Dał nam przykład Kluska... Gdyby przedsiębiorcy mylili się tak często jak urzędnicy skarbowi i prokuratorzy, większość byłaby bankrutami. Czy jednak urzędnicy i prokuratorzy tylko się mylą? Czy wielka swoboda interpretacji przepisów jest przyczyną łamania prawa przez przedstawicieli państwa, czy tylko zasłoną dymną dla ich bezprawia? W polskich organach ścigania i urzędach skarbowych funkcjonują swego rodzaju spółdzielnie haraczowników - dowodzi sprawa Romana Kluski, byłego prezesa Optimusa. Pod błahym pretekstem typują one przedsiębiorców, którzy są potem nękani przez prokuratorów i urzędników skarbowych. Prawdziwym powodem jest często próba wymuszenia haraczu. Naczelny Sąd Administracyjny uznał za bezprawne działania urzędników skarbowych w sprawie Kluski. Przeciwko temu przedsiębiorcy toczyło się jednak postępowanie karne. Dopiero w ostatnią sobotę prokuratura zapowiedziała umorzenie sprawy.
Jesteś ofiarą gangu urzędników - zgłoś się do "Wprost" Prześladowany przez urząd skarbowy i prokuraturę Roman Kluska to tylko jeden z setek poszkodowanych w ten sposób przedsiębiorców. Tygodnik "Wprost" oraz zaproszeni do współpracy prawnicy pomogą prześladowanym polskim przedsiębiorcom. Wszystkich tych, którzy zostali pokrzywdzeni wskutek bezprawnych działań urzędników skarbowych i prokuratorów, prosimy o kontakt z tygodnikiem "Wprost" na adres e-mailowy [email protected] pod hasłem: "Gang urzędniczy". Ujawnione wypadki łamania prawa opiszemy we "Wprost".
|
Gdy Roman Kluska był już oskarżony o nienależny zwrot podatku VAT, do Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie wezwano (jako świadka) Dariusza Dąbskiego, ówczesnego prezesa Optimusa. - Albo da nam pan coś na Kluskę, albo będzie pan następny - miał usłyszeć od prokuratora na powitanie. Dąbski odmówił.
Zanim Dariusz Dąbski trafił do Optimusa, przez lata prowadził interesy w Stanach Zjednoczonych. Nie mógł uwierzyć, że reprezentujący państwo prokurator może postępować w tak bezprawny sposób. Wkrótce się przekonał, że to tylko wstęp do szykanowania. Prokurator zdecydował o zabraniu mu amerykańskiego paszportu. Dąbski odwołał się do sądu i ten wydał wyrok nakazujący zwrot tego dokumentu. Prokurator stwierdził jednak, że nie wyda paszportu. Kontakty Dariusza Dąbskiego z prokuraturą zakończyły się tym, że dostał wylewu.
Spółdzielnia haraczowników
Roman Kluska twierdzi w rozmowie z "Wprost", że zaczęto go prześladować, bo wyłamał się z systemu płacenia haraczu przez przedsiębiorców. Jego aresztowanie miało być przestrogą dla innych. - Pokazowe aresztowanie, wielkie przedstawienie medialne, zabieranie samochodów było - moim zdaniem - przygotowane po to, aby łatwiej wyłudzić ode mnie pieniądze. To, że instytucji przeznaczonych do ochronny obywatela używa się do rozboju i wymuszenia, pokazuje, jak daleko sięga choroba struktur państwa - mówi Roman Kluska.
W działania przeciwko Klusce zaangażowany był Urząd Kontroli Skarbowej w Nowym Sączu - tą sprawą zajmowała się Grażyna Alibożek. Na szczeblu prokuratury sprawą zajmowała się Zyta Dymińska z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Z kolei Jan Twardowski z Urzędu Miasta Nowy Sącz chciał przejąć - jako "świadczenie rzeczowe na rzecz obrony" - dwa samochody należące do firmy Kluski. Odwołanie Kluski w tej sprawie odrzucił Andrzej Marciniak z Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego. Przykład Kluski pokazuje, ile szczebli administracji i ile instytucji zostało zaangażowanych w próbę wymuszenia od niego haraczu. Ten gąszcz instytucji sprawia, że tak naprawdę nie wiadomo, kto jest winny, że wszystko wygląda jak błąd biurokratycznej machiny, że nie widać tego, kto wymusza haracz.
