Lider węgierskiej opozycji stał się mistrzem strzelania samobójczych goli.
Przecieki i wpadki w polityce wyraźnie przestają być nadwiślańską specyfiką. Na Węgrzech najpierw był sławetny blamaż socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsánya, który dwa lata temu na konferencji partyjnej oświadczył, że rząd okłamywał wyborców i fałszował dane o sytuacji gospodarczej. Teraz fatalna w skutkach niezręczność przytrafiła się liderowi prawicowej opozycji. Szef Fideszu Viktor Orbán podczas zamkniętej konferencji partyjnej oświadczył, że po przejęciu władzy będzie dążył do zamrożenia płac i wstrzymania inwestycji infrastrukturalnych w Budapeszcie. Powiedział to w chwili, kiedy przeciętny Węgier coraz mocniej zaciska pasa, a jednocześnie narzeka m.in. na nieznośne korki w stolicy.
Prasowy przeciek sprawił, że pozycja Orbána, akurat w momencie słabych notowań jego zaprzysięgłego wroga z lewicy, gwałtownie osłabła. A węgierscy komentatorzy zaczęli zadawać pytanie, czy w ogóle jest jeszcze nad Dunajem polityk zdolny przekonać obywateli, że ma receptę na wyprowadzenie kraju z gospodarczej zapaści.
Prasowy przeciek sprawił, że pozycja Orbána, akurat w momencie słabych notowań jego zaprzysięgłego wroga z lewicy, gwałtownie osłabła. A węgierscy komentatorzy zaczęli zadawać pytanie, czy w ogóle jest jeszcze nad Dunajem polityk zdolny przekonać obywateli, że ma receptę na wyprowadzenie kraju z gospodarczej zapaści.
Więcej możesz przeczytać w 32/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.