Dwa sprzeczne sygnały napłynęły ostatnio z niespokojnego jak zwykle Kaukazu. W Azerbejdżanie zwyciężyła komunistyczna dynastia, a w Gruzji aksamitna rewolucja. Śledząc z zapartym tchem owe 48 godzin, które wstrząsnęły Tbilisi, obserwowałem je oczywiście pod kątem poloników - w końcu nazwisko Sakaszwilli kojarzy się wszystkim z Grigorijem z "Czterech pancernych i psa" (może zwycięski przywódca przełomu to wnuk dzielnego Gruzina i telegrafistki Lidki?). Natomiast kiedy tłum zaczął skandować na cześć przywódczyni: "Nino, Nino!", zacząłem się zastanawiać, czy pani Nina Terentiew zgłosi swoją kandydaturę na prezydenta - pod hasłem "Biesiadna Polska dla Wszystkich".
Jedyny dysonans do owych analogii wnosiły obrazki z CNN, w których Gruzja występowała jako Georgia. Z niepokojem myślałem, co działo się w umysłach Amerykanów, na widok owych tłumów i białych flag z krzyżami - Ku-Klux-Klan opanowuje Atlantę?
Tak czy owak mamy dwie interesujące recepty na przyszłość i ciekawe, który wariant wybierzemy - gruziński czy azerski? "Albo kobita albo Rokita" - usłyszałem przy bufecie pewnego pubu.
Oczywiście temperamenty u nas inne niż na Kaukazie. Dlatego wersja "Dynastii" przybrałaby u nas łagodny charakter brazylijskiej telenoweli. Do niedawna podstawowym kłopotem tego wariantu było: co zrobić z mężem? Wyczarterować zjednoczonej Europie, NATO czy ONZ - to znaczyłoby zburzyć fundament patriotyczno-moralnej jedności politycznej rodziny. No bo jak żona matką wszystkich rodaków, a mąż jako na przykład MKOlek bierze rozłąkowe? Zaś cały naród półsierotą? Z kolei zrobić małżonka szefem Polskiej Zjednoczonej Partii Ordynatów - psułoby bezpartyjny image. Zaś rola First Lady, czy bardziej swojsko "męża swojej żony", nadmiernie ułatwiałaby życie kpiarzom i prześmiewcom. Aż okazało się, że i na to jest pomysł - "Nasz prezydent, nasz premier". Pan Aleksander bezpartyjnym szefem rządu! Żadnych wojen na górze ani na dole. Idylla! Prawie jak w wypadku obsadzenia w tych rolach braci Kaczyńskich. Tylko czy się to uda?
Może się udać! Nasza demokracja przypomina trochę przetargi na zamówienia wojskowe. Żadnych przekrętów, tylko regulamin tak skonstruowany, że może wygrać tylko jedna, zaufana firma. Tu może być podobnie - ilustrowane pisma, tabloidy i telewizja (publiczna!) postarają się tak zabełtać w głowie społeczeństwu, tak zohydzić zawodowych polityków, partie, procedury demokratyczne, że będzie możliwy tylko jeden wybór - słuszny!
A niezadowolonej mniejszości pozostanie już chyba tylko emigracja. Do Gruzji. Albo lepiej - Georgii!
Tak czy owak mamy dwie interesujące recepty na przyszłość i ciekawe, który wariant wybierzemy - gruziński czy azerski? "Albo kobita albo Rokita" - usłyszałem przy bufecie pewnego pubu.
Oczywiście temperamenty u nas inne niż na Kaukazie. Dlatego wersja "Dynastii" przybrałaby u nas łagodny charakter brazylijskiej telenoweli. Do niedawna podstawowym kłopotem tego wariantu było: co zrobić z mężem? Wyczarterować zjednoczonej Europie, NATO czy ONZ - to znaczyłoby zburzyć fundament patriotyczno-moralnej jedności politycznej rodziny. No bo jak żona matką wszystkich rodaków, a mąż jako na przykład MKOlek bierze rozłąkowe? Zaś cały naród półsierotą? Z kolei zrobić małżonka szefem Polskiej Zjednoczonej Partii Ordynatów - psułoby bezpartyjny image. Zaś rola First Lady, czy bardziej swojsko "męża swojej żony", nadmiernie ułatwiałaby życie kpiarzom i prześmiewcom. Aż okazało się, że i na to jest pomysł - "Nasz prezydent, nasz premier". Pan Aleksander bezpartyjnym szefem rządu! Żadnych wojen na górze ani na dole. Idylla! Prawie jak w wypadku obsadzenia w tych rolach braci Kaczyńskich. Tylko czy się to uda?
Może się udać! Nasza demokracja przypomina trochę przetargi na zamówienia wojskowe. Żadnych przekrętów, tylko regulamin tak skonstruowany, że może wygrać tylko jedna, zaufana firma. Tu może być podobnie - ilustrowane pisma, tabloidy i telewizja (publiczna!) postarają się tak zabełtać w głowie społeczeństwu, tak zohydzić zawodowych polityków, partie, procedury demokratyczne, że będzie możliwy tylko jeden wybór - słuszny!
A niezadowolonej mniejszości pozostanie już chyba tylko emigracja. Do Gruzji. Albo lepiej - Georgii!
Więcej możesz przeczytać w 49/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.