Szanowni słuchacze, pozwólcie mi przytoczyć starą rosyjską bajkę. Przychodzi nieszczęśliwa kobieta do szczęśliwej i prosi, by ta zdradziła tajemnicę szczęścia. Dobrze, jeśli przyniesiesz mi trzy wąsy tygrysa - padła odpowiedź. Nieszczęśliwa znalazła tygrysa, dbała o niego, czesała mu sierść. W końcu tygrys tak przyzwyczaił się do niej, że bez trudu wyrwała mu trzy wąsy. Rada szczęśliwej kobiety brzmiała: Jeśli tak samo jak o tygrysa będziesz dbała o męża, staniesz się szczęśliwą kobietą".
Tak na 24. Zgromadzeniu Parlamentarnym Państw Bałtyckich zakończył swoje wystąpienie dotyczące poprowadzenia gazociągu z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku Anatolij Łyskow, wiceprzewodniczący Komisji Prawnej Rady Federacji Rosyjskiej. Słuchacze zdębieli, bo nie spodziewali się tak obrazowego wykładu dotyczącego oczekiwań Rosji wobec sąsiadów. Jak twierdzą Rosjanie, państwa bałtyckie same są sobie winne, że projekt gazociągu omija Litwę, Łotwę i Estonię, a to ze względu na ich negatywny stosunek do wschodniego sąsiada i wracanie do "zaszłości historycznych", takich jak okupacja tych państw po II wojnie światowej.
Pętla gazowa
9 grudnia rozpoczną się prace nad budową gazociągu po dnie Bałtyku. Prócz Rosji i Niemiec w projekt zaangażują się prawdopodobnie firmy francuskie, brytyjskie lub holenderskie. Rurociąg ma ominąć nie tylko państwa bałtyckie, ale i Polskę, wpływa więc negatywnie na interesy ekonomiczne, a przede wszystkim polityczne tych krajów. Unia Europejska importuje z Rosji 23 proc. gazu zużywanego w krajach "starej" unii, z kolei nowe kraje członkowskie są - jak podają analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich - zależne od rosyjskich dostaw w 70-100 proc. Budowa gazociągu Rosja - Niemcy po dnie Bałtyku jeszcze bardziej obniży bezpieczeństwo energetyczne Polski i państw bałtyckich. Na powagę sytuacji wskazuje choćby konflikt rosyjsko-ukraiński dotyczący cen gazu dostarczanego na Ukrainę. Rosja ostrzegła już unię, że negatywny stosunek Ukrainy do podniesienia przez rosyjskiego dostawcę cen może spowodować problemy z dostawą gazu do krajów UE. Przebieg rurociągu przez Ukrainę sprawia, że w jej spory z Rosją muszą być angażowane kraje trzecie. Gdy jest się końcowym odbiorcą gazu, staje się twarzą w twarz z gospodarzem Kremla. I ma się niewiele argumentów. Położenie Łotwy i Litwy stanie się tym bardziej skomplikowane, że wkrótce zostanie zamknięta elektrownia atomowa w Ignalinie, która nie odpowiada wymogom bezpieczeństwa przyjętym w UE, a dostarcza większość prądu dla tych państw.
Chemiczny Bałtyk
Na dnie Bałtyku znajdują się zatopione po II wojnie światowej składy niemieckiej broni, m.in. chemicznej. Nie ustalono, gdzie dokładnie leżą ani jak należałoby je zabezpieczyć przy wydobywaniu, by uniknąć katastrofy ekologicznej. Ryzyko jest tym większe, że Bałtyk jest morzem zamkniętym i katastrofa zlikwidowałaby praktycznie możliwość korzystania z jego zasobów naturalnych. Nic dziwnego, że państwa bałtyckie zarzucają projektowi niedostosowanie się do wymagań międzynarodowych umów dotyczących bezpieczeństwa Bałtyku. Rosjanie i Niemcy przyznają, że firmy zaangażowane w projekt nie zawarły szczegółowych porozumień dotyczących bezpieczeństwa budowy. Gazociąg Rosja - Niemcy przyprawia o ból głowy kraje leżące nad Bałtykiem. W Tallinie szef Komisji Spraw Zagranicznych polskiego Sejmu Paweł Zalewski był oblegany przez przedstawicieli parlamentów mniejszych krajów i wysłuchiwał niedwuznacznych sugestii, że Polska powinna się stać liderem frontu sprzeciwu wobec projektu dwóch regionalnych mocarstw. Uczestnicy spotkania wskazywali, że dużo bezpieczniejsza ekologicznie i politycznie byłaby budowa rurociągu Amber, biegnącego przez Łotwę, Litwę, okręg kaliningradzki i Polskę (projekt ten jest znacznie tańszy niż budowa gazociągu bałtyckiego) lub drugiej nitki gazociągu jamalskiego (inicjatywa jeszcze tańsza i zapisana w umowach międzypaństwowych). W kuluarach wyrażano przekonanie, że państwom leżącym nad Bałtykiem niezbędne jest wsparcie i zrozumienie ze strony "starej" UE. Na razie budowa gazociągu po dnie Bałtyku jest chyba najbardziej jaskrawym przykładem tego, iż unia nie ma ani wspólnej polityki zagranicznej, ani wspólnej polityki bezpieczeństwa. Protesty Polski i krajów bałtyckich, poparte ważnymi argumentami, takimi jak bezpieczeństwo energetyczne i ekologiczne nowych krajów UE, będą skuteczne dopiero wtedy, gdy uda się stworzyć stały front sprzeciwu, potencjalnie grupujący 11 krajów członkowskich zagrożonych przez projekt. Uczestnicy spotkania w Tallinie po wysłuchaniu rosyjskich bajek narzekali w kuluarach, iż nowe państwa służą UE głównie jako rynki zbytu i źródło taniej siły roboczej. Nie traktuje się ich równoprawnie tam, gdzie w grę wchodzą kluczowe interesy polityczne i ekonomiczne.
Bunt maluchów
Lista interesów łączących nowe kraje członkowskie jest dostatecznie długa, by rządy tych państw zaczęły korzystać z istniejących już instrumentów, takich jak Zgromadzenie Bałtyckie, Rada Państw Morza Bałtyckiego czy grupa wyszehradzka, by nowi członkowie UE zyskali realny wpływ na politykę wspólnoty. Sprawa gazociągu może się okazać detonatorem buntu przeciw dyktatowi wielkich mocarstw "starej Europy" i doprowadzić do głębokiej przebudowy UE. W duchu solidarności, jak mówią liderzy nowych państw UE.
W przeciwnym razie rosyjska bajka może się zmaterializować, a struktury UE staną się szkołą obłaskawiania. Nie anonimowego tygrysa, ale rosyjskiego niedźwiedzia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.