Finansową klapą skończy się mundial w Niemczech - tak jak wszystkie tego typu imprezy
od 1994 r.
Małgorzata Zdziechowska
Berlin
Taka szansa nigdy więcej nam się nie trafi" - przekonywał na początku 2000 r. słynny trener i piłkarz Franz Beckenbauer. Dziś Beckenbauer, szef komitetu organizacyjnego mundialu, zastanawia się, ile ta szansa przyniesie strat. Mistrzostwa świata w piłce nożnej miały spowodować cud gospodarczy w Niemczech. Według prognoz Postbanku (przypadkiem sponsora międzynarodowej federacji piłkarskiej FIFA), dzięki mistrzostwom niemiecki PKB miał wzrosnąć o dodatkowe 0,3 proc., wydatki na konsumpcję - o 2-3 mld euro, a do budżetu w ciągu następnych trzech lat miało wpłynąć dodatkowe 10 mld euro. Prognozowano powstanie 60 tys. nowych miejsc pracy, z czego połowa miała się utrzymać także po zakończeniu mistrzostw. Tymczasem koszty organizacji sięgnęły miliardów: optymistyczne szacunki mówią o 9 mld euro, a pesymistyczne - o 12 mld euro. Profity są wielce problematyczne. - Obietnice poprawy koniunktury gospodarczej to był zwykły marketing. Od mundialu w USA w 1994 r. wszystkie masowe imprezy sportowe były deficytowe. W najlepszym razie gospodarka dostanie impuls w wysokości 2,5 mld euro, czyli tyle, ile daje rocznie na przykład niemiecki przemysł cementowy - mówi "Wprost" prof. Gert Wagner, dyrektor Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych DIW.
Jak duża może być mundialowa klapa? Przedsmak daje przykład lwa Goleo, maskotki piłkarskich mistrzostw świata. Tak źle się sprzedaje, że niemiecki producent uśmiechającego się lwa z gęstą grzywą na początku maja musiał ogłosić niewypłacalność. Niemieccy ekonomiści odrzucają też argument, że mistrzostwa świata przyniosą ich krajowi liczone w miliardach euro korzyści promocyjne. Takie korzyści, ich zdaniem, mogą odnieść tylko kraje na dorobku, takie jak Polska, Ukraina czy Węgry.
Najdroższe bilety świata
Najważniejszym sponsorem mundialu jest niemiecki podatnik: państwo poniosło dwie trzecie kosztów organizacyjnych. Stąd państwowy marketing na wielką skalę. Nie okazał się on jednak skuteczny. Ekonomista Markus Kurschiedt z Uniwersytetu Ruhr w Bochum twierdzi, że mistrzostwa świata w piłce nożnej w Niemczech przyniosą miliardowe straty. Dwanaście miast, w których od 9 czerwca do 9 lipca odbędą się 64 mecze, na przygotowania do mistrzostw wyłożyło 1,2 mld euro. Ministerstwo Transportu na usprawnienie komunikacji miejskiej wydało 802 mln euro, a systemy informatyczne na dworcach kosztowały 55 mln euro. Do tego dochodzą liczone w dziesiątkach milionów euro wydatki landów. Najwięcej pochłonęły naprawy i przystosowanie do potrzeb mistrzostw stadionów, z państwowej kasy wydano na ten cel 874 mln euro. Każdy z 1,1 mln sprzedanych biletów państwo niemieckie subwencjonowało kwotą 780 euro. Według badania przeprowadzonego przez "Berliner Zeitung", najwięcej do biletu dołożyli mieszkańcy Frankfurtu, gdzie sprzedany na wolnym rynku bilet kosztował podatników 1750 euro, Berlina (1326 euro) i Kolonii (1170 euro). Markus Kurschiedt kwestionuje sens wydatków na stadiony. - Po mistrzostwach będą tylko problemy z ich zapełnieniem - tłumaczy. - Jak często Rolling Stones lub Robbie Williams mogą wyruszać w tournée, żeby zapełnić stadiony w Niemczech? - ironizuje.
