Czerwone potwory zrodziła włoska lewica Poczterech latach śledztwa włoska policja aresztowała dziewięciu lewicowych terrorystów, oskarżonych o dwa morderstwa i wiele mniejszych akcji. Ich organizacja nosi złowieszczo znajomą nazwę - Czerwone Brygady. Starzy terroryści twierdzą, że to uzurpacja. "Nowe Czerwone Brygady to nie ruch polityczny, lecz niewielkie sprzysiężenie ludzi mających problemy z alienacją psychiczną" - napisał Sergio Segio, jeden z liderów starych brygad. "My byliśmy ruchem rewolucyjnym, który dążył do odebrania komuś władzy. To jest ruch społeczny, który okresowo, tak jak w wypadku wojny w Iraku, może uzyskać szerokie poparcie" - skonstatowała Barbara Balzerani, inna przywódczyni Czerwonych Brygad. Czyimi dziećmi są nowi terroryści? Nowe Czerwone Brygady są dziećmi włoskiej lewicy, najzupełniej legalnej i działającej w pełnym świetle. Stara lewica, ta z lat 70. i 80., stała w pierwszym szeregu walki z terroryzmem. Nowa, dzisiejsza, jest dla terroryzmu co najmniej pobłażliwa.
Zabić w imię komunizmu
"Jesteśmy jedynym krajem Europy, w którym nadal zabija się w imię komunizmu" - skonstatował na łamach tygodnik "L'Espresso" lewicowy publicysta Giampaolo Pansa. W 1991 r., w obliczu gwałtownych przemian na wschodzie Europy i w ZSRR, Włoska Partia Komunistyczna się podzieliła. Powstała Demokratyczna Partia Lewicy (dziś Lewicowi Demokraci), nazywająca się siłą socjaldemokratyczną. Wierność marksizmowi-leninizmowi zadeklarowało Odrodzenie Komunistyczne, znacznie bardziej radykalne w rewindykacjach społecznych. Oba ugrupowania starały się utrzymać członków i sympatyków w jakiej takiej dyscyplinie. Pod naciskiem ruchów młodzieżowych Odrodzenie Komunistyczne objęło patronat nad "ośrodkami społecznymi", rodzajem komun istniejących przeważnie w nielegalnie okupowanych obiektach. Odbywają się tam "leninowskie" debaty polityczne oraz szkolenia, które można nazwać paramilitarnymi. Młodzi ludzie przygotowują się do zdyscyplinowanego udziału w demonstracjach, do walk z policją i drobnych aktów przemocy. Przykłady praktycznego wykorzystywania nabytej w ośrodkach społecznych wiedzy obserwowaliśmy podczas szczytu G-8 w Genui czy podczas manifestacji poparcia dla lidera kurdyjskich terrorystów Abdullaha Öcalana.
Portret pamięciowy terrorysty
Brak wiarygodnego kierownictwa sił postkomunistycznych sprawił, że liderami lewicy stali się tacy ludzie, jak Sergio Cofferati i Guglielmo Epifani, sekretarze generalni komunistycznych związków zawodowych CGIL, reżyser Nanni Moretti, przywódca antyglobalistów Luca Casarini czy lider Odrodzenia Komunistycznego Fausto Bertinotti. Nie chcąc tracić kontaktów z masami, słaby i niezdecydowany Piero Fassino, sekretarz Lewicowych Demokratów, nie tylko nie przeciwstawił się radykalizacji lewicy, ale nawet posłusznie przyłączył się do nowego trendu. Oficjalny organ tej partii, dziennik "L'Unitá", stał się de facto organem Ruchu (ugrupowania zielonych, pacyfistów itp.), prześcigając w radykalizmie biuletyny ośrodków społecznych. Język "L'Unity" nigdy nie był tak ekstremistyczny. Ta gazeta wskazuje z imienia i nazwiska "wrogów ludu", a czasem nawet podaje ich prywatne adresy. "Jeśli mnie zamordują, wiedzcie, że to na polecenie L'Unity" - napisał niedawno Giuliano Ferrara, znany publicysta polityczny Włoch.
Oto portret pamięciowy typowego członka nowych Czerwonych Brygad. Najstarsi z nich otarli się o starych brygadzistów. Zapoznali się z "leninowską przemocą" w ośrodkach społecznych, spotykali się na "karuzelach" Nanniego Morettiego, doszkolili w rewindykacjach społecznych i politycznych w organizacjach związkowych CGIL, przeszli chrzest bojowy podczas manifestacji antyglobalistycznych i zyskali społeczny poklask, wywieszając tęczowe flagi na balkonach w dniach interwencji sił sprzymierzonych w Iraku.
