Już około 2 mln Polaków uzbroiło się legalnie w broń palną (krótką, sportową, myśliwską), gazową, pneumatyczną, paralizatory elektryczne lub inne przedmioty służące do ochrony! Od 1999 r. - gdy pojawiła się możliwość zakupu bez pozwolenia niektórych wiatrówek - do tego roku Polacy nabyli ich więcej niż od końca II wojny światowej! Dziś broń pneumatyczną możemy zamówić za kilkaset złotych nawet przez Internet i odebrać przesyłkę na poczcie po 48 godzinach. Dealerzy kuszą makarowem,
"legendarnym pistoletem rosyjskiej milicji", replikami amerykańskich rewolwerów Smith & Wesson czy austriackich glocków. W ślad za tym rośnie zainteresowanie bronią ostrą, ale o pozwolenie na nią w Polsce wciąż niezwykle trudno.
Zbroimy się głównie ze strachu. Według badań CBOS z 2003 r., 62 proc. obywateli nie uważa, że w Polsce żyje się bezpiecznie, a 73 proc. co najmniej w umiarkowanym stopniu odczuwa osobiste zagrożenie. Coraz częściej strzelamy też dla sportu lub relaksu. Popularne stają się strzelnice, gdzie postrzelać ostrą amunicją mogą również ci, których na własną broń nie stać, a na działkach ćwiczą celność właściciele wiatrówek. W ostatnich latach co roku nabywców znajdowało około 10 tys. sztuk broni palnej i 100 tys. wiatrówek. Wraz ze sprzedażą akcesoriów strzeleckich rynek ten wart jest kilkaset milionów złotych rocznie, a prywatne osoby zgromadziły już arsenał wartości co najmniej miliarda złotych.
StrzaŁ z gwinta
Boom na rynku zapoczątkowała... wpadka legislacyjna. Gdy w 1999 r. Sejm przyjął nową ustawę o broni i amunicji, broń pneumatyczną (według ustawy wymagała uzyskania pozwolenia) zdefiniowano jako tę, która m.in. ma "lufę gwintowaną lub element ją zastępujący". Ponieważ policja potwierdziła, że gładka, nie nadająca rotacji pociskowi lufa nie odpowiadała definicji zawartej w ustawie, wszystkie z około 250 działających nad Wisłą sklepów z bronią zaczęły sprzedawać wiatrówki gładkolufowe (mniej celne i w świecie zwykle niespotykane). - Ich sprzedaż wzrosła u nas o kilkaset procent - informuje przedstawiciel spółki, która w Warszawie prowadzi dwa sklepy z bronią. Niektóre firmy stworzyły internetowe portale, za pośrednictwem których można zamówić nie tylko wiatrówki, ale i cały osprzęt: od śrutu i nabojów CO2 po lunety, noktowizory, futerały czy wojskową odzież. Od 1 stycznia 2004 r. ustawę o broni i amunicji nieco zliberalizowano: bez ograniczeń możemy nabywać strzelające repliki broni palnej wytworzonej przed rokiem 1850 oraz
- co ważniejsze - wszystkie wiatrówki (gwintowane i gładkolufowe), o ile energia kinetyczna wystrzeliwanych z nich pocisków nie przekracza 17 J
(prędkość wylotowa około 260 m/s). Zgodnie z przepisami takie pistolety lub karabinki pneumatyczne nie są traktowane jako broń. Są nią mocniejsze wiatrówki, które trzeba zarejestrować, ale nie potrzeba na nie pozwolenia (po spełnieniu odpowiednich warunków policja nie będzie mogła odmówić rejestracji). By jednak nie rozpieszczać zbytnio obywateli, rozporządzenie Rady Ministrów, które premier Leszek Miller podpisał 9 grudnia 2003 r., stanowi, że nawet słabsze wiatrówki - teoretycznie nie będące bronią - są "urządzeniami niebezpiecznymi dla życia lub zdrowia", a takie nabyć można tylko w koncesjonowanych sklepach (przepis sformułowano przy tym w ten sposób, że na przykład na bazarze można będzie wciąż sprzedawać... wiatrówki gładkolufowe).
Towar niemal w 100 proc. pochodzi z importu. Zresztą klienci, którzy przychodzą do sklepów z bronią, pytają zwykle o znane zachodnie marki: Walthera, Berettę, Smith & Wesson czy Heckler und Koch albo o ich pneumatyczne repliki. Run na broń zupełnie przespał radomski Łucznik, który woli wysyłać zastępy swoich związkowców na Warszawę i wymuszać na MON i MSWiA dodatkowe zamówienia. Nieliczne polskie zakłady rusznikarskie o charakterze rzemieślniczym zajmują się głównie naprawami lub konserwacją broni. - Na specjalne zamówienia robimy średnio w roku tylko trzy sztuki broni. Wytworzenie jednej trwa około trzech miesięcy - mówi Jacek Szymkowiak, właściciel jednej z sześciu rusznikarni w Poznaniu, który założony w 1934 r. zakład przejął po dziadku.
Kanonada w lesie
Największe lobby właścicieli broni wymagającej pozwolenia stanowią w Polsce myśliwi: do Polskiego Związku Łowieckiego należy ponad 100 tys. osób. Każda z nich ma średnio dwie sztuki broni.