Roman Kluska i firma Optimus mieli złamać przepisy o podatku VAT (wyłudzić nienależny podatek), eksportując na Słowację komputery, które potem importowało stamtąd Ministerstwo Edukacji Narodowej. Postawienie Klusce zarzutów miało go zmiękczyć. - Krakowscy prokuratorzy ewidentnie i świadomie kłamali: zarzucili mi, że założyłem w celach przestępczych firmę na Słowacji, choć firma powstała rok przed ogłoszeniem ustawy o VAT, kiedy nikt jeszcze nie wiedział, jakie przepisy się w niej znajdą - mówi Roman Kluska. Drugi zarzut był równie absurdalny: ukrywanie kraju pochodzenia wysyłanych na Słowację komputerów. Tymczasem na wszystkich dokumentach celnych SAD, którymi dysponowała prokuratura, w rubryce kraj pochodzenia wyraźnie było napisane "Polska".
Sprawdzaniem, czy rzeczywiście Kluska został zmiękczony, zajęli się różni urzędnicy państwowi (m.in. przedstawiciele kilku ministerstw oraz funkcjonariusze służb specjalnych), którzy zaoferowali przedsiębiorcy pomoc w załatwieniu sprawy - w domyśle: za odpowiednią opłatę, która w tym wypadku miała wynosić 10-30 mln zł. Najczęściej pytali, czy Kluska mógłby im taką sumę pożyczyć, przy czym umowa pożyczki była tak napisana, że pożyczonej sumy nie trzeba było oddawać w żadnym określonym terminie, czyli wcale.
Gdy Optimus wniósł sprawę do Naczelnego Sądu Administracyjnego, dzień przed rozprawą Urząd Skarbowy w Nowym Sączu zaproponował firmie ugodę - umorzenie zaległości w zamian za wycofanie skargi. - Urząd skarbowy zdecydował się na umorzenie milionów rzekomych zaległości w podatku VAT, żeby tylko nie dopuścić do rozprawy. Czy to nie jest korupcja? - pyta Roman Kluska. Czy urząd skarbowy może dowolnie manipulować należnościami? Jeśli tak, to oznacza, że cała sprawa przeciwko Klusce była tylko środkiem nacisku na niego. Kluska jest osobą znaną, więc prokuratura zrezygnowała z dręczenia go. Inni są wciąż ścigani, jak przedsiębiorca Marek Isański z Zielonej Góry, właściciel Towarzystwa Finansowo-Leasingowego. Urząd skarbowy naliczył mu 6 mln zł nie zapłaconego rzekomo podatku i na kilka miesięcy wsadził do aresztu. W lutym ubiegłego roku NSA stwierdził nieważność wszystkich decyzji Izby Skarbowej w Zielonej Górze "wobec kumulacji rażącego naruszenia prawa". Ale w lutym tego roku zielonogórski sąd okręgowy, w którym ciągnęła się sprawa karna o wyłudzenie podatku VAT, mimo wyroku NSA skazał Isańskiego na półtora roku więzienia i 500 tys. zł grzywny. Jakim cudem biznesmen naruszył prawo karne, skoro nie naruszył prawa podatkowego, co było podstawą oskarżenia?
Urzędy nieodpowiedzialności czy haraczownicy?