Tajemnice palmtopu
Śledztwo w sprawie morderstw popełnionych przez nowe Czerwone Brygady trwało cztery lata, ponieważ kolejni prokuratorzy popełniali ten sam błąd: szukali łącznika, członka starych brygad, który - jak sądzili - wyszkolił nowe pokolenie terrorystów, skupiając ich wokół "ideałów" walki proletariatu z kapitałem, walki na śmierć i życie.
Tymczasem mordercy profesorów Massimo D'Antony i Marco Biagiego, pracujących nad reformą systemu zatrudniania, mieli 5-9 lat, kiedy Czerwone Brygady porywały Aldo Moro, lidera chadecji i byłego premiera. Nie mogli znać jego porywaczy i zabójców, nie mogli nawet pamiętać ich retoryki i frazeologii. Wojny proletariatu z kapitałem uczyli się nie od weteranów, ale w całkiem współczesnych ośrodkach społecznych, kierowanych przez Odrodzenie Komunistyczne.
Przełom w śledztwie nastąpił po przypadkowej kontroli funkcjonariuszy włoskiego odpowiednika SOK w pociągu relacji Rzym - Florencja 2 marca tego roku. Funkcjonariusze poprosili o dokumenty spokojnie wyglądającą parę czterdziestolatków. W odpowiedzi mężczyzna wyciągnął pistolet i zastrzelił jednego z funkcjonariuszy. Drugi, ranny, zdołał strzelić do pasażera. Zabitym okazał się Mario Gallesi, terrorysta z nowych Czerwonych Brygad, podejrzany o udział w zabójstwie prof. Massimo D'Antony, doradcy ministra pracy. Nadia Desdemona Lioce, towarzyszka Gallesiego, została aresztowana. Zgodnie z rytuałem członków starych brygad oświadczyła, że jest więźniem politycznym.
Znaleziono przy niej telefon komórkowy i palmtop z zaszyfrowanymi 109 dokumentami. Znalezienie klucza do szyfru nie było łatwe, ale odczytano kilka numerów telefonicznych. Niestety, były to numery telefonów komórkowych kupionych na fałszywe dokumenty. W palmtopie odnaleziono też pseudonimy w rodzaju "SO" albo "MU", ale nie sposób było dopasować ich do prawdziwych osób. Tym bardziej że zasady konspiracji nowych terrorystów okazały się dość rygorystyczne. Wszyscy - poza Gallesim i Lioce - prowadzili normalne życie rodzinne i zawodowe, czyli nie byli "zawodowymi terrorystami". Po drugie, w komunikacji używali wyłącznie kilku telefonów komórkowych zakupionych na fałszywe dokumenty oraz aparatów z budek z telefonami na kartę magnetyczną. Terroryści nie wiedzieli jednak, że karty magnetyczne pozostawiają ślad. Dopiero pod koniec 2001 r. brygady wydały kategoryczną instrukcję: "Wyrzucać kartę po każdym jej użyciu".
Ta niewiedza okazała się fatalna: terroryści rozmawiali aż 70 razy z budek w pobliżu mieszkania prof. D'Antony. Bez trudu odczytano kody używanych przez nich kart telefonicznych. Czasem terroryści telefonowali na domowe numery swoich towarzyszy. Założony na nie podsłuch pozwolił ustalić kolejne elementy siatki. Po kilku miesiącach analiz billingów wyodrębniono kilkadziesiąt osób podejrzanych o udział w zamachach na D'Antonę i Biagiego.
Precyzja morderców
Prowadzących śledztwo uderzyła przerażająca dokładność, z jaką zaplanowano oba morderstwa. Profesora D'Antonę terroryści zaczęli śledzić w styczniu i robili to dzień po dniu aż do zabójstwa 20 maja 1998 r. Profesora Biagiego 12 osób śledziło przez ponad trzy miesiące - zarówno w rodzinnej Bolonii, jak i w Modenie, gdzie wykładał. Przeprowadzono nawet cztery próby generalne zabójstwa, zanim dokonano go 19 marca 2002 r.
