Wręcz uwielbiam! A skąd to pytanie?
Jako współautorka książki o kuchni chińskiej powinna pani raczej gustować w potrawach z innych rejonów świata.
Lubię najróżniejszą kuchnię, choć chińską wyjątkowo. Bakcyla złapałam w pewnej warszawskiej restauracji, która już w latach 70. oferowała kosmiczne jak na owe czasy chińskie potrawy. Zaczęłam je przyrządzać w domu.Skąd brała pani pędy bambusa, sos sojowy i grzyby mun?
Znikąd. Takie składniki nauczyłam się zastępować. Sos sojowy zastępowałam np. przyprawą do zup. Z zagranicznych owoców używałam jedynie ananasa w puszce do słodko-kwaśnej wieprzowiny. W końcu uznałam, że skoro mam taką wiedzę, to czemu by na niej nie zarobić.
Tak łatwo było wydać książkę w PRL?
To była operacja rodem z innej planety! Byłam polonistką i udało mi się wykorzystać pewne znajomości wydawnicze. Ale książka i tak przeleżała pięć lat na półce i wyszła dopiero w 1990 r.
Do gustu nie przypadł jej raczej wstęp o Chinach autorstwa Anny Tseng‑Brzozowskiej, pół Chinki, pół Japonki. Za to kiedy już książka wyszła, przeżyłyśmy z Anią wielki triumf.
Tak dobrze się sprzedała?
Zniknęła z księgarń niemal od razu. Szybko skończyły mi się egzemplarze autorskie i żeby obdarować znajomych, musiałam dokupić kilka sztuk u ulicznego sprzedawcy książek.
To dlaczego by nie zrobić drugiego wydania?Planowałam je w 1993 r. Książka miała zostać wydana w zestawie z pałeczkami. Wtedy jednak byłam już w polityce i uznałam, że nie mam czasu na kuchnię chińską.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.