodowe.
- Związki zawodowe w Szwecji przyjęły postawę aprobującą wobec szybko zmieniającego się świata - mówi tamtejszy minister pracy Hans Karlsson. Odrzucają protekcjonizm, a krytykowane przez związkowców w innych krajach przekazywanie na zewnątrz części zadań firmy, uznają za normalne. Pracownicy nie sprzeciwiają się restrukturyzacji gospodarki. Dzięki tej postawie kraje skandynawskie gładko przeszły trudny okres reform lat 80. i 90., co pozwoliło im skuteczniej stawiać czoło zaostrzającej się konkurencji w świecie.
W morzu łez, ale bez większych protestów społecznych w kilka miesięcy zlikwidowano nierentowne gałęzie przemysłu, czasem będące narodową chlubą, jak przemysł stoczniowy w Szwecji. Jednocześnie rosły nakłady na badania, które miały sprzyjać rozwojowi nowych branż o wysokim udziale najnowocześniejszych technologii. Światowa ekspansja fińskiej Nokii czy szwedzkiego Ericssona jest tego przykładem.
W trudnym dla gospodarki okresie rządy obcinały emerytury i zasiłki dla bezrobotnych - również bez protestów.
Cud w państwie Hamleta
Kilkanaście lat temu Skandynawia stała przed poważnym problemem bezrobocia. W Finlandii sięgało ono 18 proc. - dzisiaj we wszystkich krajach regionu spadło poniżej 6 proc. Inne państwa UE, borykające się z tym problemem, spoglądają z zaciekawieniem i zawiścią zwłaszcza ku Danii. W pięciomilionowym kraju partie centroprawicowe dodały do tradycyjnego modelu socjalnego neoliberalnych ingrediencji, tworząc receptę na zatrudnienie, znaną pod nazwą "elastycznego bezpieczeństwa", która pozwoliła od 1993 r. dwukrotnie zmniejszyć bezrobocie - do 5,9 proc. W państwie Hamleta pracownik nie ma gwarantowanej płacy i może zostać zwolniony praktycznie natychmiast. Ale może liczyć na rozległe świadczenia ze strony państwa.
28-letni Anders wrócił do Kopenhagi z weekendu w Paryżu. - Francuzi są OK, ale po co tyle demonstrują? - dziwi się. Z powodu protestu bezrobotnych, którzy zablokowali komunikację, omal nie spóźnił się na powrotny samolot. Anders sam szuka pracy, ale nie widzi powodu do protestów. Wprowadzona w Danii na początku 1994 r. reforma rynku pracy uczyniła z bezrobotnego osobę aktywną i odpowiedzialną za własny los, mającą prawo do wsparcia, ale podporządkowaną ścisłym regułom - kto ich nie przestrzega, naraża się na sankcje, z odebraniem zasiłku włącznie. Ubiegający się o pracę przechodzą sześciomiesięczne okresy wstępne (zwane "rozruchami"), w czasie których odbywają staże. Każdego roku w "rozruchu" pozostaje około 500 tys. Duńczyków. Mobilność pracowników jest duża - co roku 30 proc. osób zmienia zajęcie. Starający się o pracę bezrobotni Duńczycy, którzy stosują się do reguł (ich przestrzeganie jest ściśle kontrolowane), otrzymują zasiłek średnio w wysokości 90 proc. płacy.
Prawie 67 proc. duńskich bezrobotnych znajduje pracę w ciągu sześciu miesięcy. Maksymalny okres otrzymywania zasiłku, przy pełnej aprobacie związkowców, organizacji pracodawców i państwa, skrócono z 9 lat do 4 lat. W atmosferze zgody przyjęto słowa duńskiego ministra spraw socjalnych z końca 1999 r.: "Przedsiębiorcy powinni mieć swobodę przyjmowania i zwalniania pracowników". W rezultacie długookresowe bezrobocie w Danii spadło o połowę, przedsiębiorstwa nie wahają się przyjmować pracowników, a miejsca pracy powstają głównie w sektorze prywatnym. Według OECD, Dania sytuuje się dziś w grupie państw europejskich o najmniej restrykcyjnym ustawodawstwie gospodarczym.
Wielu ekonomistów uważa "duński cud" za trwalszy niż gospodarcze wzloty Holandii czy celtyckiego tygrysa - Irlandii. Osiągnięcie sukcesu przy utrzymaniu szczodrych świadczeń, od zasiłków dla bezrobotnych po tanią opiekę nad dziećmi, bezpłatną edukację i opiekę zdrowotną, nie obyło się bez kosztów. Należą do nich wysokie ciężary fiskalne. Nie tak monstrualne jak w latach 70., kiedy szwedzka pisarka Astrid Lindgren musiała płacić podatek w wysokości 102 proc., a reżyser Ingmar Bergman po przesłuchaniu przez podejrzewających go o oszustwa podatkowe urzędników doznał załamania nerwowego i wyjechał ze Szwecji. Podatki w Skandynawii stanowią wciąż około 50 proc. PKB, podczas gdy w państwach anglosaskich - 35 proc.