Okazało się, że szefem komórki rzymskiej, a być może również ideologiem organizacji, był Marco Mezzasalma (jego nazwisko oznacza "półtrup"), rocznik 1969. Mezzasalma, zatrudniony w firmie produkującej nowoczesne systemy obronne, został dokładnie przebadany przez włoskie służby specjalne, które nie znalazłszy nic przeciwko niemu, wydały mu zezwolenie na dostęp do najtajniejszych dokumentów państwowych i wojskowych. Komórką florencką najprawdopodobniej kierował 43-letni Roberto Morandi, technik radiolog w jednym z tamtejszych szpitali. Tylko on w momencie aresztowania zadeklarował, że jest więźniem politycznym i członkiem "Czerwonych Brygad na rzecz Budowy Walczącej Partii Komunistycznej" (Brigate Rosse per la costruzione del Partito Comunista Combattente).
Technikiem radiologiem była również aresztowana we Florencji Cinzia Banelli (towarzyszka "SO" z palmtopu Nadii Lioce). Banelli, w czwartym miesiącu ciąży, była zdecydowanie nieostrożna, poza tym chciała się wycofać z organizacji i z tego powodu poddano ją wewnętrznemu "procesowi". Obiecała się poprawić i dlatego powierzono jej zadanie podrzucenia w Mediolanie i Rzymie dokumentów uzasadniających zabójstwo prof. D'Antony.
Kolejnym aresztowanym był Paolo Broccatelli, pracownik firmy sprzątającej uniwersytet. Oddelegowano go do rozpracowania prof. D'Antony na rzymskim uniwersytecie. Broccatelli przez telefon, posługując się używaną poprzednio w rozmowie z Lioce kartą telefoniczną, zamówił zamki do skradzionego furgonu, który służył za schronienie zabójcom profesora. Sensacją trąciło aresztowanie Federiki Saraceni, córki byłego przewodniczącego sekcji kryminalnej rzymskiego sądu regionalnego i byłego deputowanego postkomunistów i zielonych (we Włoszech jest to ugrupowanie lewackie). Saraceni posługiwała się w kontaktach z członkami Czerwonych Brygad telefonem komórkowym ojca, którego z racji immunitetu nie miały prawa kontrolować ani policja, ani służby specjalne.
Pod opieką Chiraca
W sumie zatrzymano dziewięć osób (z przebywającą w więzieniu Nadią Lioce - dziesięć). Prokurator Riccardo Fleury, prowadzący toskański fragment śledztwa, oznajmił z satysfakcją: "Złapaliśmy ich prawie wszystkich". Innego zdania jest Fabrizio Cichitto, deputowany Forza Italia, członek parlamentarnej komisji ds. służb specjalnych, który sądzi, że w policyjne sieci nie wpadł żaden z liczących się terrorystycznych decydentów. Ze służb specjalnych wydostał się do lewicowego dziennika "La Repubblica" przeciek potwierdzający opinie specjalistów, że w strukturach nowych brygad działa 45 osób - 20-25 we Włoszech, pozostali we Francji (w starych Czerwonych Brygadach działało około 4 tys. osób, około tysiąca brało udział w akcjach terrorystycznych). Na ich czele stoi prawdopodobnie 43-letnia Carla Vendetti, ukrywająca się w okolicach Lyonu we Francji. Vendetti została przyjęta do starych Czerwonych Brygad ponad 20 lat temu, w ostatniej fazie ich działalności, przez "nieprzejednanych" Nicolę Bortonego i jego ówczesną narzeczoną Simonettę Giorgieri. Wszyscy oni w latach 80. schronili się w Paryżu, prawdziwym azylu dla włoskich i hiszpańskich terrorystów lewicowych. Francuskie służby specjalne długo ich tolerowały, a nawet chroniły. Dopiero od kilku lat na skutek nacisków rządu hiszpańskiego (jak się powszechnie uważa, po zakupie przez rząd hiszpański od Francji systemu ultraszybkich pociągów TGV), terroryści z ETA są rzeczywiście ścigani. Włoscy terroryści, jeśli nie narażą się władzom francuskim, na razie nie muszą się niczego obawiać: Włosi nie potrzebują TGV, mają pendolino.
