Nikt, kto będzie rządził Polską w najbliższych latach, nie cofnie już nas do III RP
Dlaczego tylu budowniczych III RP tak irytują rządy PiS? Dlaczego z taką zaciekłością atakują braci Kaczyńskich? Wiele wskazuje na to, że z powodu pułapki, którą bracia Kaczyńscy na nich zastawili. To pułapka podobna do tej, którą komuniści zastawili na twórców III RP, tyle że à rebours (III RP zagwarantowała komunistom miękkie lądowanie i bezpieczeństwo, a budowniczowie III RP byli strażnikami tego, żeby komunistom nie spadł włos z głowy). Teraz zorientowali się, że jeśli przejmą władzę (lub tylko będą ją współsprawować), będą jednocześnie budowniczymi, a co najmniej zarządcami IV RP. A jeśli władzy nie przejmą, nie uda im się IV RP zdemontować (vide: „Chamstwo w państwie").
Najbardziej wścieka budowniczych III RP to, że to nie oni, lecz premier i szef PiS rozwiązał problem Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Rozwiązał, praktycznie rozwiązując te partie. A przynajmniej ogromnie stępił ich destrukcyjne ostrze (vide: „Darwin ofiarny"). Nic tak nie zaszkodziło LPR i Samoobronie jak współpraca z PiS. I opozycja może wybrzydzać, ale to Jarosław Kaczyński, a nie ona, skanalizował populistyczno-narodowe ekstrema, a wielu polityków wręcz zaprowadził przed oblicze prokuratora (vide: „Kiedy zlepperują Leppera"). Opozycję to strasznie wnerwia, bo miało być inaczej: to PiS i bracia Kaczyńscy mieli stracić na sojuszu z Samoobroną i LPR. I jak teraz mają szermować argumentem, że w Polsce Kaczyńskich rosną w siłę nacjonaliści i ludzie o marnej reputacji? A szermują niczym Roman Giertych nowymi pomysłami: najnowsze przykłady to Bronisław Geremek we włoskiej „La Repubblica” i Adam Michnik w niemieckim miesięczniku „Cicero”.
Budowniczowie III RP muszą się wpisać w projekt Rzeczypospolitej numer cztery, bo ich Polski już nie ma. Nie ma tego charakterystycznego dla III RP ciepełka i zrozumienia dla „kradzieży pierwszego miliona", dla „zapomnienia i wybaczenia" w imię lepszej przyszłości, dla rządów dusz jedynie słusznych autorytetów. Nie ma też już przyzwolenia czy pobłażania dla korupcji (i to jest największa zasługa powołania Centralnego Biura Antykorupcyjnego mimo jego wszelkich rzeczywistych czy wydumanych wpadek) i nie ma już medialnego monopolu „obozu postępu”. Nikt, kto będzie rządził Polską w najbliższych latach, nie cofnie już nas do III RP, tak jak tej ostatniej nie dało się jednak cofnąć do PRL. Czyż to nie irytujące, że trzeba będzie realizować cudzy polityczny projekt (dla PO nie całkiem cudzy, skoro ideę IV RP forsowali na przykład Jan Rokita i Paweł Śpiewak)?
A jak musi wnerwiać to, że mimo zmasowanej czarnej propagandy „strasznego reżimu bliźniaków" Polska jest postrzegana jako kraj na wskroś normalny. Bo czy te miliony turystów (w tym roku chyba padnie rekord) przyjeżdżałyby nad Wisłę, gdyby rzeczywiście panował tu taki zamordyzm, jak sugerują w zagranicznych mediach „polskie sumienia" i ich zachodni koledzy? Czy w ciągu pięciu miesięcy 2007 r. napłynęłoby do „totalitarnego skansenu” 6,4 mld dolarów bezpośrednich inwestycji? Czyżby zachodni inwestorzy byli ślepi i otumanieni przez reżim Kaczyńskich? Czy Polska weszłaby za kilka miesięcy do strefy Schengen, co oznacza, że zachodni partnerzy powierzają nam część odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo, gdyby nasz kraj był jednym wielkim obozem w stylu Berezy Kartuskiej?
Polska sytuacja bardzo przypomina tę we Włoszech. Tam odpowiednicy naszych budowniczych III RP (premier Romano Prodi i postkomunistyczna ferajna) jak mogli, zohydzali rządy Silvia Berlusconiego. Gdyby wziąć lewicowe włoskie gazety z czasów rządów Berlusconiego, wystarczyłoby jego nazwisko zamienić na Kaczyński, a partię Forza Italia na PiS i wszystko by się zgadzało. Teraz rządzi Prodi i znacznie więcej Włochów go nie cierpi niż wcześniej Berlusconiego. I chce powrotu „potwora" do władzy. A rządząca ekipa zżyma się, że nie można już wrócić do ciepełka czasów sprzed Berlusconiego. I jak się tu nie irytować – zarówno we Włoszech, jak i w Polsce? Chociaż jest jeden sposób: wymienić sobie niedojrzałe i ogłupione społeczeństwo.
