Idą jak gorące bułeczki na Izmajłowie, największym moskiewskim bazarze ze starociami. Popyt na pamiątki z przed 1917 r. gwałtownie wzrasta, bo zapanowała moda na przedrewolucyjną Rosję. Obecna, wywodząca się z komunistycznych czasów elita władzy chce się uwiarygodnić, demonstrując świadectwa swojej arystokratycznej przeszłości. Coraz częściej rosyjskie media spekulują, że Kremlowi zależy na sprowadzeniu do Rosji ostatnich potomków rodu Romanowów, którzy żyją na emigracji. Odżywają też idee samodzierżawia oraz rosyjskiej mocarstwowości.
W St. Petersburgu stowarzyszenie kawalerów orderu św. Maurycego to jeden z najbardziej wpływowych klubów. Należą do niego wszyscy ważniejsi politycy i biznesmeni w mieście. A legitymację z numerem 1 ma pani gubernator Walentyna Matwijenko. Prezes stowarzyszenia, emerytowany pułkownik Grigorij Sidorow, nie ukrywa, że jego członkowie szukają inspiracji w carskiej Rosji. Uroczyście obchodzone są wszystkie rocznice urodzin cara Piotra I i carycy Katarzyny II. Co ciekawe, pułkownik Grigorij Sidorow w czasach sowieckich był oficerem politycznym, kończył kursy marksizmu i leninizmu. Dziś nie uważa tego za powód do wstydu. – Wspólnie z milionami mieszkańców ZSRR odbudowywaliśmy imperium – mówi bez ogródek pułkownik. Tak samo uważa wielu przedstawicieli obecnej elity władzy. Nie jest przypadkiem, że w dzisiejszych podręcznikach historii bohaterami są zarówno ostatni carowie z rodu Romanowów, jak i Józef Stalin. To nie przypadek, że premier Władimir Putin, który de facto rządzi w Rosji, podczas ostatniej transmitowanej przez ogólnorosyjską telewizję konferencji stwierdził, że „Stalin, mimo różnych zbrodni, które popełnił, starał się odbudować potęgę Rosji".
Więcej możesz przeczytać w 6/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.