Sprawy Kluski czy Isańskiego nie są niczym szczególnym. Co dwudziesta osoba pochopnie oskarżana przez prokuratorów jest zwalniana wskutek braku dowodów. Oczywiście, część tych spraw to błędy w sztuce. Ale za zasłoną tych błędów toczą się postępowania, w których celowo chce się zniszczyć przedsiębiorców. Udowodnienie, że to nie był błąd, jest w większości wypadków niemożliwe. Prokurator ma po prostu prawo się mylić, choćby ta pomyłka oznaczała ruinę przedsiębiorcy i szarganie jego imienia. - Nie ma powodów do karania prokuratorów - mówi "Wprost" Karol Napierski, prokurator krajowy. Prokuratorzy prowadzący sprawę Kluski też nie widzą nic złego w swoim postępowaniu. - Nie mamy sobie nic do zarzucenia - skomentował decyzję NSA prokurator Wojciech Miłoszewski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
Od sierpnia 2003 r. w areszcie śledczym przebywa Waldemar Janoszczyk, wiceprezes kopalni Bogdanka, jedynej dochodowej w Polsce. Zgodne opinie kwestionujące działania łódzkiej prokuratury w jego sprawie wydało pięciu znanych profesorów prawa karnego: Marian Filar z UMK w Toruniu, Piotr Kardas z UJ, Jacek Giezek z Uniwersytetu Wrocławskiego, Tadeusz Bojarski z UMCS w Lublinie i Jarosław Warylewski z Uniwersytetu Gdańskiego. Janoszczyk został zatrzymany pod zarzutem tzw. łapownictwa biernego (przyjmowania łapówki). Działania prokuratorów dowodzą, że zdają sobie oni sprawę, iż oskarżenia wobec Janoszczyka to pomówienia, bo osobom, które miały wręczać mu łapówki, nie przedstawiono zarzutu korupcji czynnej (wręczenia łapówki). Co więcej, zarzut przyjęcia korzyści majątkowej przez osobę pełniącą funkcję publiczną jest bezpodstawny, bo - według przepisów antykorupcyjnych - członek zarządu spółki prawa handlowego nie może być uznany za osobę pełniącą funkcję publiczną. - Osoba taka mogłaby odpowiadać za korupcję, ale na zwykłych zasadach - jak każdy obywatel prowadzący działalność gospodarczą - i tylko za czyn popełniony po 1 lipca 2003 r., czyli po wejściu w życie przepisu penalizującego korupcję w gospodarce. Sęk w tym, że czyny, które zarzucono Janoszczykowi, miał on popełnić w 2001 r. - tłumaczy prof. Marian Filar.
O ile prokuratorzy mylą się czasem, o tyle urzędnicy skarbowi wyjątkowo często: NSA uchyla co piątą zaskarżoną decyzję aparatu podatkowego. Każda taka pomyłka to okazja do wymuszenia haraczu. Urzędnicy mylą się, bo nie ponoszą odpowiedzialności za rzekome i rzeczywiste błędy, mimo że istnieje przepis pozwalający ukarać ich grzywną w wysokości trzech pensji. Chociaż NSA podtrzymał tylko 35 proc. zaskarżonych przez podatników decyzji Izby Skarbowej w Łodzi, czyli w 65 proc. spraw przyznał rację skarżącym, tamtejsi urzędnicy skarbowi nie dostali nawet nagany. Zapytaliśmy Wiesława Ciesielskiego, wiceministra finansów odpowiadającego za urzędy skarbowe, czy po wyroku NSA w sprawie Kluski urzędnicy będą ukarani. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Sprawiedliwość po Łódzku
Sprawa łódzkiego przedsiębiorcy Janusza Wylęgłego pokazuje, że w działania przeciwko biznesmenom bywa angażowany także wymiar sprawiedliwości. Dwanaście lat temu Janusz Wylęgły kupił (za 200 tys. USD) prawo do wieczystego użytkowania łódzkiej fabryki farb, kleju i lakierów. Jako potwierdzenie zawarcia transakcji ma akt notarialny i wpis w księdze wieczystej. Wylęgły zainwestował kolejne 250 tys. dolarów w remont i modernizację zakładu, miał zamówienia eksportowe, m.in. ze Szwajcarii i Austrii. W 1994 r. Sąd Okręgowy w Łodzi zakwestionował jego prawa do fabryki. Jeden z sędziów poprosił Wylęgłego na rozmowę i pokazał mu dwa wyroki: korzystny dla niego i niekorzystny. Przy jednym widniała duża suma, drugi był za darmo. W ciągu następnych kilku miesięcy zakład przestał działać, zaczęły się kolejne egzekucje. Wylęgłemu zabrano wszystkie samochody, zlicytowano dom, zajęto nawet rentę jego matki.
