W czasach braku narodowych sukcesów powodem do dumy może być to, że angielski playboy i gwiazdor filmowy bzyka naszą rodaczkę
Wiele narodów przekonanych jest o swojej wyjątkowości i wyższości nad innymi narodami. Bezkrytyczna miłość własna to stare i rozpoznane przez medycynę zboczenie zwane narcyzmem. Narodowy narcyzm pielęgnowany jest przez sztaby pielęgniarzy, którzy zrobią wszystko, aby podtrzymać w narodzie przeświadczenie o wybraniu danej nacji przez Boga lub przez duży koncern komputerowy.
Większość z tych narodowych mitów to oczywiście bzdury, propaganda, ewentualnie zwykły show-biznes. Być może ze cztery narody można by od biedy uznać za naprawdę wyjątkowe, gdy tymczasem za takie chce być uważanych ze sto narodów (w tym Polacy i Papuasi). Wyjątkowe narody to Amerykanie, Rosjanie, Niemcy i Francuzi. Amerykanie mają na koncie najwięcej odkryć naukowych i Nagród Nobla. Rosjanie odkryli wódkę i potrafią najwięcej wypić. Niemcy jako jedyni na świecie wybudowali komory gazowe, w których chcieli zagazować pół Europy. To wystarczy, by uznać ich za wyjątkowo wyjątkowych inaczej. Francuzi odkryli gilotynę, śmierdzące sery, Asterixa i miłość francuską. Szczególnie to ostatnie odkrycie godne jest wyróżnienia.
My, Polacy, zawsze mieliśmy problem z wyjątkowością. To, że Polska jest wyjątkowa, mojemu pokoleniu wmówił Edward Gierek. Według propagandy sukcesu, byliśmy dziesiątą potęgą świata. Stojąc w kolejce po mięsne ochłapy, miło było wierzyć w takie bajki. Przeświadczenie o naszej wyjątkowości podtrzymywała też strona opozycyjna i tradycja romantyczna. Byliśmy więc przedmurzem chrześcijaństwa i narodem wybranym (tyle że nikt nie wiedział do czego).
Dopiero otwarcie się na świat uświadomiło nam, że tak naprawdę jesteśmy małym, prowincjonalnym krajem, który zakochał się sam w sobie. Mity o wielkości Polski legły w gruzach, tym bardziej że na świecie naszym geniuszom przypisuje się inne narodowości. Chopina i Skłodowską uważa się powszechnie za Francuzów, a Kopernika za Niemca. Po zimnym prysznicu i krótkim samobiczowaniu narodowy apetyt na wielkość szybko się jednak odrodził. Duma narodowa od lat tradycyjnie karmi się papieżem. Dawno temu zaspokajał ją Wałęsa, a rok temu Małysz. Teraz niektórzy są dumni z naszej strefy okupacyjnej w Iraku i tego, że Miller pokazał wała na europejskich salonach.
Tak naprawdę trwa jednak nerwowy wyścig szukania czegokolwiek, co sprawiłoby, że poczulibyśmy się lepiej. I oto po długich poszukiwaniach znaleziono. Okazuje się, że w czasach braku narodowych sukcesów powodem do dumy może być fakt, że angielski playboy i gwiazdor filmowy, obiekt westchnień wielu kobiet - Hugh Grant - bzyka naszą rodaczkę. Polskie tabloidy (a także "ambitny" "Przekrój") poinformowały, że miła blondynka z Gdyni, Kasia Komorowicz, obecnie pracownica londyńskiego biura ONZ, jest dziewczyną, na co dzień specjalizującego się w komediowych rolach romantycznych fajtłap, boskiego Hugh. Ta tandetna i klasycznie brukowa informacja została w Polsce odtrąbiona niczym zwycięstwo w bitwie pod Grunwaldem, choć przecież było to jedynie zwycięstwo pod Hugh Grantem. No cóż... dawniej zdarzało się nam zwyciężać Turków pod Wiedniem, teraz widocznie przyszedł czas zwycięstw z Angielkami pod Hugh Grantem.
Mamy kompleksy większe niż długi PKP, skoro narodową dumę karmimy takimi bzdurami. Tylko czekać na podane w triumfalnym tonie wieści o tym, że Mick Jagger został gejem, bo zakochał się w urodzie swego lokaja, siedemnastoletniego Staśka Lumbago z Rzeszowa, Joan Collins postanowiła poślubić spotkanego na ulicy w Chicago młodego górala z Nowego Targu, bo miał fajną ciupagę, a osobistą sprzątaczką George'a Busha, piorącą mu codziennie kalesony i zmywającą gary, jest emerytowana nauczycielka WF Edyta Piach z Gorzowa, która doradza prezydentowi USA w strategicznych sprawach ścierania kurzu.
Więcej możesz przeczytać w 3/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.