Kiepskie karaoke
Wiele szwedzkich firm nadal krytykuje system podatkowy jako zbyt uciążliwy, dlatego niektóre koncerny, m.in. IKEA czy Tetra Pak, wolą działać poza terytorium macierzystej Szwecji. Mimo to przedsiębiorcy dostrzegają też atuty pracy w Skandynawii, równoważące niedogodności stwarzane przez fiskusa. Zaliczają do nich odpowiedzialną i elastyczną postawę pracowników i związkowców. Załoga firmy Getinge wytwarzającej sprzęt medyczny w każdy czwartek ustala, ile godzin będzie pracowała w następnym tygodniu - mniej niż 40, jeśli zmniejszają się zamówienia i dostawy, albo w godzinach nadliczbowych bez dodatkowego wynagrodzenia, jeśli rosną.
Choć czasem słychać, że Skandynawia zawdzięcza boom głównie dobrej koniunkturze - na norweską ropę, szwedzką stal czy fińską celulozę - która może przeminąć, większość ekonomistów przepowiada w najbliższych latach całemu regionowi stabilny wzrost w wysokości 2-3 proc. rocznie. Pokusy skopiowania tego sukcesu rodzą się w różnych miejscach Europy. Tyle że przeszczep nordyckiego modelu wymaga spełnienia warunków, które gdzie indziej mogą się wydać nierealne. Nie bez kozery Szwedzi bywają nazywani Japończykami Europy. Skandynawskie recepty kojarzą się czasem z socjalizmem, czasem trącą liberalizmem. Proste naśladownictwo - przestrzega były duński premier Poul Nyrup Rasmussen - może się zamienić w kiepskie karaoke.
Lot trzmiela
Trzmiel lata - poetycko mówi o swoim państwie Pr Nuder, szwedzki minister finansów. Skandynawskie gospodarki mogą przypominać ociężałego owada - są obarczone najwyższymi w świecie podatkami i rozbudowanym systemem świadczeń socjalnych. Mimo to trzmiel z północy lata wysoko, patrząc z góry na pogrążone w stagnacji i deficytach gospodarki na kontynencie. Skandynawia chlubi się szybkim tempem wzrostu gospodarczego, a tworzące ją państwa wykazują nadwyżki budżetowe.
- Kraje nordyckie mają wiele wspólnych cech przesądzających o ich konkurencyjności - zauważa Augusto Lopez-Claros, główny ekonomista Światowego Forum Gospodarczego. To stabilne tzw. otoczenie makroekonomiczne, przejrzystość i efektywność instytucji publicznych oraz efektywne wykorzystanie pieniędzy budżetowych. Innymi słowy, decydującym czynnikiem nie jest wysokość podatków, lecz sposób, w jaki wpływy z nich są wykorzystywane. - W Skandynawii - podkreśla Lopez-Claros - wysokie wpływy podatkowe pozwoliły stworzyć system edukacyjny światowej klasy. Sprzyjały ukształtowaniu się zmotywowanej i kompetentnej siły roboczej, kierowanej przez skłonne do współpracy i kompromisu związki zawodowe.
- Związki zawodowe w Szwecji przyjęły postawę aprobującą wobec szybko zmieniającego się świata - mówi tamtejszy minister pracy Hans Karlsson. Odrzucają protekcjonizm, a krytykowane przez związkowców w innych krajach przekazywanie na zewnątrz części zadań firmy, uznają za normalne. Pracownicy nie sprzeciwiają się restrukturyzacji gospodarki. Dzięki tej postawie kraje skandynawskie gładko przeszły trudny okres reform lat 80. i 90., co pozwoliło im skuteczniej stawiać czoło zaostrzającej się konkurencji w świecie.
W morzu łez, ale bez większych protestów społecznych w kilka miesięcy zlikwidowano nierentowne gałęzie przemysłu, czasem będące narodową chlubą, jak przemysł stoczniowy w Szwecji. Jednocześnie rosły nakłady na badania, które miały sprzyjać rozwojowi nowych branż o wysokim udziale najnowocześniejszych technologii. Światowa ekspansja fińskiej Nokii czy szwedzkiego Ericssona jest tego przykładem.
W trudnym dla gospodarki okresie rządy obcinały emerytury i zasiłki dla bezrobotnych - również bez protestów.
Cud w państwie Hamleta
Kilkanaście lat temu Skandynawia stała przed poważnym problemem bezrobocia. W Finlandii sięgało ono 18 proc. - dzisiaj we wszystkich krajach regionu spadło poniżej 6 proc. Inne państwa UE, borykające się z tym problemem, spoglądają z zaciekawieniem i zawiścią zwłaszcza ku Danii. W pięciomilionowym kraju partie centroprawicowe dodały do tradycyjnego modelu socjalnego neoliberalnych ingrediencji, tworząc receptę na zatrudnienie, znaną pod nazwą "elastycznego bezpieczeństwa", która pozwoliła od 1993 r. dwukrotnie zmniejszyć bezrobocie - do 5,9 proc. W państwie Hamleta pracownik nie ma gwarantowanej płacy i może zostać zwolniony praktycznie natychmiast. Ale może liczyć na rozległe świadczenia ze strony państwa.
