Sienkiewicz i Prus wygrywają z Mickiewiczem i Żeromskim Co właściwie rozumiemy pod pojęciem "najważniejsza książka"? Po pierwsze, może to być książka zbójecka: napadająca jak zbójca, po spotkaniu z którą wszystko się widzi inaczej. Wyobrażam sobie, że tak właśnie rozumieli hasło plebiscytu radiowej Trójki uczestnicy głosujący na dzieła Gombrowicza, Lema czy Kapuścińskiego. Każdy z tych autorów zmusza bowiem na swój sposób, by podejrzliwie przyglądać się temu, co wiemy (zdawałoby się) na pewno. Po drugie, najważniejsza książka może być ukochaną książką z dzieciństwa, która odsłoniła przed nami urok czytania, wyprowadziła z mroków barbarzyństwa. Takie są "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" Niziurskiego, takie są cykle książek o przygodach Pana Samochodzika Nienackiego i o podróżach Tomka Wilmowskiego Alfreda Szklarskiego. O wiernej, z dzieciństwa wywiedzionej miłości mówią chyba też głosy oddawane na serię przygód Wiedźmina, pióra Andrzeja Sapkowskiego.
Nieobecny Żeromski
Najważniejsza książka może być też książką świeżo przeczytaną, pod której wrażeniem pozostajemy dłużej niż zwykle (dla wielu taka jest "Samotność w sieci" Janusza L. Wiśniewskiego). Wreszcie może to być książka, którą się darzy respektem, bo "wymierza sprawiedliwość widzialnemu światu". Za każdym razem o wyborze uczestnika plebiscytu decyduje miłość, ale w tym ostatnim wypadku nie byłoby to młodzieńcze zauroczenie, lecz raczej podszyte szacunkiem uwielbienie dla całkiem-całkiem komunikatywnej prababki.
Jeśli w rozmaitości napływających głosów dała się zaobserwować jakaś tendencja, to był nią prymat klasyki, a dokładniej wielkiej trójcy powieściopisarzy: Sienkiewicza (jako autora "Trylogii" i "Quo vadis"), Prusa ("Lalka") i Orzeszkowej ("Nad Niemnem"). Nie znalazło się tu natomiast miejsce dla romantyzmu, co w moich oczach czyni ten wynik bardziej szczerym. Nic nie ujmując geniuszowi Mickiewicza, jest on pisarzem trudnym i nadzwyczajna jego popularność polegała zawsze na powtarzaniu wyuczonej lekcji, że "wielkim poetą był". Z radością odkryłem przy okazji, że coraz większa liczba czytelników widzi w "Potopie" czy "Ogniem i mieczem" urokliwe baśnie, wyrafinowane językowo czytadła. Ciągnąca się przez sto lat mania, by doszukiwać się w nich narodowych katechizmów, odbierała im połowę wdzięku. Szczerze zadziwił mnie natomiast brak głosów, które by oddano na ważne w minionym stuleciu książki Żeromskiego (pytanie, czy zestarzała się idea społecznictwa, czy kształt opowieści). Zaś osłupienie, którego nie umiem nawet wyrazić, wywołały we mnie głosy oddane na "Chłopów" Reymonta, których żarliwie nie znoszę.
Wiwat "Lalka"!
Sam oddałbym głos na "Lalkę", bo ona łączy w sobie wiele z rozróżnionych wyżej cech. Z jednej strony jest dziełem już spatynowanym (pierwsze wydanie przed 113 laty!), z drugiej - wciąż porusza sugestywnością postaci, budzi wzruszenie i każe myśleć, jest zajmująca dla filologa nie mniej niż dla tzw. zwykłego czytelnika.
Ale czy książka, którą kochają wszyscy, czegoś przez to nie traci? I czy zatem nie powinniśmy zazdrośnie strzec naszych czytelniczych upodobań? n
Najważniejsza książka może być też książką świeżo przeczytaną, pod której wrażeniem pozostajemy dłużej niż zwykle (dla wielu taka jest "Samotność w sieci" Janusza L. Wiśniewskiego). Wreszcie może to być książka, którą się darzy respektem, bo "wymierza sprawiedliwość widzialnemu światu". Za każdym razem o wyborze uczestnika plebiscytu decyduje miłość, ale w tym ostatnim wypadku nie byłoby to młodzieńcze zauroczenie, lecz raczej podszyte szacunkiem uwielbienie dla całkiem-całkiem komunikatywnej prababki.
Jeśli w rozmaitości napływających głosów dała się zaobserwować jakaś tendencja, to był nią prymat klasyki, a dokładniej wielkiej trójcy powieściopisarzy: Sienkiewicza (jako autora "Trylogii" i "Quo vadis"), Prusa ("Lalka") i Orzeszkowej ("Nad Niemnem"). Nie znalazło się tu natomiast miejsce dla romantyzmu, co w moich oczach czyni ten wynik bardziej szczerym. Nic nie ujmując geniuszowi Mickiewicza, jest on pisarzem trudnym i nadzwyczajna jego popularność polegała zawsze na powtarzaniu wyuczonej lekcji, że "wielkim poetą był". Z radością odkryłem przy okazji, że coraz większa liczba czytelników widzi w "Potopie" czy "Ogniem i mieczem" urokliwe baśnie, wyrafinowane językowo czytadła. Ciągnąca się przez sto lat mania, by doszukiwać się w nich narodowych katechizmów, odbierała im połowę wdzięku. Szczerze zadziwił mnie natomiast brak głosów, które by oddano na ważne w minionym stuleciu książki Żeromskiego (pytanie, czy zestarzała się idea społecznictwa, czy kształt opowieści). Zaś osłupienie, którego nie umiem nawet wyrazić, wywołały we mnie głosy oddane na "Chłopów" Reymonta, których żarliwie nie znoszę.
Wiwat "Lalka"!
Sam oddałbym głos na "Lalkę", bo ona łączy w sobie wiele z rozróżnionych wyżej cech. Z jednej strony jest dziełem już spatynowanym (pierwsze wydanie przed 113 laty!), z drugiej - wciąż porusza sugestywnością postaci, budzi wzruszenie i każe myśleć, jest zajmująca dla filologa nie mniej niż dla tzw. zwykłego czytelnika.
Ale czy książka, którą kochają wszyscy, czegoś przez to nie traci? I czy zatem nie powinniśmy zazdrośnie strzec naszych czytelniczych upodobań? n
Więcej możesz przeczytać w 49/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.