Rozmowa z MA JIANEM, chińskim dysydentem, pisarzem, autorem powieści „Czerwony pył”.
„Wprost": Dlaczego tylko Tybet funkcjonuje jako przykład łamania praw człowieka w Chinach?
Ma Jian: Zachód stworzył swoją romantyczną, wyidealizowaną wizję Tybetu. Takie wyobrażenia nie powstały na przykład na temat Mongołów czy Ujgurów. Stąd mniejsze zainteresowanie czy identyfikowanie się z tymi mniejszościami.
– Na Zachodzie Tybet jest postrzegany jako sielska kraina rozmodlonych mnichów. A z pana książek wynika, że kultura Tybetu jest bardzo brutalna.
– Na Zachodzie Tybet jest postrzegany jako miejsce, w którym można się rozwijać duchowo. Też w to wierzyłem. Ale kiedy tam dotarłem, co opisałem w „Czerwonym pyle", moja wiara umarła. Przekonałem się, że władza może zniszczyć religię – w końcu komuniści kazali zburzyć większość świątyń. Przekonałem się też, że moja romantyczna wizja Tybetu była fałszywa. Przed rządami komunistów w Tybecie panował bardzo radykalny ustrój, o którym się nie wie lub nie mówi – dyktat przywódców duchowych. Zapominamy, że na tych dobrych mnichów musiał ktoś pracować. Każda rodzina była zmuszana do oddawania im jednej osoby, na skutek czego, sama często nie miała się za co utrzymać. Zrozumiałem, że ten idealny Tybet po prostu nie istnieje.
– Powiedział pan niedawno, że to, co się dzieje w Chinach przed igrzyskami przypomina nową rewolucję kulturalną. Nie przesadza pan?
– Władze wykorzystały olimpiadę, by wznieść na wyżyny poczucie dumy narodowej Chińczyków. Każdy negatywny komentarz czy atak na sztafetę z ogniem olimpijskim, jest odbierany bardzo nerwowo i wywołuje agresję. Igrzyska ugruntowały nienawiść do obcych, zwłaszcza do Zachodu. Należy pamiętać, że obecnie chińska młodzież dorasta w oderwaniu od własnej historii. Ich wiedza jest oparta na ściśle kontrolowanych i cenzurowanych przez Pekin stronach internetowych. Nawet kiedy wyjeżdżają za granicę, np. na studia, z niedowierzaniem czytają zachodnie portale i nie chcą przyjąć do wiadomości tego, co jest tam napisane. Zakładają, że wszystkie media zachodnie kłamią, obrażają Chiny i pokazują ich najgorszą stronę. Idea harmonii i pokoju, jaką ma nieść olimpiada, to fikcja. Niestety, komunistom udało się wychować armię posłusznych, otumanionych ludzi. Gdziekolwiek by byli, wierzą tylko partii.
– Dlaczego niektóre osobistości Zachodu nakręcają niechęć Chińczyków? Sharon Stone stwierdziła, że Chiny zasłużyły na trzęsienie ziemi.
– Wielu hollywoodzkich aktorów ma niechętny stosunek do Chin – w tych kręgach w dobrym tonie jest sympatyzowanie z Tybetem, przyjaźń z Dalajlamą, zainteresowanie buddyzmem. Nie należy przywiązywać przesadnej wagi do takich słów. To w końcu ludzie, którzy żyją z grania. Nie zawsze reprezentują wysoki poziom intelektualny. Sharon Stone jest miłą, pocieszną osobą. Jej wypowiedź brzmi mniej więcej tak: „Nienawidzę cię, więc chcę, byś zginął". To niemądre, ale z drugiej strony, trudno ją winić, bo to Chiny są winne obecnej sytuacji. Błędem aktorki jest to, że nie odróżnia chińskich władz od przeciętnych Chińczyków.
– „Czerwony pył" szokuje niektórymi zachowaniami Chińczyków, np. opisem przyrządzania pierożków z nadzieniem z ludzkiej pępowiny. Czym to tłumaczyć?
– Nie da się ukryć, że kultura chińska jest do pewnego stopnia nacechowana agresją. Na przykład w regionie autonomicznym Kuangsi przez wieki dochodziło do aktów kanibalizmu. Ludożerstwo zdarzało się podczas Wielkiego Skoku – na niespotykaną skalę: w ciągu pół roku zostało zjedzonych prawie 4 tys. osób. Chińczycy mocno wierzą w leczniczą moc spożywania – konsumują np. świeżo wyklute pisklęta, uważając, że to wzmocni ich siły witalne. W różnych okresach historycznych w tym samym celu jadano zupę z ludzkiego płodu. To, że nastąpił powrót do tych praktyk, wiąże się już z działaniami komunistów, m.in. polityką jednego dziecka. Jak wiadomo, szczególnie źle widziane są dziewczynki. Kiedy więc podczas badania USG okazuje się, że kobieta urodzi dziewczynkę, dokonuje się aborcji. Pozostające po tym martwe płody zaczęto wykorzystywać w celach kulinarnych. Powstał wręcz rynek płodów – niedawno zatrzymano samochód, w którym w czarnych workach znaleziono 26 płodów dziewczynek. Wieziono je na handel, tak jak się wiezie kurczaki.
– Będąc w Polsce, zauważa pan jakieś podobieństwa do Chin?
– Zauważam liczne podobieństwa do Chin – chociażby brak uśmiechu na ulicy. Wszyscy są poważni. Przez to Polakom bliżej do Chińczyków niż np. do Brytyjczyków czy Niemców.
