Dziennikarze mają sympatie i poglądy, które nie mogą się podobać obecnym elitom władzy
Władza wykonawcza i ustawodawcza niemal w całości jest w rękach PiS. Władza sądownicza zachowuje neutralność. Czwarta władza, czyli władza mediów, spoczywa natomiast w rękach elity liberalnej zbliżonej do Platformy Obywatelskiej. Tak w każdym razie wynika z internetowej ankiety, przeprowadzonej na zlecenie "Wprost" przez Pentor wśród pokaźnej grupy dziennikarzy. Zdecydowana ich większość w wyborach parlamentarnych głosowała na platformę, a w wyborach prezydenckich na Tuska. Nadal zresztą zamierza głosować na PO i życzy sobie rządów tej formacji (ewentualnie w koalicji z PiS). Jak przystało na przyzwoitych centrystów, dziennikarze nie lubią żelaznego Ludwika, a dwóm braciom trzymającym władzę wystawiają - oględnie mówiąc - "ocenę negatywną". Nieco uprzejmiej odnoszą się do obecnego premiera, a niechęcią w równym stopniu darzą Przemysława Gosiewskiego i Andrzeja Leppera. Lubią i cenią Mellera i Mazowieckiego, Rokitę i Tuska, wreszcie Wałęsę.
Liberalny jak dziennikarz
Można rzec, że dziennikarze to łże-elita - jak to malowniczo ujął Jarosław Kaczyński - manipulująca opinią publiczną i zarażająca naród rzekomo obcymi mu poglądami. Obecną władzę może gorszyć przekonanie dziennikarzy, że są osobami dość niezależnymi. Tym bardziej że podobno naczelni w nikłym stopniu ingerują w materiały dziennikarskie. Ludzie mediów twierdzą też, że funkcjonują poza układem salonowo-politycznym, za którym węszą politycy PiS.
Nie kontrolowani przez nikogo dziennikarze w sposób swobodny mogą zatruwać dusze Polaków i wciskać im swoje liberalne widzimisię. A z ankiety wynika, że poglądy mają niejednoznaczne, bo są za lustracją w ogóle i pełną lustracją środowiska dziennikarskiego. Nie mają najlepszego zdania o prywatyzacji, ale w większej części są zwolennikami prostego, jednolitego systemu podatkowego i zdecydowanie wspierają ideę niezależnego banku centralnego. Chcą, by zagraniczne firmy inwestowały w Polsce. Są raczej za wprowadzeniem w szkolnictwie wyższym czesnego połączonego z rozwiniętym systemem stypendialnym. Opowiadają się za jakąś formą polityki prorodzinnej i popierają ograniczone w czasie zasiłki dla bezrobotnych. Nie są wielkimi zwolennikami związków zawodowych, są natomiast za zachowaniem ustawy antyaborcyjnej w obecnym brzmieniu. Krótko mówiąc, dziennikarze mają takie sympatie i poglądy, które nie mogą się w pełni podobać obecnym elitom władzy. Nie są one zgodne z kanonami ani PiS-owców, ani miłośników Samoobrony, ani tym bardziej Młodzieży Wszechpolskiej. Dziennikarze - jak można sądzić na podstawie ankiety - są zwolennikami poglądów umiarkowanych, zdroworozsądkowych, uchodzących wśród prawicy za wrogie, czyli liberalne.
Z tego że większość dziennikarzy ma poglądy niechętne PiS, nie należy wyciągać wniosków, iż będą oni dezinformować opinię publiczną czy podawać tylko te informacje, które są zgodne z ich temperamentem i poglądami. Prywatne opinie polityczne nie muszą się kłócić z rzetelnością zawodową. Od typowego dziennikarza oczekujemy wszakże, że poda obiektywnie informacje niezależnie od tego, czy dotyczą one Anty-Radia, czy też inwestycji Fiata w Polsce. Wymagamy wręcz, by potrafił (jak naukowiec) starannie oddzielać opinię od informacji. Co innego rola publicysty, komentatora, felietonisty.
Z tego, że większość dziennikarzy ma swoje poglądy, nie można wnosić, że stanowią oni część jakiejś łże-elity. Ten zarzut uważam za niezwykle poważny i ponury, gdyż stanowi replikę stalinowskiego poglądu na świat, według którego człowieka wygłaszającego odmienne od wodza opinie nie uważa się za krytyka, oponenta, ale za świadomego swoich złych intencji wroga. A wroga nie sposób przekonać, wroga można tylko zniszczyć.