- Lubię specyficzną atmosferę towarzyską polowań - mówi poseł Roman Jagieliński (PLD), właściciel czterech dubeltówek i sztucerów. Namiętnie poluje cała "góra" SLD, m.in. Włodzimierz Cimoszewicz, Wiesław Kaczmarek, Józef Oleksy (co ciekawe, za rządów lewicy osobom prywatnym głównie utrudniano dostęp do broni), posłowie PSL, ale też posłanka PO Elżbieta Radziszewska. Wśród polityków wielu strzelców ujawniło się, kiedy przed kilku laty Józef Zych (PSL), ówczesny marszałek Sejmu, zażądał, by posłowie zostawiali przed posiedzeniami broń w szatni (nie dziwi tam glock 19 detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, ale swoje magnum zostawia też na przykład Bogdan Pęk z LPR).
Z badań Pentora z 2002 r. wynika, że wśród osób nie mających broni największy odsetek uważających, iż zapewniłaby ona im poczucie bezpieczeństwa, stanowili biznesmeni (49 proc.). Oni też należą do najczęstszych gości salonów z bronią. Wśród zamożnych przedsiębiorców, artystów czy gwiazd telewizji posiadanie broni stawało się od połowy lat 90. po prostu modne. Na stołecznych strzelnicach widywano m.in. Edytę Górniak czy Cezarego Pazurę. Stałą bywalczynią jest tam Martyna Wojciechowska, dziennikarka TVN, którą - jak podaje na swojej stronie internetowej - strzelanie relaksuje (posiada argentyńską bertę 22 i włoską berettę 92FS).
PrzybyŁo z wiatrem
Choć chętnych do nabycia tradycyjnej broni nie brakuje, rynek "ciągną" dziś wiatrówki. Zakup broni palnej - myśliwskiej dubeltówki, broni sportowej, pistoletu czy rewolweru na ostrą amunicję - wymaga bowiem uzyskania pozwolenia: trzeba mieć ukończone 18 lat, przedstawić uzasadnienie prośby, zaświadczenie o niekaralności, przejść badania lekarskie i test psychologiczny, zdać egzamin z posługiwania się bronią. A i tak komendant wojewódzki lub powiatowy policji (w zależności od typu broni) może odmówić zgody. "Nie ma niebezpiecznej broni. Są niebezpieczni ludzie" - stwierdził kiedyś Robert A. Heinlein, klasyk amerykańskiej fantastyki naukowej. - Dwukrotnie wnosiłem o zmianę przepisów, by osobie trzymającej broń tylko w domu do jego obrony pozwolenie było przyznawane obligatoryjnie po spełnieniu określonych warunków - mówi senator Robert Smoktunowicz (sam nie ma broni i nie chce jej kupić). Choć MSWiA popierało to rozwiązanie, parlament odrzucił projekty i także w tym wypadku o wszystkim decyduje ostatecznie policja. Dlatego mimo dużego popytu liczba pozwoleń wydanych osobom prywatnym na posiadanie broni palnej utrzymuje się od kilku lat na stałym poziomie około 150 tys. (na nieco ponad 300 tys. sztuk broni). O broń będzie jeszcze trudniej, bo osoby, które uzyskały pozwolenie i kupiły ją wtedy, kiedy obowiązywały stare przepisy, dokupując dziś następny pistolet czy strzelbę, będą musiały ponownie zdać egzamin z posługiwania się nimi.
Sprzedawcy broni pomstują też na akcyzę na broń myśliwską i gazową, której stawka wynosi 20 proc. W unii akcyzy na broń nie ma w ogóle. Od maja 2004 r. bardziej będzie nam się opłacało zamówić taką broń w Czechach lub Europie Zachodniej. - Jeszcze w tym roku przenoszę swój sklep do Frankfurtu nad Odrą - zapowiada jeden z handlarzy bronią. W porównaniu z innymi krajami polski rynek broni palnej to mikrus. Czesi kupują czterokrotnie więcej broni niż my, a amunicji
- ośmiokrotnie więcej. W USA, gdzie swobodny dostęp do broni gwarantuje druga poprawka do konstytucji, w prywatnych rękach znajduje się 238-276 mln pistoletów, rewolwerów i karabinków (statystycznie niemal każdy obywatel ma broń). Europa Zachodnia, w której liberalne uregulowania amerykańskie są często krytykowane, sama jest uzbrojona po zęby. Obywatele państw unijnej piętnastki mają 84 mln sztuk broni palnej, a w krajach skandynawskich na 100 osób przypada aż 25-39 sztuk. Dopóki nasi politycy będą ignorowali rynek i piętrzyli przeszkody przed obywatelami zainteresowanymi własnym bezpieczeństwem lub po prostu strzelectwem, dopóty musimy się zadowolić wizytą na strzelnicy (broń ostrą można tam wypożyczyć za okazaniem dowodu) albo zakupem wiatrówki. Tym bardziej że przyzwoite czeskie lub rosyjskie gwintowane karabinki pneumatyczne nabyć można już za 300-500 zł (angielskie wiatrówki za 2,5-3 tys. zł to już "górna półka" w tym segmencie broni).
Bez pozwolenia broń palna wytworzona przed rokiem 1850 lub jej replika paralizatory, pałki elektryczne o średniej wartości prądu w obwodzie nie przekraczającej 10 mA używanie broni w celach sportowych, szkoleniowych lub rekreacyjnych na strzelnicy działającej na podstawie zezwolenia* broń alarmowa o kalibrze do 6 mm ręczne miotacze gazu obezwładniającego broń palna pozbawiona cech użytkowych* broń pneumatyczna (o energii kinetycznej wystrzeliwanych pocisków nie przekraczającej 17 J)* pozostała broń pneumatyczna (w rozumieniu ustawy o broni i amunicji nie jest to broń) * nie wymaga pozwolenia, lecz broń trzeba zarejestrować |
Więcej możesz przeczytać w 3/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.