- Na jednej z licytacji pojawiło się dwóch komorników: jeden prowadził licytację nieruchomości, do których odebrano mi prawa, drugi zaś uznał, że mam te prawa, bo upominał się o podatki od tych nieruchomości - opowiada Janusz Wylęgły.
Przedsiębiorca wystąpił do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który niedawno przyznał mu prawo do żądania zadośćuczynienia od polskiego rządu - za to, że przez tyle lat nie wyjaśniono sprawy własności. Inne zarzuty, w tym zaboru mienia, będą jeszcze przez trybunał rozpatrywane. Według ekspertyz i ksiąg handlowych, Wylęgły do dziś poniósł szkody sięgające 380 mln zł.
Prawo do bicia przedsiębiorców
Funkcjonujące w Polsce prawo urzędników do bezkarności sprawia, że bardzo łatwo mogą oni uderzyć w przedsiębiorcę. Do tego, by zablokować konta firmy (co oznacza utratę płynności i ryzyko plajty), wystarczy decyzja urzędnika. Ale już do jej uchylenia potrzeba ugody z urzędem lub wyroku sądu, co trwa wiele miesięcy. W 1999 r. urzędnicy skarbowi skontrolowali firmę Andrzeja Kurzei z Zielonej Góry i naliczyli 330 tys. zł nie zapłaconego podatku PIT. - Zatrudniałem wtedy sto osób, miałem kontrakty zagraniczne. Urząd skarbowy natychmiast powiadomił kontrahentów, że pieniądze przeznaczone dla mnie mają przelewać na konto urzędu. Zaczęli się więc wycofywać z handlu ze mną. Straciłem w ten sposób około 9 mln zł - mówi Andrzej Kurzeja. Po czterech latach sporów urząd skarbowy zredukował roszczenia do 14 tys. zł. Strat nikt nie zrekompensował Kurzei.
Firmie Renower (obecnie Naftopol) urzędnicy UKS w Opolu zarzucili, że do produkcji paliw używa mniej niż 10 proc. olejów przepracowanych, czego efektem było odebranie ulgi w wysokości 200 mln zł. Renower wygrał sprawę w NSA w Warszawie, lecz straty spowodowane decyzją urzędników sięgają 20 mln zł.
Roman Kluska twierdzi, że polscy przedsiębiorcy dwie trzecie czasu tracą na bezsensowne wojny z urzędami skarbowymi, zamiast się w tym czasie zajmować rozwojem firmy. W dodatku niedawna nowelizacja kodeksu karnego skarbowego została wręcz stworzona dla urzędników, a zupełnie nie liczy się z interesami przedsiębiorców. Pozwala na przykład na nieustanne nękanie firm kontrolami. Gdy wybuchła afera z Romanem Kluską, kontrolerzy UKS trafili do Optimusa IC, spółki-córki nowosą-deckiej firmy. Kontrola trwała 3,5 miesiąca, paraliżując normalne funkcjonowanie spółki, największego w Polsce eksportera kas fiskalnych. W protokole pokontrolnym sformułowano jeden zarzut: w rocznym sprawozdaniu finansowym nie ujęto kosztu herbaty podanej podczas szkolenia. Janusz Michalski miał w podwarszawskim Nieporęcie zakład produkują-
cy specjalistyczne urządzenia optyczne. - Im lepiej mi się wiodło, tym częściej pukała do mnie kontrola skarbowa. Inspektorzy trzykrotnie chcieli wymusić łapówkę, dając do zrozumienia, że problemy z fiskusem skończą się, jeśli ją zapłacę - opowiada Michalski.