Stracone złudzenia
Zamiast zapowiadanych 60 tys. nowych miejsc pracy powstało ich 23 tys., z czego większość zniknie po mistrzostwach. Podobnie jest z liczbą turystów, których miało być 3 mln (w tym 2 mln Niemców). Dodatkowe wpływy z tego tytułu szacowano na 3 mld euro. Tymczasem na tydzień przed mistrzostwami, nie licząc schronisk młodzieżowych i pokoi wieloosobowych, w których większość miejsc jest już zarezerwowana, wszędzie można znaleźć wolne pokoje. - Nawet w dniach, w których odbywają się gry, nie będzie problemów ze znalezieniem wolnego miejsca w hotelu - mówi Hanns Peter Nerger, szef spółki Berlin Tourismus Marketing GmbH (BTM). FIFA z 8 tys. zarezerwowanych miejsc zwróciła 5 tys., stawiając wiele z 76 współpracujących hoteli w trudnej sytuacji. Dla luksusowego hotelu Estrel zwrot dwóch grupowych rezerwacji (FIFA zarezerwowała 70 proc. z 1125 pokoi) oznacza finansową katastrofę.
Branża hotelarska jest największą ofiarą propagandy sukcesu finansowego mundialu. Ze względu na mistrzostwa i obawy o brak wolnych miejsc w hotelach nie zaplanowano na ten rok większości odbywających się tradycyjnie w Berlinie w czerwcu kongresów i spotkań biznesowych. Tym samym właścicieli luksusowych hoteli pozbawiono głównego źródła dochodów. A wystarczyło sprawdzić, że mistrzostwa Europy w piłce nożnej w 2004 r. w Portugalii i olimpiada w Grecji w tymże 2004 r. nie przełożyły się na zwiększenie liczby turystów. Powody do trosk mają także biura turystyczne. Wielu Niemców zrezygnowało bowiem z wyjazdów zagranicznych ze względu na mistrzostwa świata.
Wyssane z palca okazują się dzienne wydatki przeciętnego kibica, które według szacunków Landesbanku Rheinland--Pfalz powinny wynieść 600 euro. Żeby ta kwota była realna, przeciętny kibic musiałby się rano udać po podarunki dla najbliższych do luksusowych sklepów, pójść na obiad do drogiej restauracji, oglądając mecz, wysyłać przez komórkę co kilkanaście sekund zdjęcia ze stadionu i nocować przynajmniej w czterogwiazdkowym hotelu. Prof. Wagner realne wydatki przeciętnego kibica szacuje na 35-200 euro dziennie.
Skazani na porażkę?
Już mistrzostwa świata w USA w 1994 r. mimo rekordowej liczby widzów przyniosły straty w wysokości 4 mld USD. Amerykanom po igrzyskach w Atlancie pozostał właściwie tylko Park Olimpijski. Reszta okazała się nieprzydatna. - Ostatnim przykładem nieopłacalności finansowej masowych imprez była olimpiada w Atenach - mówi prof. Wagner. Grecy na przygotowanie Igrzysk Olimpijskich w Atenach w 2004 r. wydali 9 mld euro. Bilans po igrzyskach to wzrost bezrobocia (szczególnie wśród imigrantów, którzy budowali wioskę olimpijską), gigantyczny dług, który Grecy będą spłacali przez kolejne 10 lat, opustoszałe budynki i świecące pustką stadiony. Grecy jeszcze długo będą ponosili koszty igrzysk, bo utrzymanie w dobrym stanie obiektów i ich dozór będzie kosztować 130 mln euro rocznie. Najlepszym dowodem na to jest niszczejąca wioska olimpijska w Atenach. Grecy mają problemy z zapełnieniem nawet głównego stadionu olimpijskiego. Wobec horrendalnych kosztów ponoszonych przez państwo zdecydowano się zamienić wioskę olimpijską w przytułek dla ubogich. Mieszkania, w których latem 2004 r. mieszkali sportowcy, służą dziś jako lokale socjalne.
Organizatorzy mundiali i olimpiad twierdzą, że są to dochodowe imprezy, bo państwowe dotacje traktują jak wydatki modernizacyjne w infrastrukturę, które państwo i tak ponosi. Problemem jest to, że są to wydatki nieracjonalne i zawyżone. Nieracjonalne, bo chodzi o przerost specyficznej infrastruktury, której na co dzień nie sposób wykorzystać tak jak podczas mundialu czy olimpiady. Zawyżone, bo zawsze gdy płaci państwo, koszty są rozdęte (nawet o 40 proc.), żeby zarobili wszyscy, którzy zarobić powinni.
od 1994 r.
