Japonia, kraj trzęsień ziemi, przeżywa trzęsienie polityczne. Po niedawnych wyborach do izby wyższej parlamentu rządząca Partia Liberalno-Demokratyczna znalazła się tam w mniejszości, tracąc 30 mandatów. Najgorszy, zdaniem komentatorów, blamaż konserwatywnej PLD od jej powstania w 1955 r. jest porażką premiera Szinzo Abe. Po przejęciu władzy we wrześniu 2006 r. od popularnego Junichiro Koizumiego Abe poświęcał więcej uwagi kwestiom ideologicznym (rewizja pacyfistycznej konstytucji, umocnienie tożsamości narodowej, więcej treści patriotycznych w edukacji) niż niepokojącym wyborców opóźnieniom w reformie systemu emerytalnego i służby zdrowia czy rosnącym nierównościom między miastami i prowincją. Po drodze rząd stracił też, w atmosferze skandalu, kilku ministrów, w tym obrony (usprawiedliwiał zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę) i rolnictwa (powiesił się, uwikłany w aferę korupcyjną). Jesienią zeszłego roku Shinzo Abe obiecywał społeczeństwu budowę „pięknej Japonii", bardziej pewnej siebie i poważanej w świecie. Scenariusz na najbliższą przyszłość, czego dowodem choćby niepokój na tokijskiej giełdzie, rysuje się na razie brzydko.
Waldemar Kedaj
Więcej możesz przeczytać w 32/33/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.