Najgorsze prokuratury apelacyjne
Na podstawie rankingu prokuratur apelacyjnych uwzględniającego odsetek spraw umorzonych z powodu niewykrycia sprawcy, uniewinnienia oskarżonych i uwolnionych tymczasowo aresztowanych. Pełny ranking we "Wprost" nr 8/2003. |
Kto płaci za błędy urzędników
Bezprawne działania urzędników nie mają końca, bo to nie oni płacą odszkodowania za własne błędy. Płaci budżet, czyli podatnicy. Wspomniany już Marek Isański otrzymał z bud-żetu 4 mln zł, a to tylko część należnej mu kwoty. - Odsetki są na tyle duże, że podobną stopę zwrotu zapewniają tylko najlepsze fundusze inwestycyjne. Ale nie cieszę się, bo na tę sumę składamy się wszyscy, łącznie ze mną, a nie działający bezprawnie urzędnicy - mówi Isański.
Zwycięstwo Romana Kluski przed NSA świadczy o tym, że praworządność nie jest w Polsce fikcją. Tyle że jest to zwycięstwo jednostki. Roman Kluska był osobą znaną, której nie dało się zaszczuć i zaszantażować. Inni skrzywdzeni przez państwowych reketierów przedsiębiorcy często nie mieli sił i pieniędzy na ciągnące się latami procesy. Być może kazus Kluski doda odwagi tym, którzy nie mieli siły walczyć z haraczownikami z urzędów. Może pójdą za tym zmiany prawa. Po pierwsze, potrzebne jest wprowadzenie materialnej odpowiedzialności urzędników (nie ograniczonej żadną kwotą) za bezprawne decyzje. Za takimi regulacjami opowiada się wicepremier Jerzy Hausner. Po drugie, trzeba tak zmienić kodeks karny skarbowy, żeby urzędnicy nie mogli według własnego widzimisię nękać przedsiębiorców. Po trzecie, warto wprowadzić przepisy ograniczające władzę prokuratorów nad życiem i bytem osób, które wzięli na celownik. Jeśli się tego nie zrobi, będą następne ofiary systemu państwowego reketu. Będą też kolejne zrujnowane firmy, dramaty rodzin i degrengolada wśród funkcjonariuszy państwa.
Polowanie na Kluskę 2 lipca 2002 r. O godz. 6.00 grupa uzbrojonych funkcjonariuszy CBŚ wtargnęła do domu Romana Kluski. Biznesmena skuto kajdankami i przewieziono do aresztu śledczego w Krakowie. 3 lipca 2002 r. Na wniosek Wojskowej Komendy Uzupełnień policja zajmuje na rzecz wojska dwa samochody należące do firmy Kluski. W tym samym dniu nieznany mężczyzna w telefonicznej rozmowie zapewnia, "że może wszystko, łącznie z umorzeniem sprawy, w zamian za spełnienie żądań". Kluska odmawia. 16 paŹdziernika 2002 r. Obrońca Romana Kluski składa na ręce ministra sprawiedliwości skargę na działania organów ścigania. Do dziś Kluska i jego pełnomocnik nie otrzymali odpowiedzi. 6 lutego 2003 r. Roman Kluska składa doniesienie do prokuratury, skarżąc się na bezprawne działania Urzędu Skarbowego w Nowym Sączu. 15 maja 2003 r. NSA w Krakowie zwraca się do prezesa NSA z wnioskiem, by sprawę podatku VAT rozpatrzyło siedmiu sędziów. Powodem skierowania wniosku były wątpliwości prawne. 25 listopada 2003 r. Naczelny Sąd Administracyjny w składzie siedmiu sędziów jednomyślnie przyznaje rację Klusce.
|
WŁODZIMIERZ RYMS wiceprezes Naczelnego Sądu Administracyjnego Nie ma sposobu na to, by się ustrzec przed sytuacjami, z jakimi zetknął się Roman Kluska. Ryzyko zmniejsza się, gdy samemu jest się tęgim prawnikiem albo gdy się zatrudnia prawników. Przepisy podatkowe są niejasne, a urzędnicy zawsze mogą interpretować wątpliwości na niekorzyść podatnika. To poważna wada polskiego systemu podatkowego. W polskim prawie istnieje możliwość ukarania urzędnika za wadliwą decyzję, która spowodowała obciążenie skarbu państwa. Kara może być równa trzem miesięcznym pensjom urzędnika. W pracy zawodowej nie zetknąłem się jednak z ukaraniem pracownika urzędu. |
Więcej możesz przeczytać w 49/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.