Małgorzata Zdziechowska
Berlin
Taka szansa nigdy więcej nam się nie trafi" - przekonywał na początku 2000 r. słynny trener i piłkarz Franz Beckenbauer. Dziś Beckenbauer, szef komitetu organizacyjnego mundialu, zastanawia się, ile ta szansa przyniesie strat. Mistrzostwa świata w piłce nożnej miały spowodować cud gospodarczy w Niemczech. Według prognoz Postbanku (przypadkiem sponsora międzynarodowej federacji piłkarskiej FIFA), dzięki mistrzostwom niemiecki PKB miał wzrosnąć o dodatkowe 0,3 proc., wydatki na konsumpcję - o 2-3 mld euro, a do budżetu w ciągu następnych trzech lat miało wpłynąć dodatkowe 10 mld euro. Prognozowano powstanie 60 tys. nowych miejsc pracy, z czego połowa miała się utrzymać także po zakończeniu mistrzostw. Tymczasem koszty organizacji sięgnęły miliardów: optymistyczne szacunki mówią o 9 mld euro, a pesymistyczne - o 12 mld euro. Profity są wielce problematyczne. - Obietnice poprawy koniunktury gospodarczej to był zwykły marketing. Od mundialu w USA w 1994 r. wszystkie masowe imprezy sportowe były deficytowe. W najlepszym razie gospodarka dostanie impuls w wysokości 2,5 mld euro, czyli tyle, ile daje rocznie na przykład niemiecki przemysł cementowy - mówi "Wprost" prof. Gert Wagner, dyrektor Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych DIW.
Jak duża może być mundialowa klapa? Przedsmak daje przykład lwa Goleo, maskotki piłkarskich mistrzostw świata. Tak źle się sprzedaje, że niemiecki producent uśmiechającego się lwa z gęstą grzywą na początku maja musiał ogłosić niewypłacalność. Niemieccy ekonomiści odrzucają też argument, że mistrzostwa świata przyniosą ich krajowi liczone w miliardach euro korzyści promocyjne. Takie korzyści, ich zdaniem, mogą odnieść tylko kraje na dorobku, takie jak Polska, Ukraina czy Węgry.
Najdroższe bilety świata
Najważniejszym sponsorem mundialu jest niemiecki podatnik: państwo poniosło dwie trzecie kosztów organizacyjnych. Stąd państwowy marketing na wielką skalę. Nie okazał się on jednak skuteczny. Ekonomista Markus Kurschiedt z Uniwersytetu Ruhr w Bochum twierdzi, że mistrzostwa świata w piłce nożnej w Niemczech przyniosą miliardowe straty. Dwanaście miast, w których od 9 czerwca do 9 lipca odbędą się 64 mecze, na przygotowania do mistrzostw wyłożyło 1,2 mld euro. Ministerstwo Transportu na usprawnienie komunikacji miejskiej wydało 802 mln euro, a systemy informatyczne na dworcach kosztowały 55 mln euro. Do tego dochodzą liczone w dziesiątkach milionów euro wydatki landów. Najwięcej pochłonęły naprawy i przystosowanie do potrzeb mistrzostw stadionów, z państwowej kasy wydano na ten cel 874 mln euro. Każdy z 1,1 mln sprzedanych biletów państwo niemieckie subwencjonowało kwotą 780 euro. Według badania przeprowadzonego przez "Berliner Zeitung", najwięcej do biletu dołożyli mieszkańcy Frankfurtu, gdzie sprzedany na wolnym rynku bilet kosztował podatników 1750 euro, Berlina (1326 euro) i Kolonii (1170 euro). Markus Kurschiedt kwestionuje sens wydatków na stadiony. - Po mistrzostwach będą tylko problemy z ich zapełnieniem - tłumaczy. - Jak często Rolling Stones lub Robbie Williams mogą wyruszać w tournée, żeby zapełnić stadiony w Niemczech? - ironizuje.
