Piloci rządowych samolotów nie chcą już wozić polskich polityków. Dziesięciu z nich złożyło wypowiedzenia i odchodzi z wojska – dowiedział się „Wprost".
Powód? Dramatyczny stan maszyn, strach przed braniem odpowiedzialności za przewożonych w nich pasażerów, słabe zarobki i… VIP-y przesiadające się do rejsowych samolotów. 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, który obsługuje rządowe maszyny, liczy sześćdziesięciu lotników. Odejście aż dziesięciu osób w jednym momencie może więc oznaczać jego paraliż. Piloci nie chcą się wypowiadać oficjalnie. – Nikt nie chce wychodzić przed szereg i na do widzenia narażać się przełożonym. Odejścia ruszają na początku lutego, a skończą się w czerwcu – mówi informator „Wprost" z pułku. – Koledzy mówią, że wolą wykonać o jeden lot za mało niż pół lotu za dużo. Maszyny, którymi dysponujemy, to złom. Strach do nich wsiadać. I nie chodzi tu tylko o nas, ale przede wszystkim o ludzi, których wozimy. Nikt nie chce brać odpowiedzialności za życie prezydenta czy premiera – dodaje.
Nie bez znaczenia jest również niskie wynagrodzenie. Rządowy pilot, który w pułku zarabia 3-4 tys. zł netto, w prywatnych liniach może zarobić nawet dziesięć razy więcej. – Do tego dochodzi jeszcze polityka nowego rządu, który lata rejsowymi liniami. Skoro oni stawiają na nas krzyżyk, to nic tu po nas. Jeśli nasza praca ma się sprowadzać do odbywania lotów treningowych, to lepiej zrezygnować – mówi „Wprost" jeden z odchodzących pilotów.
Lotnicza ekstraklasa
Rządowi piloci dzięki swojemu doświadczeniu niejednokrotnie zapobiegali katastrofom
VIP-owskich samolotów.
On uratował nam życie – tak o mjr. Marku Miłoszu powiedział były premier Leszek Miller. Chodzi o słynną katastrofę rządowego śmigłowca mi-8 w 2003 r.
Doświadczeniem wykazał się pilot maszyny, który w 2005 r. uratował wracającą z Afganistanu delegację z ówczesnym wiceszefem MON Januszem Zemkem. W czasie kołowania w Kabulu wyczuł uszkodzenie opon.
O śmierć otarł się były minister obrony narodowej Aleksander Szczygło, który rok temu leciał rządowym śmigłowcem. Uszedł z życiem dzięki umiejętnościom pilota, który mimo awarii silnika zdołał wylądować.
Kilka miesięcy temu jeden z pilotów musiał się wykazać sporą fachowością podczas kontrolnego lotu wysłużonym jakiem, który właśnie wrócił z remontu na Białorusi. Rządowy samolot jedynie wypadł z pasa startowego i obrócił się o 110 stopni. Skończyło się na małym wgnieceniu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.