Ma Jian: Zachód stworzył swoją romantyczną, wyidealizowaną wizję Tybetu. Takie wyobrażenia nie powstały na przykład na temat Mongołów czy Ujgurów. Stąd mniejsze zainteresowanie czy identyfikowanie się z tymi mniejszościami.
– Na Zachodzie Tybet jest postrzegany jako sielska kraina rozmodlonych mnichów. A z pana książek wynika, że kultura Tybetu jest bardzo brutalna.
– Na Zachodzie Tybet jest postrzegany jako miejsce, w którym można się rozwijać duchowo. Też w to wierzyłem. Ale kiedy tam dotarłem, co opisałem w „Czerwonym pyle", moja wiara umarła. Przekonałem się, że władza może zniszczyć religię – w końcu komuniści kazali zburzyć większość świątyń. Przekonałem się też, że moja romantyczna wizja Tybetu była fałszywa. Przed rządami komunistów w Tybecie panował bardzo radykalny ustrój, o którym się nie wie lub nie mówi – dyktat przywódców duchowych. Zapominamy, że na tych dobrych mnichów musiał ktoś pracować. Każda rodzina była zmuszana do oddawania im jednej osoby, na skutek czego, sama często nie miała się za co utrzymać. Zrozumiałem, że ten idealny Tybet po prostu nie istnieje.
– Powiedział pan niedawno, że to, co się dzieje w Chinach przed igrzyskami przypomina nową rewolucję kulturalną. Nie przesadza pan?
– Władze wykorzystały olimpiadę, by wznieść na wyżyny poczucie dumy narodowej Chińczyków. Każdy negatywny komentarz czy atak na sztafetę z ogniem olimpijskim, jest odbierany bardzo nerwowo i wywołuje agresję. Igrzyska ugruntowały nienawiść do obcych, zwłaszcza do Zachodu. Należy pamiętać, że obecnie chińska młodzież dorasta w oderwaniu od własnej historii. Ich wiedza jest oparta na ściśle kontrolowanych i cenzurowanych przez Pekin stronach internetowych. Nawet kiedy wyjeżdżają za granicę, np. na studia, z niedowierzaniem czytają zachodnie portale i nie chcą przyjąć do wiadomości tego, co jest tam napisane. Zakładają, że wszystkie media zachodnie kłamią, obrażają Chiny i pokazują ich najgorszą stronę. Idea harmonii i pokoju, jaką ma nieść olimpiada, to fikcja. Niestety, komunistom udało się wychować armię posłusznych, otumanionych ludzi. Gdziekolwiek by byli, wierzą tylko partii.
– Dlaczego niektóre osobistości Zachodu nakręcają niechęć Chińczyków? Sharon Stone stwierdziła, że Chiny zasłużyły na trzęsienie ziemi.
– Wielu hollywoodzkich aktorów ma niechętny stosunek do Chin – w tych kręgach w dobrym tonie jest sympatyzowanie z Tybetem, przyjaźń z Dalajlamą, zainteresowanie buddyzmem. Nie należy przywiązywać przesadnej wagi do takich słów. To w końcu ludzie, którzy żyją z grania. Nie zawsze reprezentują wysoki poziom intelektualny. Sharon Stone jest miłą, pocieszną osobą. Jej wypowiedź brzmi mniej więcej tak: „Nienawidzę cię, więc chcę, byś zginął". To niemądre, ale z drugiej strony, trudno ją winić, bo to Chiny są winne obecnej sytuacji. Błędem aktorki jest to, że nie odróżnia chińskich władz od przeciętnych Chińczyków.
– „Czerwony pył" szokuje niektórymi zachowaniami Chińczyków, np. opisem przyrządzania pierożków z nadzieniem z ludzkiej pępowiny. Czym to tłumaczyć?
– Nie da się ukryć, że kultura chińska jest do pewnego stopnia nacechowana agresją. Na przykład w regionie autonomicznym Kuangsi przez wieki dochodziło do aktów kanibalizmu. Ludożerstwo zdarzało się podczas Wielkiego Skoku – na niespotykaną skalę: w ciągu pół roku zostało zjedzonych prawie 4 tys. osób. Chińczycy mocno wierzą w leczniczą moc spożywania – konsumują np. świeżo wyklute pisklęta, uważając, że to wzmocni ich siły witalne. W różnych okresach historycznych w tym samym celu jadano zupę z ludzkiego płodu. To, że nastąpił powrót do tych praktyk, wiąże się już z działaniami komunistów, m.in. polityką jednego dziecka. Jak wiadomo, szczególnie źle widziane są dziewczynki. Kiedy więc podczas badania USG okazuje się, że kobieta urodzi dziewczynkę, dokonuje się aborcji. Pozostające po tym martwe płody zaczęto wykorzystywać w celach kulinarnych. Powstał wręcz rynek płodów – niedawno zatrzymano samochód, w którym w czarnych workach znaleziono 26 płodów dziewczynek. Wieziono je na handel, tak jak się wiezie kurczaki.
– Będąc w Polsce, zauważa pan jakieś podobieństwa do Chin?
– Zauważam liczne podobieństwa do Chin – chociażby brak uśmiechu na ulicy. Wszyscy są poważni. Przez to Polakom bliżej do Chińczyków niż np. do Brytyjczyków czy Niemców.
Więcej możesz przeczytać w 32/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.