Najbardziej wścieka budowniczych III RP to, że to nie oni, lecz premier i szef PiS rozwiązał problem Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Rozwiązał, praktycznie rozwiązując te partie. A przynajmniej ogromnie stępił ich destrukcyjne ostrze (vide: „Darwin ofiarny"). Nic tak nie zaszkodziło LPR i Samoobronie jak współpraca z PiS. I opozycja może wybrzydzać, ale to Jarosław Kaczyński, a nie ona, skanalizował populistyczno-narodowe ekstrema, a wielu polityków wręcz zaprowadził przed oblicze prokuratora (vide: „Kiedy zlepperują Leppera"). Opozycję to strasznie wnerwia, bo miało być inaczej: to PiS i bracia Kaczyńscy mieli stracić na sojuszu z Samoobroną i LPR. I jak teraz mają szermować argumentem, że w Polsce Kaczyńskich rosną w siłę nacjonaliści i ludzie o marnej reputacji? A szermują niczym Roman Giertych nowymi pomysłami: najnowsze przykłady to Bronisław Geremek we włoskiej „La Repubblica” i Adam Michnik w niemieckim miesięczniku „Cicero”.
Budowniczowie III RP muszą się wpisać w projekt Rzeczypospolitej numer cztery, bo ich Polski już nie ma. Nie ma tego charakterystycznego dla III RP ciepełka i zrozumienia dla „kradzieży pierwszego miliona", dla „zapomnienia i wybaczenia" w imię lepszej przyszłości, dla rządów dusz jedynie słusznych autorytetów. Nie ma też już przyzwolenia czy pobłażania dla korupcji (i to jest największa zasługa powołania Centralnego Biura Antykorupcyjnego mimo jego wszelkich rzeczywistych czy wydumanych wpadek) i nie ma już medialnego monopolu „obozu postępu”. Nikt, kto będzie rządził Polską w najbliższych latach, nie cofnie już nas do III RP, tak jak tej ostatniej nie dało się jednak cofnąć do PRL. Czyż to nie irytujące, że trzeba będzie realizować cudzy polityczny projekt (dla PO nie całkiem cudzy, skoro ideę IV RP forsowali na przykład Jan Rokita i Paweł Śpiewak)?
A jak musi wnerwiać to, że mimo zmasowanej czarnej propagandy „strasznego reżimu bliźniaków" Polska jest postrzegana jako kraj na wskroś normalny. Bo czy te miliony turystów (w tym roku chyba padnie rekord) przyjeżdżałyby nad Wisłę, gdyby rzeczywiście panował tu taki zamordyzm, jak sugerują w zagranicznych mediach „polskie sumienia" i ich zachodni koledzy? Czy w ciągu pięciu miesięcy 2007 r. napłynęłoby do „totalitarnego skansenu” 6,4 mld dolarów bezpośrednich inwestycji? Czyżby zachodni inwestorzy byli ślepi i otumanieni przez reżim Kaczyńskich? Czy Polska weszłaby za kilka miesięcy do strefy Schengen, co oznacza, że zachodni partnerzy powierzają nam część odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo, gdyby nasz kraj był jednym wielkim obozem w stylu Berezy Kartuskiej?
Polska sytuacja bardzo przypomina tę we Włoszech. Tam odpowiednicy naszych budowniczych III RP (premier Romano Prodi i postkomunistyczna ferajna) jak mogli, zohydzali rządy Silvia Berlusconiego. Gdyby wziąć lewicowe włoskie gazety z czasów rządów Berlusconiego, wystarczyłoby jego nazwisko zamienić na Kaczyński, a partię Forza Italia na PiS i wszystko by się zgadzało. Teraz rządzi Prodi i znacznie więcej Włochów go nie cierpi niż wcześniej Berlusconiego. I chce powrotu „potwora" do władzy. A rządząca ekipa zżyma się, że nie można już wrócić do ciepełka czasów sprzed Berlusconiego. I jak się tu nie irytować – zarówno we Włoszech, jak i w Polsce? Chociaż jest jeden sposób: wymienić sobie niedojrzałe i ogłupione społeczeństwo.
Więcej możesz przeczytać w 32/33/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.