Zabójcza śmieszność
Politycy mogą się oburzać na złośliwych kamerzystów i montażystów, mogą się doszukiwać w obrazach z Sejmu spisku, układu, tajnych służb. Mogą w zemście ogłaszać, że media są jak taksówka- zajęte lub wolne, albo powiadać, że w ogóle nie są wolne. Mogą: wolnoć Tomku w swoim domku, ale po to są pluralistyczne media, by te kretynizmy dostrzegły, skomentowały, obnażyły, a jak trzeba - wyśmiały. Może przede wszystkim w takiej sytuacji wyśmiały, bo nic nie jest dla polityka równie groźne i równie zabójcze jak śmieszność. Stolik dziennikarski w Sejmie, krążące po korytarzach zespoły dziennikarskie żywią się każdym potknięciem, każdą plotką, każdym żwawszym sformułowaniem. Po to tam są. Po to partie urządzają konferencje prasowe i uprzejmie zapraszają chętnych do ich słuchania i oglądania. Biada dla polityka, gdy go nie zauważą. Biada, gdy nie zechcą w ogóle pokazywać, tak jak to się zdarzyło z paktem dla stabilizacji, gdy to dziennikarze opuścili zgromadzenie mężów stanu. Ludzi mediów oskarżono wtedy - ni mniej, ni więcej - o nierzetelność, stronniczość, wręcz łamanie zawodowych zasad.
Rozhuśtana łajba
Polityka polska jest, co mogę nieśmiało powiedzieć po kilku miesiącach zasiadania w poselskich ławach, mniej więcej taka, jak ją gazety i telewizje pokazują. Raz robią to bardziej, raz mniej złośliwie, ale w miarę trafnie. Zawsze znajdzie się poseł czy jakiś pracownik klubu, który zdradzi tajemnice partii i dla zdobycia przyjaźni oraz przychylności dziennikarza odsłoni jakieś kulisy. Dziennikarze, ci bardziej doświadczeni, łatwo wyczuwają fałsz oświadczeń i potrafią nie gorzej od polityków odczytać ich gry. Tym łatwiej odtworzyć i poznać polityków, bo duża część ich aktywności toczy się przy podniesionej kurtynie. Wystarczyło posłuchać debaty budżetowej czy fatalnej debaty nad polityką zagraniczną.
Polityka polska na ogół nie należy do zdarzeń wyjątkowo estetycznych czy intelektualnie wyrafinowanych. Tym z nią gorzej, gdy co chwila rozhuśtuje się łajbę i jedni ze strachu niemal umierają, bojąc się o utratę stanowisk, inni wzywają do pokonania "układów". Wszystko to musi budzić pośród widzów i słuchaczy poczucie zagrożenia. Wywołuje jeszcze większy dystans, brak zaufania do polityki i polityków. O żadnych moralnych rewolucjach w tej sytuacji mowy być nie może, chyba że rewolucja moralna oznacza, że telewizja Trwam miałaby ustalać standardy moralności i politycznej poprawności. Nie ma nawet, co się tym zajmować. Nikt nikogo nie zmusi do oglądania produktów koncernu Rydzyka, bo są złe i robione nieprofesjonalnie. W tym tańcu chocholim udział biorą wszyscy. Jedni są karani i krytykowani za wywoływanie kryzysów, kolejni za strachliwość, aĘreszta za bezsilność i rezonerstwo.
Niezłomny tropiciel spisków
Lider PiS Jarosław Kaczyński - trzeba przyznać - przez lata nie był politykiem szczególnie przez media lubianym. Wręcz uchodził za symbol tego, co bywało nazywane oszołomstwem. Jego poprzedniej partii - Porozumieniu Centrum - przypisywano cechy i motywy najgorsze. A to ogłaszano, że szykuje zamach stanu, że jest siłą destrukcyjną, że chce wprowadzić system autorytarny. Tymczasem chodziło o walkę o władzę i głębokie różnice programowe. Kaczyński i jego ludzie w początkach lat 90. wystąpili z hasłem przyspieszenia. Twierdzili, że komunistyczna nomenklatura i aparat bezpieczeństwa po 1989 r. w grze ekonomicznej znalazły się w sytuacji uprzywilejowanej, zachowując w znacznej mierze kontrolę nad gospodarką i pośrednio nad systemem sądowniczym oraz w dużej mierze nad politycznym.
