Liderzy PO mają tylko jedną wadę - nie są politykami w arystotelesowskim rozumieniu tego bytu
Maciej RybińskiWielkie odkrycie organizacji Human Rights Watch i "Washington Post": na Mazurach, w tajnym więzieniu CIA cierpią za wiarę talibowie z Klewek. Pewnie trzyma się ich w ziemiankach po Wehrwolfie. Jako wygnanych z Afganistanu, Pakistanu i Iraku powinno się ich przekazać pani Steinbach - byłby to polski wkład w budowę Centrum przeciw Wypędzeniom. Wstrząs etyczny wrażliwych polskich mediów był tak duży, że reporter jednej z telewizji spędził cały dzień na wieży lotniska Szymany pod Szczytnem, aby w końcu zaraportować: wpatrywałem się w niebo, ale nie widziałem ani jednego boeinga. Oczywiście, byłoby znacznie atrakcyjniej, gdyby mógł powiedzieć: ma się na deszcz, talibowie dziś nisko latają.
Chciałbym ujawnić postępowej prasie całego świata, niepokojącej się losem Osamy bin Ladena i z trudem dającej sobie radę bez jego orędzi, wielką tajemnicę. Osama siedzi w więzieniu w Warszawie, w celi po Adamie Michniku. Ostatnio dokwaterowano mu Lwa Rywina, co stanowi jawne pogwałcenie konwencji o zakazie stosowania tortur. Można się będzie zacząć oburzać, kiedy tylko zostanie ustalone, kto jest w tym wypadku ofiarą okrucieństwa.
Poza tym główną reakcją świata na przemiany w Polsce była manifestacja 100 gejów paryskich przeciw wyborowi Lecha Kaczyńskiego na prezydenta RP. W ten sposób, przynajmniej w Paryżu, problem "słoń a sprawa polska" zniknął i został zastąpiony nowym - "gej a sprawa polska". Europa będzie od tej chwili rozpatrywać sprawy Polski z punktu widzenia gejów i ich interesów. Doszły mnie słuchy, że w odwecie na Francuzach polskie przedstawicielki najstarszego, obok polityki, zawodu świata planują zorganizowanie na warszawskim Pigalaku demonstracji przeciw przejęciu Lasku Bulońskiego przez gejów i transwestytów oraz wyparciu z tego pełnego świetnych tradycji obszaru wszystkich kobiet płci żeńskiej. A tu akurat nasza nader skuteczna pełnomocniczka rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, Magdalena Środa, została właśnie zdymisjonowana przez męskie, szowinistyczne świnie, które dorwały się do władzy, a nawet pod błahym pretekstem oszczędności zlikwidowano jej urząd. I to mimo napomnień Jarugi-Nowackiej, że Polska straci pieniądze, które można było przecież przejeść w restauracji Casa Valdemar. Środa szuka pracy, więc mogłaby pojechać do Paryża, by przywracać równość płci w Bois de Boulogne. Kto wie, czy jej sukces nie uspokoiłby sytuacji w podparyskich blokowiskach.
W Warszawie PO przeszła do twardej opozycji i zapowiedziała sformowanie gabinetu cieni. "Czemu, cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz" - jak pisał Norwid. Jest to cienny pomysł, choć cokolwiek cienisty i zacieniony. Cień polityka będzie cieniem premiera. Ale przynajmniej wszystko będzie prawie tak jak w najstarszej demokracji - brytyjskiej. Z jednym wyjątkiem - tam funkcjonuje opozycja Jej Królewskiej Mości Elżbiety II. U nas będzie opozycja Jego Prezydenckiej Mości Lecha Kaczyńskiego. Chodzą słuchy, że w gabinecie cieni cieniem ministra zdrowia będzie minister zdrowia Zbigniew Religa, a cieniem ministra spraw zagranicznych minister spraw zagranicznych Stefan Meller. Ale czego to ludzie nie gadają w cieniu, czyli po ciemku.
Platforma przeszła do opozycji, czyli została na starym miejscu, tyle że tym razem oponuje u boku SLD. Tyz piknie, jak mówią starzy górale, którzy podobnie jak większość komentatorów politycznych nie potrafią zrozumieć dlaczego. Poważnie mówiąc, wygląda to tak, że liderzy PO są ludźmi wrażliwymi, uduchowionymi, subtelnymi, mają mnóstwo przymiotów i tylko jedną wadę - nie są politykami w arystotelesowskim rozumieniu tego bytu. Mają kwalifikację na wykładowców w katedrze etyki, i to teoretycznej, a nie stosowanej. Powinni się zająć rozwiązaniem odwiecznego dylematu między postulatem uspołecznienia - nie bądź świnią - a imperatywem samorealizacji - nie bądź dupą.
Po uzyskaniu grantów z Brukseli i sympozjach z udziałem Gronkiewicz-Waltz i Schetyny mogliby wyjść z gabinetu cieni na słońce, rozejrzeć się dokoła i zauważyć, że oprócz Tuska, Komorowskiego i gremiów partyjnych jest jeszcze parę milionów Polaków, którzy oczekują, że jak już się ktoś wziął do polityki, to będzie ją uprawiał. Od łzawych deklamacji mamy specjalistów, a życie wcale nie jest podobne do serialu "M jak miłość".