Dziennikarze inteligenci
Dziennikarze, jak i znakomita większość inteligencji (szczególnie z większych miast), są zdecydowanie i jawnie antypisowscy. W tym sensie stanowią grupę (warstwę) o zbliżonej orientacji ideowej. Jarosław Kaczyński - jako ktoś, kto wyszedł ze środowiska inteligenckiego - jest wyjątkowo świadom "ograniczeń" czy "defektów" polskiej inteligencji. Twierdzi, że jest zarażona liberalizmem. Prezes PiS ma inteligentów za mięczaków, estetów, ludzi chwiejnych, a przede wszystkim skażonych obcymi wpływami. Kaczyński zrozumiał, że z inteligentami nie da się robić prawdziwej, wymarzonej przezeń rewolucji, zwanej przebudową państwa. Dlatego z premedytacją wybrał drogę narodowo-ludową, postawił na inne środowisko polityczne, odmienne idee i styl działania niż te, które mogłoby mu dyktować społeczne pochodzenie. Można wręcz odnieść wrażenie, że im bardziej przypomina (a nie wypomina) mu się inteligenckie korzenie, tym bardziej ich nienawidzi i tym bardziej, co znamienne, całkowicie je mistyfikuje.
Jarosław Kaczyński w walce z dziennikarzami, naukowcami, inteligencją sięgnął po powszechnie funkcjonujące klisze umysłowe, które cofają nas ku anachronicznym podziałom społecznym. Najważniejsza z tych klisz to podział na lud i elity, które tworzą inteligenci o postszlacheckim i rzekomo postkomunistycznym pochodzeniu (co uważam za synonim pochodzenia żydowskiego). "Masy ludowe" utożsamia się z tym, co w polskiej tradycji zdrowe, mocarne, skrzywdzone, niezepsute, katolickie, antysemickie, antyniemieckie, co opiera się na takich odczuciach jak nieufność, podejrzliwość i zawiść. Można rzec, że Jarosław Kaczyński uległ najgorszym stereotypom w myśleniu inteligencji o polskim ludzie. Tyle że zamiast pouczać lud - jak zwykło to robić wielu inteligentów - postanowił uwierzyć, że z tak wyobrażonym ludem należy przeprowadzać rewolucję i że taki właśnie lud będzie jego sprzymierzeńcem czy raczej pionkiem w grze o polską tożsamość, polską politykę i władzę nad państwem.
Endeckie stereotypy
Ideologia PiS zdaje się powielać stare endeckie stereotypy, które nigdy nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością. Tym bardziej nie mają dzisiaj. Sądzę, że spora część ankietowanych dziennikarzy (jak i inteligentów) wywodzi się wprost z tak zwanego ludu i wcale się swoich korzeni nie wyrzekła. Ambicją rodziców z niższych warstw społecznych z pewnością jest awans dzieci. Polacy masowo uwierzyli w choćby pragmatyczną wartość wykształcenia.
Kaczyński tworzy mityczny, fałszywy obraz polskiego społeczeństwa, podziałów, ludu i tym samym konstruuje całkowicie zideologizowany obraz przeciwnika. Jak w średniowiecznym obrazie piekła obok siebie gotują się kapitaliści, komuniści, dziennikarze, prawnicy, łże-elity, Platforma Obywatelska i reszta inteligencji. I z fałszywego obrazu świata PiS wyprowadza wnioski - dziennikarze to część salonu, osoby uległe i posłuszne zachodnim mocodawcom. Prezes PiS chce powoływać przeciw nim komisje śledcze, by w ten sposób wymyślone podziały stały się faktem. Gdy inteligencja reaguje oburzeniem na kolejne awantury w wykonaniu PiS, odpowiedź jest zawsze jedna, jak w komunistycznych czytankach: uderz w stół, a nożyce się odezwą. To, że inteligencja jest przeciw PiS, ma oznaczać, że jest przeciw zmianom, przeciw solidarnej Polsce, przeciw polskiemu ludowi, przeciw Polakom. Kaczyński jest mistrzem w tworzeniu łańcuchów tautologii. Jest mistrzem insynuacji, których broni jako wolności słowa i sumienia.