28-letni Anders wrócił do Kopenhagi z weekendu w Paryżu. - Francuzi są OK, ale po co tyle demonstrują? - dziwi się. Z powodu protestu bezrobotnych, którzy zablokowali komunikację, omal nie spóźnił się na powrotny samolot. Anders sam szuka pracy, ale nie widzi powodu do protestów. Wprowadzona w Danii na początku 1994 r. reforma rynku pracy uczyniła z bezrobotnego osobę aktywną i odpowiedzialną za własny los, mającą prawo do wsparcia, ale podporządkowaną ścisłym regułom - kto ich nie przestrzega, naraża się na sankcje, z odebraniem zasiłku włącznie. Ubiegający się o pracę przechodzą sześciomiesięczne okresy wstępne (zwane "rozruchami"), w czasie których odbywają staże. Każdego roku w "rozruchu" pozostaje około 500 tys. Duńczyków. Mobilność pracowników jest duża - co roku 30 proc. osób zmienia zajęcie. Starający się o pracę bezrobotni Duńczycy, którzy stosują się do reguł (ich przestrzeganie jest ściśle kontrolowane), otrzymują zasiłek średnio w wysokości 90 proc. płacy.
Prawie 67 proc. duńskich bezrobotnych znajduje pracę w ciągu sześciu miesięcy. Maksymalny okres otrzymywania zasiłku, przy pełnej aprobacie związkowców, organizacji pracodawców i państwa, skrócono z 9 lat do 4 lat. W atmosferze zgody przyjęto słowa duńskiego ministra spraw socjalnych z końca 1999 r.: "Przedsiębiorcy powinni mieć swobodę przyjmowania i zwalniania pracowników". W rezultacie długookresowe bezrobocie w Danii spadło o połowę, przedsiębiorstwa nie wahają się przyjmować pracowników, a miejsca pracy powstają głównie w sektorze prywatnym. Według OECD, Dania sytuuje się dziś w grupie państw europejskich o najmniej restrykcyjnym ustawodawstwie gospodarczym.
Wielu ekonomistów uważa "duński cud" za trwalszy niż gospodarcze wzloty Holandii czy celtyckiego tygrysa - Irlandii. Osiągnięcie sukcesu przy utrzymaniu szczodrych świadczeń, od zasiłków dla bezrobotnych po tanią opiekę nad dziećmi, bezpłatną edukację i opiekę zdrowotną, nie obyło się bez kosztów. Należą do nich wysokie ciężary fiskalne. Nie tak monstrualne jak w latach 70., kiedy szwedzka pisarka Astrid Lindgren musiała płacić podatek w wysokości 102 proc., a reżyser Ingmar Bergman po przesłuchaniu przez podejrzewających go o oszustwa podatkowe urzędników doznał załamania nerwowego i wyjechał ze Szwecji. Podatki w Skandynawii stanowią wciąż około 50 proc. PKB, podczas gdy w państwach anglosaskich - 35 proc.
Kiepskie karaoke
Wiele szwedzkich firm nadal krytykuje system podatkowy jako zbyt uciążliwy, dlatego niektóre koncerny, m.in. IKEA czy Tetra Pak, wolą działać poza terytorium macierzystej Szwecji. Mimo to przedsiębiorcy dostrzegają też atuty pracy w Skandynawii, równoważące niedogodności stwarzane przez fiskusa. Zaliczają do nich odpowiedzialną i elastyczną postawę pracowników i związkowców. Załoga firmy Getinge wytwarzającej sprzęt medyczny w każdy czwartek ustala, ile godzin będzie pracowała w następnym tygodniu - mniej niż 40, jeśli zmniejszają się zamówienia i dostawy, albo w godzinach nadliczbowych bez dodatkowego wynagrodzenia, jeśli rosną.
Choć czasem słychać, że Skandynawia zawdzięcza boom głównie dobrej koniunkturze - na norweską ropę, szwedzką stal czy fińską celulozę - która może przeminąć, większość ekonomistów przepowiada w najbliższych latach całemu regionowi stabilny wzrost w wysokości 2-3 proc. rocznie. Pokusy skopiowania tego sukcesu rodzą się w różnych miejscach Europy. Tyle że przeszczep nordyckiego modelu wymaga spełnienia warunków, które gdzie indziej mogą się wydać nierealne. Nie bez kozery Szwedzi bywają nazywani Japończykami Europy. Skandynawskie recepty kojarzą się czasem z socjalizmem, czasem trącą liberalizmem. Proste naśladownictwo - przestrzega były duński premier Poul Nyrup Rasmussen - może się zamienić w kiepskie karaoke.
Więcej możesz przeczytać w 45/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.