Walę w PO nie dlatego, że na nich głosowałem i czuję się wystrychnięty na dudka jak miliony innych. Walę, bo dostałem przed wyborami książkę Donalda Tuska z dedykacją "temu, który i na pisaniu, i na polityce zna się lepiej ode mnie". Walę, bo mi wolno.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Chciałbym ujawnić postępowej prasie całego świata, niepokojącej się losem Osamy bin Ladena i z trudem dającej sobie radę bez jego orędzi, wielką tajemnicę. Osama siedzi w więzieniu w Warszawie, w celi po Adamie Michniku. Ostatnio dokwaterowano mu Lwa Rywina, co stanowi jawne pogwałcenie konwencji o zakazie stosowania tortur. Można się będzie zacząć oburzać, kiedy tylko zostanie ustalone, kto jest w tym wypadku ofiarą okrucieństwa.
Poza tym główną reakcją świata na przemiany w Polsce była manifestacja 100 gejów paryskich przeciw wyborowi Lecha Kaczyńskiego na prezydenta RP. W ten sposób, przynajmniej w Paryżu, problem "słoń a sprawa polska" zniknął i został zastąpiony nowym - "gej a sprawa polska". Europa będzie od tej chwili rozpatrywać sprawy Polski z punktu widzenia gejów i ich interesów. Doszły mnie słuchy, że w odwecie na Francuzach polskie przedstawicielki najstarszego, obok polityki, zawodu świata planują zorganizowanie na warszawskim Pigalaku demonstracji przeciw przejęciu Lasku Bulońskiego przez gejów i transwestytów oraz wyparciu z tego pełnego świetnych tradycji obszaru wszystkich kobiet płci żeńskiej. A tu akurat nasza nader skuteczna pełnomocniczka rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, Magdalena Środa, została właśnie zdymisjonowana przez męskie, szowinistyczne świnie, które dorwały się do władzy, a nawet pod błahym pretekstem oszczędności zlikwidowano jej urząd. I to mimo napomnień Jarugi-Nowackiej, że Polska straci pieniądze, które można było przecież przejeść w restauracji Casa Valdemar. Środa szuka pracy, więc mogłaby pojechać do Paryża, by przywracać równość płci w Bois de Boulogne. Kto wie, czy jej sukces nie uspokoiłby sytuacji w podparyskich blokowiskach.
W Warszawie PO przeszła do twardej opozycji i zapowiedziała sformowanie gabinetu cieni. "Czemu, cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz" - jak pisał Norwid. Jest to cienny pomysł, choć cokolwiek cienisty i zacieniony. Cień polityka będzie cieniem premiera. Ale przynajmniej wszystko będzie prawie tak jak w najstarszej demokracji - brytyjskiej. Z jednym wyjątkiem - tam funkcjonuje opozycja Jej Królewskiej Mości Elżbiety II. U nas będzie opozycja Jego Prezydenckiej Mości Lecha Kaczyńskiego. Chodzą słuchy, że w gabinecie cieni cieniem ministra zdrowia będzie minister zdrowia Zbigniew Religa, a cieniem ministra spraw zagranicznych minister spraw zagranicznych Stefan Meller. Ale czego to ludzie nie gadają w cieniu, czyli po ciemku.
Platforma przeszła do opozycji, czyli została na starym miejscu, tyle że tym razem oponuje u boku SLD. Tyz piknie, jak mówią starzy górale, którzy podobnie jak większość komentatorów politycznych nie potrafią zrozumieć dlaczego. Poważnie mówiąc, wygląda to tak, że liderzy PO są ludźmi wrażliwymi, uduchowionymi, subtelnymi, mają mnóstwo przymiotów i tylko jedną wadę - nie są politykami w arystotelesowskim rozumieniu tego bytu. Mają kwalifikację na wykładowców w katedrze etyki, i to teoretycznej, a nie stosowanej. Powinni się zająć rozwiązaniem odwiecznego dylematu między postulatem uspołecznienia - nie bądź świnią - a imperatywem samorealizacji - nie bądź dupą.
Po uzyskaniu grantów z Brukseli i sympozjach z udziałem Gronkiewicz-Waltz i Schetyny mogliby wyjść z gabinetu cieni na słońce, rozejrzeć się dokoła i zauważyć, że oprócz Tuska, Komorowskiego i gremiów partyjnych jest jeszcze parę milionów Polaków, którzy oczekują, że jak już się ktoś wziął do polityki, to będzie ją uprawiał. Od łzawych deklamacji mamy specjalistów, a życie wcale nie jest podobne do serialu "M jak miłość".
Walę w PO nie dlatego, że na nich głosowałem i czuję się wystrychnięty na dudka jak miliony innych. Walę, bo dostałem przed wyborami książkę Donalda Tuska z dedykacją "temu, który i na pisaniu, i na polityce zna się lepiej ode mnie". Walę, bo mi wolno.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 45/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.