"Okrągły stół", zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, nie tyle przyniósł koniec socjalizmu, ile jego miękkie przedłużenie. W tym okresie pojawiły się i były poważnie interpretowane pojęcia kapitalizmu państwowego i renty władzy. Tezę tę potwierdzały badania socjologiczne. Jacek Wasilewski obliczył, że ponad połowa członków elit biznesu z 1998 r. aktywnie wspierała przed 1988Ęr. struktury komunistycznego państwa i partii. Jarosław Kaczyński był najbardziej wyrazistym krytykiem i demaskatorem tego modelu władzy. Walczył z nim, gdy prowadził kampanię wyborczą Lecha Wałęsy, gdy znalazł się przy nim w Belwederze i gdy stanął na czele ruchu antywałęsowskiego. Wszędzie szukał niewidocznych układów, spisków. Zawsze dawał do zrozumienia, że wie, ale nie może powiedzieć. Pozostała mu ta fatalna skłonność retoryczna do dziś. Twierdził, że Mieczysław Wachowski jest agentem bezpieki. Potem dawał do zrozumienia, że Lech Wałęsa był podsterowywany. Wszędzie szukał "układu". Mógł, i to całkiem zasadnie, twierdzić, że niektóre media są używane przeciw niemu. Istotnie dziwny był fenomen "Kuriera Polskiego". Na łamach tego dziennika ukazywały się materiały przeciw PC, które mogły być inspirowane przez tajne służby i osoby związane z pałacem prezydenckim. Właścicielem gazety był bliżej nieznany biznesmen Romuald Daniel Szczawiński, który nie wiadomo skąd zdobył fortunę, a jeden z czołowych jego dziennikarzy był związany z UOP, potem z kancelarią premiera Leszka Millera i był ministrem u Aleksandry Jakubowskiej.
Nie ma dymu bez ognia
Czy na podstawie jednorazowego przypadku - i to z początków lat 90. - związków świata dziennikarskiego ze służbami można wyprowadzać wniosek, że media w Polsce nie są wolne, a wszyscy dziennikarze sterowani przez sprytnych agentów 007? Czy można dziennikarzy obrażać i nazywać ich grupą służalczą wobec "układu"? Czy można generalnie zarzucić tym samym dziennikarzom, że fałszują obraz polskiej polityki, że przedstawiają ją w krzywym zwierciadle, szczególnie niekorzystnym dla PiS. Trzeba przyznać, że liderzy tego ugrupowania mają kiepską prasę. Życzliwości nie brak tylko w "Naszym Dzienniku". Ale posłowie Jarosław Kaczyński i Jacek Kurski zamiast rzucać pomówieniami, powinni udowodnić, że krytyka decyzji rządu i PiS jest powodowana niewiedzą i jakimiś interesami politycznymi, a nie względami merytorycznymi. Inaczej tworzą tylko kolejne zastępy przeciwników. Odnoszę wrażenie, że ogólna brzydota polskiej polityki jest dość wiernie przez prasę rejestrowana. Bywa, że poszczególne media urządzają brutalne polowania, bywa, że lubują się w wyszukiwaniu afer, konfliktów, ale w tym wypadku nie ma dymu bez ognia.
Hipoteza o związkach postkomunistycznej nomenklatury i władzy administracyjnej oraz sądowniczej w początkach III RP wydaje się mocno uzasadniona. Czy wyjaśnia całość zachowań politycznych i gospodarczych między rokiem 1988 a 2005? Czy dzieje III RP to historia budowana przez tajne służby, powiązania nomenklatury z organizacjami przestępczymi? Zdaje się, że Jarosław Kaczyński zatrzymał się w swojej diagnozie państwa na początku lat 90. i tylko rozszerza listę spiskowców. Już mu nie wystarczy dawna agentura i aparatczycy, więc dodaje do listy polityków PO, profesorów prawa, adwokatów, socjologów, dziennikarzy i resztę łże-elity. Niedługo się okaże, że sam musi walczyć z całym światem.
Wielka polaryzacja
Zarówno socjologowie, specjaliści od nauki o administracji, jak i sejmowe komisje śledcze od pewnego czasu wskazują na słabość państwa, pokazują, że polityczny panglossizm nie jest ideologią najtrafniejszą. Lecz jest wielka różnica między skrajnymi tezami Kaczyńskiego z jego spiskową wizją polityki a stwierdzeniami, że państwo po 16 latach wymaga poważnej reformy. Jak rozumiem, w wymiarze opisowym nie ma wielkich różnic w diagnozie liderów PiS i PO. Pisowcom udaje się, i to czasem skutecznie, zepchnąć swoich niedoszłych koalicjantów do roli naiwnych i bezkrytycznych obrońców III RP, tak jak z kolei liderom PO udaje się przekonać opinię publiczną, że PiS to w całości partia autorytarna i antydemokratyczna. Ten nadto wyostrzony konflikt symboliczny przyczynia się tylko do polaryzacji politycznej i w konsekwencji wzajemnego prowadzenia wojny na wyniszczenie. Dziać się tak będzie z jak najgorszymi skutkami dla publicznej rozmowy. Odbije się to fatalnie na ocenie polskiej polityki i tylko pogłębi niechęć obywateli do parlamentaryzmu i polskiej demokracji.
Chcąc nie chcąc, dwa największe obozy brną w konflikt, którego żaden nie jest w stanie ani wygrać, ani przerwać. Jakby złe fatum, a może złe nawyki pchają tylko ku zgorszeniu, bezsilności i obrzydzeniu.
UKŁAD MEDIALNY |
---|
JACEK KURSKI, poseł PiS |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.