Dee Dee Bridgewater Pięćdziesięcioletnie tancerki są już na emeryturze, aktorki grają ciocie i babcie, a piosenkarki świecą najczęściej jedynie dawnym blaskiem. Natomiast wokalistki jazzowe naprawdę doskonałe stają się dopiero po półwieczu.
Na luty planowana jest nowa płyta Dee Dee Bridgewater (59), obecnej w biznesie od czterdziestu lat i wciąż zaskakującej fanów. Obdarzona głosem jak dzwon, urodą i temperamentem showmanki traci po każdym koncercie dwa kilogramy. Z trzema kolejnymi mężami ma troje dzieci. Od lat każde następne wcielenie Dee Dee jest różne od poprzedniego. W XXI wiek weszła jako muza Brechta i Weilla – odziana na czarno dama prezentująca niezapomniane songi, takie jak „Alabama". Następnie objawiła się jako femme fatale, składając hołd Francji, gdzie mieszka z mężem Francuzem. W nowych aranżacjach wyśpiewała stare hity Josephine Baker, Edith Piaf czy Jacques’a Brela. Ostatni projekt zawiódł Dee Dee do Afryki, do Mali. W podróży sentymentalnej w poszukiwaniu korzeni dotarła do Bamako, stolicy Mali. Powstał niezwykły album „Red Earth”, stapiający afrykańską muzykę ludową z brzmieniem zachodniego jazzu, nagrany z udziałem miejscowych artystów. Najnowszą płytę poświęciła Billie Holiday.
Więcej możesz przeczytać w 6/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.