Stracone złudzenia
Zamiast zapowiadanych 60 tys. nowych miejsc pracy powstało ich 23 tys., z czego większość zniknie po mistrzostwach. Podobnie jest z liczbą turystów, których miało być 3 mln (w tym 2 mln Niemców). Dodatkowe wpływy z tego tytułu szacowano na 3 mld euro. Tymczasem na tydzień przed mistrzostwami, nie licząc schronisk młodzieżowych i pokoi wieloosobowych, w których większość miejsc jest już zarezerwowana, wszędzie można znaleźć wolne pokoje. - Nawet w dniach, w których odbywają się gry, nie będzie problemów ze znalezieniem wolnego miejsca w hotelu - mówi Hanns Peter Nerger, szef spółki Berlin Tourismus Marketing GmbH (BTM). FIFA z 8 tys. zarezerwowanych miejsc zwróciła 5 tys., stawiając wiele z 76 współpracujących hoteli w trudnej sytuacji. Dla luksusowego hotelu Estrel zwrot dwóch grupowych rezerwacji (FIFA zarezerwowała 70 proc. z 1125 pokoi) oznacza finansową katastrofę.
Branża hotelarska jest największą ofiarą propagandy sukcesu finansowego mundialu. Ze względu na mistrzostwa i obawy o brak wolnych miejsc w hotelach nie zaplanowano na ten rok większości odbywających się tradycyjnie w Berlinie w czerwcu kongresów i spotkań biznesowych. Tym samym właścicieli luksusowych hoteli pozbawiono głównego źródła dochodów. A wystarczyło sprawdzić, że mistrzostwa Europy w piłce nożnej w 2004 r. w Portugalii i olimpiada w Grecji w tymże 2004 r. nie przełożyły się na zwiększenie liczby turystów. Powody do trosk mają także biura turystyczne. Wielu Niemców zrezygnowało bowiem z wyjazdów zagranicznych ze względu na mistrzostwa świata.
Wyssane z palca okazują się dzienne wydatki przeciętnego kibica, które według szacunków Landesbanku Rheinland--Pfalz powinny wynieść 600 euro. Żeby ta kwota była realna, przeciętny kibic musiałby się rano udać po podarunki dla najbliższych do luksusowych sklepów, pójść na obiad do drogiej restauracji, oglądając mecz, wysyłać przez komórkę co kilkanaście sekund zdjęcia ze stadionu i nocować przynajmniej w czterogwiazdkowym hotelu. Prof. Wagner realne wydatki przeciętnego kibica szacuje na 35-200 euro dziennie.
Skazani na porażkę?
Już mistrzostwa świata w USA w 1994 r. mimo rekordowej liczby widzów przyniosły straty w wysokości 4 mld USD. Amerykanom po igrzyskach w Atlancie pozostał właściwie tylko Park Olimpijski. Reszta okazała się nieprzydatna. - Ostatnim przykładem nieopłacalności finansowej masowych imprez była olimpiada w Atenach - mówi prof. Wagner. Grecy na przygotowanie Igrzysk Olimpijskich w Atenach w 2004 r. wydali 9 mld euro. Bilans po igrzyskach to wzrost bezrobocia (szczególnie wśród imigrantów, którzy budowali wioskę olimpijską), gigantyczny dług, który Grecy będą spłacali przez kolejne 10 lat, opustoszałe budynki i świecące pustką stadiony. Grecy jeszcze długo będą ponosili koszty igrzysk, bo utrzymanie w dobrym stanie obiektów i ich dozór będzie kosztować 130 mln euro rocznie. Najlepszym dowodem na to jest niszczejąca wioska olimpijska w Atenach. Grecy mają problemy z zapełnieniem nawet głównego stadionu olimpijskiego. Wobec horrendalnych kosztów ponoszonych przez państwo zdecydowano się zamienić wioskę olimpijską w przytułek dla ubogich. Mieszkania, w których latem 2004 r. mieszkali sportowcy, służą dziś jako lokale socjalne.
Organizatorzy mundiali i olimpiad twierdzą, że są to dochodowe imprezy, bo państwowe dotacje traktują jak wydatki modernizacyjne w infrastrukturę, które państwo i tak ponosi. Problemem jest to, że są to wydatki nieracjonalne i zawyżone. Nieracjonalne, bo chodzi o przerost specyficznej infrastruktury, której na co dzień nie sposób wykorzystać tak jak podczas mundialu czy olimpiady. Zawyżone, bo zawsze gdy płaci państwo, koszty są rozdęte (nawet o 40 proc.), żeby zarobili wszyscy, którzy zarobić powinni.
Więcej możesz przeczytać w 22/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.