Carla Vendetti "wpadła" w Paryżu razem z pięcioma innymi terrorystami, w mieszkaniu, w którym znaleziono skład broni. Skazana została na pięć lat więzienia. Zza krat rozesłała do towarzyszy kilka "dokumentów programowych". Oto próbka jej pism: "W części proletariackiej działalność rewolucyjna Czerwonych Brygad-Partii Walczących Komunistów ma szerokie uprawomocnienie w takiej mierze, w jakiej organizacja reprezentuje ogólne interesy proletariatu i prowadzi je do najwyższych form starcia w kontraście z interesami i dominacją burżuazji. (...) Celem zbrojnej partii pozostaje walka z procesem kontrrewolucyjnym reformy państwa i przeciwko centralnym politykom imperializmu, od unifikacji europejskiej do wojennych projektów NATO. W tym celu - tłumaczy Vendetti - musimy zorganizować aspekty polityczno-wojskowe organizacji, by odbudować poziom rozwoju niezbędny do prowadzenia długotrwałej wojny klas". Jak widać, teza Sergio Segio o tym, że członkowie nowych brygad mają poważne problemy psychiczne, nie jest bezpodstawna...
"Jesteśmy jedynym krajem Europy, w którym nadal zabija się w imię komunizmu" - skonstatował na łamach tygodnik "L'Espresso" lewicowy publicysta Giampaolo Pansa. W 1991 r., w obliczu gwałtownych przemian na wschodzie Europy i w ZSRR, Włoska Partia Komunistyczna się podzieliła. Powstała Demokratyczna Partia Lewicy (dziś Lewicowi Demokraci), nazywająca się siłą socjaldemokratyczną. Wierność marksizmowi-leninizmowi zadeklarowało Odrodzenie Komunistyczne, znacznie bardziej radykalne w rewindykacjach społecznych. Oba ugrupowania starały się utrzymać członków i sympatyków w jakiej takiej dyscyplinie. Pod naciskiem ruchów młodzieżowych Odrodzenie Komunistyczne objęło patronat nad "ośrodkami społecznymi", rodzajem komun istniejących przeważnie w nielegalnie okupowanych obiektach. Odbywają się tam "leninowskie" debaty polityczne oraz szkolenia, które można nazwać paramilitarnymi. Młodzi ludzie przygotowują się do zdyscyplinowanego udziału w demonstracjach, do walk z policją i drobnych aktów przemocy. Przykłady praktycznego wykorzystywania nabytej w ośrodkach społecznych wiedzy obserwowaliśmy podczas szczytu G-8 w Genui czy podczas manifestacji poparcia dla lidera kurdyjskich terrorystów Abdullaha Öcalana.
Portret pamięciowy terrorysty
Brak wiarygodnego kierownictwa sił postkomunistycznych sprawił, że liderami lewicy stali się tacy ludzie, jak Sergio Cofferati i Guglielmo Epifani, sekretarze generalni komunistycznych związków zawodowych CGIL, reżyser Nanni Moretti, przywódca antyglobalistów Luca Casarini czy lider Odrodzenia Komunistycznego Fausto Bertinotti. Nie chcąc tracić kontaktów z masami, słaby i niezdecydowany Piero Fassino, sekretarz Lewicowych Demokratów, nie tylko nie przeciwstawił się radykalizacji lewicy, ale nawet posłusznie przyłączył się do nowego trendu. Oficjalny organ tej partii, dziennik "L'Unitá", stał się de facto organem Ruchu (ugrupowania zielonych, pacyfistów itp.), prześcigając w radykalizmie biuletyny ośrodków społecznych. Język "L'Unity" nigdy nie był tak ekstremistyczny. Ta gazeta wskazuje z imienia i nazwiska "wrogów ludu", a czasem nawet podaje ich prywatne adresy. "Jeśli mnie zamordują, wiedzcie, że to na polecenie L'Unity" - napisał niedawno Giuliano Ferrara, znany publicysta polityczny Włoch.
Oto portret pamięciowy typowego członka nowych Czerwonych Brygad. Najstarsi z nich otarli się o starych brygadzistów. Zapoznali się z "leninowską przemocą" w ośrodkach społecznych, spotykali się na "karuzelach" Nanniego Morettiego, doszkolili w rewindykacjach społecznych i politycznych w organizacjach związkowych CGIL, przeszli chrzest bojowy podczas manifestacji antyglobalistycznych i zyskali społeczny poklask, wywieszając tęczowe flagi na balkonach w dniach interwencji sił sprzymierzonych w Iraku.
Tajemnice palmtopu
Śledztwo w sprawie morderstw popełnionych przez nowe Czerwone Brygady trwało cztery lata, ponieważ kolejni prokuratorzy popełniali ten sam błąd: szukali łącznika, członka starych brygad, który - jak sądzili - wyszkolił nowe pokolenie terrorystów, skupiając ich wokół "ideałów" walki proletariatu z kapitałem, walki na śmierć i życie.