Nieufni i ostrożni
Dziennikarze nie powinni ulegać jakimkolwiek szantażom politycznym czy ideologicznym. Oczywiste jest (jak było w Polsce przed wojną i obecnie jest w Ameryce, Wielkiej Brytanii i Niemczech), że są grupą bardziej niż inne liberalną, wrażliwszą na kwestie wolności, wiedzącą z własnego doświadczenia, jak groźne potrafi być słowo, nieufną wobec wszelkich autorytarnych ciągot polityków. Taka jest natura tego zawodu i taki jest - czy też być powinien - etos tego środowiska. W czasach komunizmu środowisko to zostało wyjątkowo zniszczone. Tym bardziej teraz powinno bronić elementarnych zasad wolnościowych oraz reguł prawa i sprawiedliwości w życiu publicznym.
Fot: M. Stelmach
Liberalny jak dziennikarz
Można rzec, że dziennikarze to łże-elita - jak to malowniczo ujął Jarosław Kaczyński - manipulująca opinią publiczną i zarażająca naród rzekomo obcymi mu poglądami. Obecną władzę może gorszyć przekonanie dziennikarzy, że są osobami dość niezależnymi. Tym bardziej że podobno naczelni w nikłym stopniu ingerują w materiały dziennikarskie. Ludzie mediów twierdzą też, że funkcjonują poza układem salonowo-politycznym, za którym węszą politycy PiS.
Nie kontrolowani przez nikogo dziennikarze w sposób swobodny mogą zatruwać dusze Polaków i wciskać im swoje liberalne widzimisię. A z ankiety wynika, że poglądy mają niejednoznaczne, bo są za lustracją w ogóle i pełną lustracją środowiska dziennikarskiego. Nie mają najlepszego zdania o prywatyzacji, ale w większej części są zwolennikami prostego, jednolitego systemu podatkowego i zdecydowanie wspierają ideę niezależnego banku centralnego. Chcą, by zagraniczne firmy inwestowały w Polsce. Są raczej za wprowadzeniem w szkolnictwie wyższym czesnego połączonego z rozwiniętym systemem stypendialnym. Opowiadają się za jakąś formą polityki prorodzinnej i popierają ograniczone w czasie zasiłki dla bezrobotnych. Nie są wielkimi zwolennikami związków zawodowych, są natomiast za zachowaniem ustawy antyaborcyjnej w obecnym brzmieniu. Krótko mówiąc, dziennikarze mają takie sympatie i poglądy, które nie mogą się w pełni podobać obecnym elitom władzy. Nie są one zgodne z kanonami ani PiS-owców, ani miłośników Samoobrony, ani tym bardziej Młodzieży Wszechpolskiej. Dziennikarze - jak można sądzić na podstawie ankiety - są zwolennikami poglądów umiarkowanych, zdroworozsądkowych, uchodzących wśród prawicy za wrogie, czyli liberalne.
Z tego że większość dziennikarzy ma poglądy niechętne PiS, nie należy wyciągać wniosków, iż będą oni dezinformować opinię publiczną czy podawać tylko te informacje, które są zgodne z ich temperamentem i poglądami. Prywatne opinie polityczne nie muszą się kłócić z rzetelnością zawodową. Od typowego dziennikarza oczekujemy wszakże, że poda obiektywnie informacje niezależnie od tego, czy dotyczą one Anty-Radia, czy też inwestycji Fiata w Polsce. Wymagamy wręcz, by potrafił (jak naukowiec) starannie oddzielać opinię od informacji. Co innego rola publicysty, komentatora, felietonisty.
Z tego, że większość dziennikarzy ma swoje poglądy, nie można wnosić, że stanowią oni część jakiejś łże-elity. Ten zarzut uważam za niezwykle poważny i ponury, gdyż stanowi replikę stalinowskiego poglądu na świat, według którego człowieka wygłaszającego odmienne od wodza opinie nie uważa się za krytyka, oponenta, ale za świadomego swoich złych intencji wroga. A wroga nie sposób przekonać, wroga można tylko zniszczyć.
