Naczelny śledczy. Czy należy rozdzielić funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego?
Zbigniew Ćwiąkalski
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny
Jestem orędownikiem takiego rozwiązania. Obecnie mamy do czynienia z paradoksem: ustawa o prokuraturze stawia przed każdym prokuratorem wymóg apolityczności, a sam prokurator generalny jest jednocześnie ministrem sprawiedliwości, a więc politykiem partii rządzącej. Jesteśmy jedynym krajem w UE, w którym minister jest jednocześnie bezpośrednim szefem wszystkich śledczych w kraju.
Dzięki rozdzieleniu funkcji szefa resortu oraz prokuratora generalnego ten ostatni nie będzie ściśle powiązany z władzą. A to razem ze zmianami organizacyjnymi w prokuraturze sprawi, że uwolni się ona od podejrzeń i zarzutów o brak apolityczności. Prokuratorom zapewni to niezależność i wyeliminuje naciski przełożonych na podwładnych, którym dotychczas niejednokrotnie próbowano narzucać lub narzucano sposób prowadzenia danej sprawy. Kiedy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro, mieliśmy de facto do czynienia z takimi właśnie sytuacjami. A w przeszłości szerokim echem odbiła się wypowiedź prokuratora Zygmunta Kapusty, który przed komisją śledczą ds. afery Rywina oświadczył, że naciski na prokuraturę ustaną tylko wtedy, kiedy odbierze się zwierzchnikom telefony.
Nie chcę zabierać telefonów. Stawiam na inne rozwiązania. W forsowanym przeze mnie projekcie ustawy prokurator generalny będzie powoływany przez prezydenta na siedmioletnią kadencję. Głowa państwa dokona wyboru spośród dwóch osób wskazanych m.in. przez nowo powołaną Krajową Radę Prokuratorów. Gwarantem niezależności prokuratora generalnego będzie też jednokadencyjność tej funkcji. Te zmiany nie wytworzą nowej korporacji prawniczej nazywanej przez krytyków reformy „korporacją prokuratorów". Prokurator generalny będzie w dużym stopniu niezależny, ale władza wykonawcza zachowa możliwość kontroli jego działań.
Zbigniew Wassermann
Były szef Prokuratury Krajowej i minister koordynator ds. służb specjalnych
Argumenty zwolenników rozdziału funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego do mnie nie przemawiają, bo kto da gwarancję, że człowiek wybrany na prokuratora generalnego już po reformie nie będzie działał w interesie politycznym? Przecież zanim obejmie tę funkcję, ktoś będzie musiał wysunąć jego kandydaturę. A więc zanim stanie się niezależnym prokuratorem generalnym, będzie bardzo zależny od tych, którzy decydują o jego wyborze, a więc m.in. od powstającej Krajowej Rady Prokuratorów. Według mnie, to jest nie mniej groźne niż uzależnienie od rządzącej partii. Powstanie korporacja śledczych. Wskazując kandydata, stanie się ona królestwem, które całkowicie uzależni od siebie prokuratora generalnego.
Wreszcie, rozłączenie tych funkcji spowoduje, że minister sprawiedliwości stanie się urzędnikiem i administratorem bez instrumentów oddziaływania – bez struktur, które może kontrolować, i bez możliwości wskazywania kierunków polityki karnej. Bo kto w efekcie będzie odpowiadał za politykę karną? W tej dziedzinie minister straci całkowicie pole działania. Teraz jest tak, że jeśli jakiegoś rodzaju przestępstwa przybierają na sile, a są to przestępstwa wyjątkowo niebezpieczne, to szef resortu sprawiedliwości może apelować do prokuratorów chociażby o częstsze wnioskowanie o areszt lub domagać się surowszych kar przed sądem. Po reformie nie będzie miał na to żadnego wpływu.
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny
Jestem orędownikiem takiego rozwiązania. Obecnie mamy do czynienia z paradoksem: ustawa o prokuraturze stawia przed każdym prokuratorem wymóg apolityczności, a sam prokurator generalny jest jednocześnie ministrem sprawiedliwości, a więc politykiem partii rządzącej. Jesteśmy jedynym krajem w UE, w którym minister jest jednocześnie bezpośrednim szefem wszystkich śledczych w kraju.
Dzięki rozdzieleniu funkcji szefa resortu oraz prokuratora generalnego ten ostatni nie będzie ściśle powiązany z władzą. A to razem ze zmianami organizacyjnymi w prokuraturze sprawi, że uwolni się ona od podejrzeń i zarzutów o brak apolityczności. Prokuratorom zapewni to niezależność i wyeliminuje naciski przełożonych na podwładnych, którym dotychczas niejednokrotnie próbowano narzucać lub narzucano sposób prowadzenia danej sprawy. Kiedy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro, mieliśmy de facto do czynienia z takimi właśnie sytuacjami. A w przeszłości szerokim echem odbiła się wypowiedź prokuratora Zygmunta Kapusty, który przed komisją śledczą ds. afery Rywina oświadczył, że naciski na prokuraturę ustaną tylko wtedy, kiedy odbierze się zwierzchnikom telefony.
Nie chcę zabierać telefonów. Stawiam na inne rozwiązania. W forsowanym przeze mnie projekcie ustawy prokurator generalny będzie powoływany przez prezydenta na siedmioletnią kadencję. Głowa państwa dokona wyboru spośród dwóch osób wskazanych m.in. przez nowo powołaną Krajową Radę Prokuratorów. Gwarantem niezależności prokuratora generalnego będzie też jednokadencyjność tej funkcji. Te zmiany nie wytworzą nowej korporacji prawniczej nazywanej przez krytyków reformy „korporacją prokuratorów". Prokurator generalny będzie w dużym stopniu niezależny, ale władza wykonawcza zachowa możliwość kontroli jego działań.
Zbigniew Wassermann
Były szef Prokuratury Krajowej i minister koordynator ds. służb specjalnych
Argumenty zwolenników rozdziału funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego do mnie nie przemawiają, bo kto da gwarancję, że człowiek wybrany na prokuratora generalnego już po reformie nie będzie działał w interesie politycznym? Przecież zanim obejmie tę funkcję, ktoś będzie musiał wysunąć jego kandydaturę. A więc zanim stanie się niezależnym prokuratorem generalnym, będzie bardzo zależny od tych, którzy decydują o jego wyborze, a więc m.in. od powstającej Krajowej Rady Prokuratorów. Według mnie, to jest nie mniej groźne niż uzależnienie od rządzącej partii. Powstanie korporacja śledczych. Wskazując kandydata, stanie się ona królestwem, które całkowicie uzależni od siebie prokuratora generalnego.
Wreszcie, rozłączenie tych funkcji spowoduje, że minister sprawiedliwości stanie się urzędnikiem i administratorem bez instrumentów oddziaływania – bez struktur, które może kontrolować, i bez możliwości wskazywania kierunków polityki karnej. Bo kto w efekcie będzie odpowiadał za politykę karną? W tej dziedzinie minister straci całkowicie pole działania. Teraz jest tak, że jeśli jakiegoś rodzaju przestępstwa przybierają na sile, a są to przestępstwa wyjątkowo niebezpieczne, to szef resortu sprawiedliwości może apelować do prokuratorów chociażby o częstsze wnioskowanie o areszt lub domagać się surowszych kar przed sądem. Po reformie nie będzie miał na to żadnego wpływu.
Więcej możesz przeczytać w 10/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.