Kogo reprezentuje poseł?
Wykorzystywanie rezultatów przeróżnych sondaży w stosunku do konkretnych osób lub instytucji przywodzi mi na myśl próby powrotu do podstaw demokracji bezpośredniej. W jakimś sensie odwołuje się ona do demagogii, która najczęściej służyła ekstremizmom, a te - jak wiemy - mają cechy antydemokratyczne.
Edmund Burke, jeden z najwybitniejszych parlamentarzystów brytyjskich końca XVIII wieku, popadł w konflikt z własnym elektoratem. Stało się tak wskutek nacisków wywieranych przez obywateli mieszkających w okręgu reprezentowanym przez Burke'a. Domagali się oni, aby głosował zgodnie z lokalnymi interesami. Instrukcje, które otrzymywał, nierzadko były niemożliwe do zrealizowania lub niezgodne z jego poczuciem etyki i moralności. Burke wsławił się wi-
zją demokracji przedstawioną podczas spotkania wyborczego, na którym ważyła się jego przyszłość jako parlamentarzysty. Na owym spotkaniu zarzucono mu nielojalność wobec wyborców. Miała się ona przejawiać w odmowie realizowania ich lokalnych ambicji.
Burke wyjaśnił, że nowoczesny parlament w nowoczesnej demokracji to zgromadzenie przedstawicieli całego narodu, działających dla jego dobra, a nie tylko dla korzyści regionu, z którego się wywodzi. Podkreślił również, że każdy poseł powinien czuć na swoich barkach ciężar odpowiedzialności nie tylko za losy społeczności, z którą jest związany, ale także za cały naród. Powinien również baczyć na dobro całego państwa, nawet jeś-li tym samym popada w konflikt ze swoim elektoratem. Skoro wyborcy już zdecydowali, że to on będzie ich reprezentował w parlamencie, to najwyraźniej uznali, iż ma większe niż ktokolwiek z nich predyspozycje do pełnienia tej funkcji, większą wiedzę, poczucie sprawiedliwości i moralności. Niestety, pogląd ten nie spotkał się z powszechną aprobatą, co spowodowało, że Burke nie został wybrany na kolejną kadencję w swoim regionie. Chociaż przegrał wybory, nie zgadzając się na totalną codzienną kontrolę ze strony swoistego trybunału demokratycznego, to później zaprezentowana przez niego idea stała się najważniejszym elementem demokracji przedstawicielskiej i parlamentaryzmu, również samorządowego.
Sondaże, czyli quasi-demokracja bezpośrednia
W sondażach dostrzegam podobieństwo do głosowań odbywających się dwa tysiące lat temu w Atenach, kiedy uprawnieni do udziału w wyborach obywatele zbierali się na tamtejszym rynku (agorze) i w sposób demokratyczny wyłaniali spośród siebie reprezentantów. Mniej więcej tak wyglądała jeszcze prymitywna starożytna demokracja, która dała początek współczes-nej, a mechanizmy w niej stosowane (oczywiście po licznych modyfikacjach) są do dziś aktualne.
W nowoczesnych krajach, zamieszkanych przez miliony obywateli, demokracja bezpośrednia nie jest możliwa. W anglosaskiej i skandynawskiej tradycji rzadko przeprowadzano referenda. Działo się tak przede wszystkim dlatego, że referendum jest formą demokracji bezpośredniej. Wiemy, że demokracja była bardziej wartościowa, etyczna i głęboka w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy niektórych krajach skandynawskich, gdzie referenda odbywały się rzadko. Częściej urządzano je w pozostałych krajach Starego Kontynentu, w państwach o ustroju totalitarnym, w sowieckiej Rosji, faszystowskich Włoszech i dyktatorskiej Ameryce Łacińskiej. Niedemokratyczne rządy manipulowały tam wynikami referendum, aby zdobyć poparcie wynoszące 90, a nawet 100 proc.
Każda ankieta czy sondaż zawiera w sobie pewne psychologiczne cechy referendum, nawet jeśli są one przeprowadzane profesjonalnie, rzetelnie i odbywają się w superdemokratycznym państwie. Nowoczesne państwo, rząd, demokracja, gospodarka do pomyślnego funkcjonowania potrzebują odpowiednio długich terminów rea-lizacji poszczególnych zadań. Dlatego właś-nie kadencja Senatu Stanów Zjednoczonych trwa sześć lat, a parlamentu Wielkiej Brytanii - pięć lat. Dlatego we Francji prezydenta wybiera się na siedem lat. I tylko Izba Reprezentantów w USA jest wybierana na dwa lata. Każdy rząd zazwyczaj potrzebuje kilku miesięcy, by w pełni rozpocząć realizację zamierzonych celów, zaś ostatni rok sprawowania rządów przeważnie jest przeznaczony na działania związane ze zbliżającymi się wyborami.
Demokracja kontrolowana
Funkcjonowanie codziennego sondażowego trybunału nie stwarza demokratycznie wybranemu rządowi najlepszych warunków do pracy. System demokratyczny jest nieustannie kontrolowany przez parlament, prasę, sądy, partie rządzące, opozycję, elity, intelektualistów. Jest również kontrolowany z zewnątrz - przez instytucje międzynarodowe. Do elementów kontroli demokracji możemy także zaliczyć sondaże. Mają one przede wszystkim znaczenie psychologiczne, bo stwarzają wrażenie, jakby codziennie odbywały się wybory, jakby trwał nieustanny wyścig. Czasem sondaże działają pobudzająco na rząd, bo kiedy czuje on, że traci popularność, stara się ją odzyskać. Jednak w oczach wielu obywateli rząd traci już wtedy powagę i szacunek. Ma to zły wpływ nie tylko na partie, ale także na całą demokrację. Wtedy w państwie zaczyna dominować pesymizm, upada wiara w podstawowe wartości i w reguły życia politycznego.
Po to, aby życie demokratyczne mogło się rozwijać, niezbędne jest poczucie stabilizacji politycznej, które bezpośrednio wiąże się z przejawami obywatelskich postaw w społeczeństwie, z chęcią uczestniczenia w wyborach i decydowania o własnym kraju. Ma to związek z zaniechaniem agresywnej, niekonstruktywnej krytyki w życiu publicznym i popularyzowaniem optymistycznego podejścia - wtedy, gdy mamy się zmierzyć z naprawdę poważnymi problemami.
Uważam, że sondaże odgrywają bardzo ważną rolę - są termometrem życia politycznego. Jednakże czasem z powodu zbyt częstego kontrolowania temperatury zdrowa demokracja może się stać hipochondryczką.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.