Dziennikarze inteligenci
Dziennikarze, jak i znakomita większość inteligencji (szczególnie z większych miast), są zdecydowanie i jawnie antypisowscy. W tym sensie stanowią grupę (warstwę) o zbliżonej orientacji ideowej. Jarosław Kaczyński - jako ktoś, kto wyszedł ze środowiska inteligenckiego - jest wyjątkowo świadom "ograniczeń" czy "defektów" polskiej inteligencji. Twierdzi, że jest zarażona liberalizmem. Prezes PiS ma inteligentów za mięczaków, estetów, ludzi chwiejnych, a przede wszystkim skażonych obcymi wpływami. Kaczyński zrozumiał, że z inteligentami nie da się robić prawdziwej, wymarzonej przezeń rewolucji, zwanej przebudową państwa. Dlatego z premedytacją wybrał drogę narodowo-ludową, postawił na inne środowisko polityczne, odmienne idee i styl działania niż te, które mogłoby mu dyktować społeczne pochodzenie. Można wręcz odnieść wrażenie, że im bardziej przypomina (a nie wypomina) mu się inteligenckie korzenie, tym bardziej ich nienawidzi i tym bardziej, co znamienne, całkowicie je mistyfikuje.
Jarosław Kaczyński w walce z dziennikarzami, naukowcami, inteligencją sięgnął po powszechnie funkcjonujące klisze umysłowe, które cofają nas ku anachronicznym podziałom społecznym. Najważniejsza z tych klisz to podział na lud i elity, które tworzą inteligenci o postszlacheckim i rzekomo postkomunistycznym pochodzeniu (co uważam za synonim pochodzenia żydowskiego). "Masy ludowe" utożsamia się z tym, co w polskiej tradycji zdrowe, mocarne, skrzywdzone, niezepsute, katolickie, antysemickie, antyniemieckie, co opiera się na takich odczuciach jak nieufność, podejrzliwość i zawiść. Można rzec, że Jarosław Kaczyński uległ najgorszym stereotypom w myśleniu inteligencji o polskim ludzie. Tyle że zamiast pouczać lud - jak zwykło to robić wielu inteligentów - postanowił uwierzyć, że z tak wyobrażonym ludem należy przeprowadzać rewolucję i że taki właśnie lud będzie jego sprzymierzeńcem czy raczej pionkiem w grze o polską tożsamość, polską politykę i władzę nad państwem.
Endeckie stereotypy
Ideologia PiS zdaje się powielać stare endeckie stereotypy, które nigdy nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością. Tym bardziej nie mają dzisiaj. Sądzę, że spora część ankietowanych dziennikarzy (jak i inteligentów) wywodzi się wprost z tak zwanego ludu i wcale się swoich korzeni nie wyrzekła. Ambicją rodziców z niższych warstw społecznych z pewnością jest awans dzieci. Polacy masowo uwierzyli w choćby pragmatyczną wartość wykształcenia.
Kaczyński tworzy mityczny, fałszywy obraz polskiego społeczeństwa, podziałów, ludu i tym samym konstruuje całkowicie zideologizowany obraz przeciwnika. Jak w średniowiecznym obrazie piekła obok siebie gotują się kapitaliści, komuniści, dziennikarze, prawnicy, łże-elity, Platforma Obywatelska i reszta inteligencji. I z fałszywego obrazu świata PiS wyprowadza wnioski - dziennikarze to część salonu, osoby uległe i posłuszne zachodnim mocodawcom. Prezes PiS chce powoływać przeciw nim komisje śledcze, by w ten sposób wymyślone podziały stały się faktem. Gdy inteligencja reaguje oburzeniem na kolejne awantury w wykonaniu PiS, odpowiedź jest zawsze jedna, jak w komunistycznych czytankach: uderz w stół, a nożyce się odezwą. To, że inteligencja jest przeciw PiS, ma oznaczać, że jest przeciw zmianom, przeciw solidarnej Polsce, przeciw polskiemu ludowi, przeciw Polakom. Kaczyński jest mistrzem w tworzeniu łańcuchów tautologii. Jest mistrzem insynuacji, których broni jako wolności słowa i sumienia.
Nieufni i ostrożni
Dziennikarze nie powinni ulegać jakimkolwiek szantażom politycznym czy ideologicznym. Oczywiste jest (jak było w Polsce przed wojną i obecnie jest w Ameryce, Wielkiej Brytanii i Niemczech), że są grupą bardziej niż inne liberalną, wrażliwszą na kwestie wolności, wiedzącą z własnego doświadczenia, jak groźne potrafi być słowo, nieufną wobec wszelkich autorytarnych ciągot polityków. Taka jest natura tego zawodu i taki jest - czy też być powinien - etos tego środowiska. W czasach komunizmu środowisko to zostało wyjątkowo zniszczone. Tym bardziej teraz powinno bronić elementarnych zasad wolnościowych oraz reguł prawa i sprawiedliwości w życiu publicznym.
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 19/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.