Tymczasem mordercy profesorów Massimo D'Antony i Marco Biagiego, pracujących nad reformą systemu zatrudniania, mieli 5-9 lat, kiedy Czerwone Brygady porywały Aldo Moro, lidera chadecji i byłego premiera. Nie mogli znać jego porywaczy i zabójców, nie mogli nawet pamiętać ich retoryki i frazeologii. Wojny proletariatu z kapitałem uczyli się nie od weteranów, ale w całkiem współczesnych ośrodkach społecznych, kierowanych przez Odrodzenie Komunistyczne.
Przełom w śledztwie nastąpił po przypadkowej kontroli funkcjonariuszy włoskiego odpowiednika SOK w pociągu relacji Rzym - Florencja 2 marca tego roku. Funkcjonariusze poprosili o dokumenty spokojnie wyglądającą parę czterdziestolatków. W odpowiedzi mężczyzna wyciągnął pistolet i zastrzelił jednego z funkcjonariuszy. Drugi, ranny, zdołał strzelić do pasażera. Zabitym okazał się Mario Gallesi, terrorysta z nowych Czerwonych Brygad, podejrzany o udział w zabójstwie prof. Massimo D'Antony, doradcy ministra pracy. Nadia Desdemona Lioce, towarzyszka Gallesiego, została aresztowana. Zgodnie z rytuałem członków starych brygad oświadczyła, że jest więźniem politycznym.
Znaleziono przy niej telefon komórkowy i palmtop z zaszyfrowanymi 109 dokumentami. Znalezienie klucza do szyfru nie było łatwe, ale odczytano kilka numerów telefonicznych. Niestety, były to numery telefonów komórkowych kupionych na fałszywe dokumenty. W palmtopie odnaleziono też pseudonimy w rodzaju "SO" albo "MU", ale nie sposób było dopasować ich do prawdziwych osób. Tym bardziej że zasady konspiracji nowych terrorystów okazały się dość rygorystyczne. Wszyscy - poza Gallesim i Lioce - prowadzili normalne życie rodzinne i zawodowe, czyli nie byli "zawodowymi terrorystami". Po drugie, w komunikacji używali wyłącznie kilku telefonów komórkowych zakupionych na fałszywe dokumenty oraz aparatów z budek z telefonami na kartę magnetyczną. Terroryści nie wiedzieli jednak, że karty magnetyczne pozostawiają ślad. Dopiero pod koniec 2001 r. brygady wydały kategoryczną instrukcję: "Wyrzucać kartę po każdym jej użyciu".
Ta niewiedza okazała się fatalna: terroryści rozmawiali aż 70 razy z budek w pobliżu mieszkania prof. D'Antony. Bez trudu odczytano kody używanych przez nich kart telefonicznych. Czasem terroryści telefonowali na domowe numery swoich towarzyszy. Założony na nie podsłuch pozwolił ustalić kolejne elementy siatki. Po kilku miesiącach analiz billingów wyodrębniono kilkadziesiąt osób podejrzanych o udział w zamachach na D'Antonę i Biagiego.
Precyzja morderców
Prowadzących śledztwo uderzyła przerażająca dokładność, z jaką zaplanowano oba morderstwa. Profesora D'Antonę terroryści zaczęli śledzić w styczniu i robili to dzień po dniu aż do zabójstwa 20 maja 1998 r. Profesora Biagiego 12 osób śledziło przez ponad trzy miesiące - zarówno w rodzinnej Bolonii, jak i w Modenie, gdzie wykładał. Przeprowadzono nawet cztery próby generalne zabójstwa, zanim dokonano go 19 marca 2002 r.
Okazało się, że szefem komórki rzymskiej, a być może również ideologiem organizacji, był Marco Mezzasalma (jego nazwisko oznacza "półtrup"), rocznik 1969. Mezzasalma, zatrudniony w firmie produkującej nowoczesne systemy obronne, został dokładnie przebadany przez włoskie służby specjalne, które nie znalazłszy nic przeciwko niemu, wydały mu zezwolenie na dostęp do najtajniejszych dokumentów państwowych i wojskowych. Komórką florencką najprawdopodobniej kierował 43-letni Roberto Morandi, technik radiolog w jednym z tamtejszych szpitali. Tylko on w momencie aresztowania zadeklarował, że jest więźniem politycznym i członkiem "Czerwonych Brygad na rzecz Budowy Walczącej Partii Komunistycznej" (Brigate Rosse per la costruzione del Partito Comunista Combattente).
