Czy można nabrać salonowego obycia, grając w salonowca? A czy można zostać demokratycznym politykiem, wsadzając do więzień swoich przeciwników? Tak zwane europejskie elity uznały, że tak. Przykładem na to ma być Aleksander Łukaszenka. Politycy UE przekonali nawet Aleksandra Milinkiewicza, najbardziej znanego lidera opozycji, że na Białorusi potrzebny jest „okrągły stół". Coraz głośniej słychać, że może tam dojść do kontraktowych wyborów, takich jak w PRL. Pomysł jest zły z dwóch powodów.
Po pierwsze, Łukaszenka jest dziś najbardziej odrażającym dyktatorem w Europie. Trudno sobie wyobrazić negocjacje z człowiekiem, który ma krew na rękach. Ale jeśli kogoś ta argumentacja nie przekonuje, jest i drugi powód. Po prostu nie ma na to żadnych szans – Łukaszenka się nie zgodzi. Dzisiejsza Białoruś to nie Polska lat 80. Opozycja jest słaba, a obok jest jeszcze Rosja, której wpływ na to, co się dzieje na Białorusi, jest ogromny. Pewnie Łukaszenka odejdzie w wyniku pałacowego zamachu stanu. Każdy, kto znajdzie się na jego miejscu, będzie grał między Rosją a UE. Każdy, ale nie Łukaszenka.
Po pierwsze, Łukaszenka jest dziś najbardziej odrażającym dyktatorem w Europie. Trudno sobie wyobrazić negocjacje z człowiekiem, który ma krew na rękach. Ale jeśli kogoś ta argumentacja nie przekonuje, jest i drugi powód. Po prostu nie ma na to żadnych szans – Łukaszenka się nie zgodzi. Dzisiejsza Białoruś to nie Polska lat 80. Opozycja jest słaba, a obok jest jeszcze Rosja, której wpływ na to, co się dzieje na Białorusi, jest ogromny. Pewnie Łukaszenka odejdzie w wyniku pałacowego zamachu stanu. Każdy, kto znajdzie się na jego miejscu, będzie grał między Rosją a UE. Każdy, ale nie Łukaszenka.
Więcej możesz przeczytać w 32/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.