Im szybciej banki poprawiają swoje wyniki finansowe, tym głośniej i odważniej politycy wyrażają chęć odebrania im części zysków. Bankowcy już zaczynają uciekać przed podatkami do Szwajcarii.
Do bankowych skarbców dobrać się chcą w pierwszej kolejności Barack Obama, Angela Merkel, Gordon Brown i Nicolas Sarkozy. Dwaj ostatni nałożyli już 50-procentowe podatki od bonusów i premii, które wypłacają sobie menedżerowie w instytucjach finansowych. Podobny krok rozważa kanclerz Niemiec. W połowie kwietnia ma się odbyć zjazd ministrów finansów krajów unijnych, na którym rozważą oni opodatkowanie całego sektora podatkiem od transakcji międzynarodowych. W ten sposób politycy chcą zmusić banki, by spłaciły rachunek za pomoc, której w czasie kryzysu udzieliły im rządy.Na pomoc, której udzielił rząd bankom, powołuje się także prezydent USA. – Oddajcie nam nasze pieniądze – mówił, ogłaszając jednocześnie, że już od czerwca tego roku 50 największych amerykańskich instytucji finansowych będzie wpłacać fiskusowi prawie 0,15 proc. wartości swoich pasywów rocznie. W ciągu 10 lat przyniesie to budżetowi federalnemu 90 mld dol. Na tym jednak pomysły Obamy się nie kończą. Chce prawdziwej rewolucji – podzielenia banków na zwykłe (te od depozytów) i inwestycyjne, czyli de facto zakazu łączenia bankowości komercyjnej i inwestycyjnej. W efekcie tego podziału zwykłe banki nie mogłyby np. inwestować w fundusze hedgingowe. Co na to same banki? Już dzisiaj zapowiadają, że kosztami tych kontrowersyjnych zmian obciążeni zostaną klienci.
Fiskus na giełdzie
Gdy giełda rośnie, nie tylko inwestorzy zacierają ręce. Cieszą się także urzędy skarbowe.
Według najnowszych szacunków Ministerstwa Finansów w 2010 r. wpływy budżetu państwa z tzw. podatku giełdowego, który jest częścią opodatkowania prowadzonego przez Marka Belkę, wyniosą ok. 1,2 mld zł. Ten wynik jest wystarczającą motywacją dla rządu, by podatku nie znosić, mimo że przed wyborami obiecywał to wyborcom.Drogie metale
Gdy wszyscy dokoła mówią o wciąż drożejącym złocie, rzadko się zauważa, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy ceny tego kruszcu wzrosły o 21 proc., podczas gdy inne metale nawet podwoiły swoją wartość. Najwięcej zyskała miedź – różnica pomiędzy najniższym kursem a stanem obecnym wynosi ponad 130 proc. Kto podbija stawkę? Chińczycy. Ich przemysł potrzebuje coraz więcej surowców. W ubiegłym roku Chiny zwiększyły import miedzi o 63 proc.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.