Technikiem radiologiem była również aresztowana we Florencji Cinzia Banelli (towarzyszka "SO" z palmtopu Nadii Lioce). Banelli, w czwartym miesiącu ciąży, była zdecydowanie nieostrożna, poza tym chciała się wycofać z organizacji i z tego powodu poddano ją wewnętrznemu "procesowi". Obiecała się poprawić i dlatego powierzono jej zadanie podrzucenia w Mediolanie i Rzymie dokumentów uzasadniających zabójstwo prof. D'Antony.
Kolejnym aresztowanym był Paolo Broccatelli, pracownik firmy sprzątającej uniwersytet. Oddelegowano go do rozpracowania prof. D'Antony na rzymskim uniwersytecie. Broccatelli przez telefon, posługując się używaną poprzednio w rozmowie z Lioce kartą telefoniczną, zamówił zamki do skradzionego furgonu, który służył za schronienie zabójcom profesora. Sensacją trąciło aresztowanie Federiki Saraceni, córki byłego przewodniczącego sekcji kryminalnej rzymskiego sądu regionalnego i byłego deputowanego postkomunistów i zielonych (we Włoszech jest to ugrupowanie lewackie). Saraceni posługiwała się w kontaktach z członkami Czerwonych Brygad telefonem komórkowym ojca, którego z racji immunitetu nie miały prawa kontrolować ani policja, ani służby specjalne.
Pod opieką Chiraca
W sumie zatrzymano dziewięć osób (z przebywającą w więzieniu Nadią Lioce - dziesięć). Prokurator Riccardo Fleury, prowadzący toskański fragment śledztwa, oznajmił z satysfakcją: "Złapaliśmy ich prawie wszystkich". Innego zdania jest Fabrizio Cichitto, deputowany Forza Italia, członek parlamentarnej komisji ds. służb specjalnych, który sądzi, że w policyjne sieci nie wpadł żaden z liczących się terrorystycznych decydentów. Ze służb specjalnych wydostał się do lewicowego dziennika "La Repubblica" przeciek potwierdzający opinie specjalistów, że w strukturach nowych brygad działa 45 osób - 20-25 we Włoszech, pozostali we Francji (w starych Czerwonych Brygadach działało około 4 tys. osób, około tysiąca brało udział w akcjach terrorystycznych). Na ich czele stoi prawdopodobnie 43-letnia Carla Vendetti, ukrywająca się w okolicach Lyonu we Francji. Vendetti została przyjęta do starych Czerwonych Brygad ponad 20 lat temu, w ostatniej fazie ich działalności, przez "nieprzejednanych" Nicolę Bortonego i jego ówczesną narzeczoną Simonettę Giorgieri. Wszyscy oni w latach 80. schronili się w Paryżu, prawdziwym azylu dla włoskich i hiszpańskich terrorystów lewicowych. Francuskie służby specjalne długo ich tolerowały, a nawet chroniły. Dopiero od kilku lat na skutek nacisków rządu hiszpańskiego (jak się powszechnie uważa, po zakupie przez rząd hiszpański od Francji systemu ultraszybkich pociągów TGV), terroryści z ETA są rzeczywiście ścigani. Włoscy terroryści, jeśli nie narażą się władzom francuskim, na razie nie muszą się niczego obawiać: Włosi nie potrzebują TGV, mają pendolino.
Carla Vendetti "wpadła" w Paryżu razem z pięcioma innymi terrorystami, w mieszkaniu, w którym znaleziono skład broni. Skazana została na pięć lat więzienia. Zza krat rozesłała do towarzyszy kilka "dokumentów programowych". Oto próbka jej pism: "W części proletariackiej działalność rewolucyjna Czerwonych Brygad-Partii Walczących Komunistów ma szerokie uprawomocnienie w takiej mierze, w jakiej organizacja reprezentuje ogólne interesy proletariatu i prowadzi je do najwyższych form starcia w kontraście z interesami i dominacją burżuazji. (...) Celem zbrojnej partii pozostaje walka z procesem kontrrewolucyjnym reformy państwa i przeciwko centralnym politykom imperializmu, od unifikacji europejskiej do wojennych projektów NATO. W tym celu - tłumaczy Vendetti - musimy zorganizować aspekty polityczno-wojskowe organizacji, by odbudować poziom rozwoju niezbędny do prowadzenia długotrwałej wojny klas". Jak widać, teza Sergio Segio o tym, że członkowie nowych brygad mają poważne problemy psychiczne, nie jest bezpodstawna...
Więcej możesz przeczytać w 49/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.