"Ci, którzy mają mało albo średnio, składają się na bogactwo pozostałych 5 proc." - to dla wicepremier Izabeli Jarugi-Nowackiej definicja podatku liniowego. "Wprowadzenie 50-procentowej stawki podatkowej to lepsza realizacja konstytucyjnej zasady sprawiedliwości społecznej". "Musimy złagodzić społeczne skutki planu Hausnera" - to kolejne złote myśli ekonomiczne pani wicepremier. Dla Jarugi-Nowackiej nowoczesna ekonomia to nauka pogłębiająca ubóstwo i zacofanie "Irlandia to kraj wysokiego wzrostu gospodarczego i ogromnego rozwarstwienia społecznego. (...) 11 proc. jest wykluczonych, a co piąty zagrożony" - mówiła 28 października w programie "Co z tą Polską?" pani wicepremier, użalając się nad losem kraju, w którym dochód na mieszkańca wynosi 130 proc. średniej w starych państwach UE. Sytuację w Irlandii przyrównała do tej, którą mamy w Polsce, gdzie również brakuje "sprawiedliwości społecznej" i równego dzielenia dochodu narodowego. Zapomniała jednak dodać, że próg ubóstwa w Irlandii to dochody w wysokości około 4 tys. zł miesięcznie na rękę (czyli tyle, ile w Polsce zarabiają osoby płacące 30-procentowy podatek dochodowy), a ogromny skok cywilizacyjny tego kraju w latach 1989-2004 był możliwy tylko dzięki niskim podatkom i niskim nakładom na pomoc społeczną.
Podkreślając, że "najważniejsza jest dziś sprawiedliwość społeczna", Jaruga-Nowacka przypomina Henryka Goryszewskiego z ZChN, który twierdził, że "nieważne, czy Polska będzie biedna, czy bogata, ważne, żeby była katolicka". Stąd również wynika wiele absurdalnych pomysłów lansowanych w tym roku przez Jarugę-Nowacką, takich jak np. zwolnienie z podatków osób najmniej zarabiających czy też powołanie związku zawodowego osób pracujących na czarno. Jaruga-Nowacka publicznie przyznaje, że cieszą ją porównania Unii Pracy do Janosika, który odbiera bogatym i daje biednym. 26 listopada zastąpiła na stanowisku ministra polityki społecznej Krzysztofa Patera. - Zamiast elastycznego socjalisty mamy wojującą socjalistkę - ocenia prof. Zyta Gilowska, posłanka PO. Na dodatek socjalistkę bez odpowiednich kwalifikacji, bo z polityką społeczną i przedsiębiorczością nowa minister stykała się dotychczas prawie wyłącznie przy okazji organizacji wieców feministek i mniejszości seksualnych. Jej guru ekonomicznym jest komunista Piotr Ikonowicz. - Moim podstawowym celem będzie stworzenie podstaw bezpieczeństwa socjalnego na godziwym poziomie, tak jak we wszystkich rozwiniętych krajach - mówi "Wprost" Izabela Jaruga-Nowacka. Jej awans oznacza więc, że Marek Belka otwarcie porzuca już wszelkie koncepcje naprawy finansów publicznych i przystępuje do dzielenia owoców wzrostu gospodarczego w roku wyborczym.
Równy status lewicy
54-letnia minister pracy i polityki społecznej z wykształcenia jest etnografem. W latach 1976-1986 pracowała w Polskiej Akademii Nauk w Instytucie Krajów Socjalistycznych (zajmowała się Mongolią). Pod koniec lat 80. zaangażowała się w działalność społeczno-polityczną. Najpierw w Lidze Kobiet Polskich, a później przy tworzeniu Unii Pracy. Zrobiło się o niej głośno, gdy w 1991 r. próbowała organizować referendum w sprawie aborcji. Gospodarką nie zajmowała się wcale.
Po raz pierwszy dostała do ręki realną władzę po wyborach w 2001 r. - została pełnomocnikiem rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Przez ponad dwa lata sprawowania tej funkcji nic specjalnego nie robiła, poza zatrudnianiem w urzędzie lewicowych radykałów. Na przykład Piotr Ikonowicz, szef komunizującej Nowej Lewicy (partia ta tworzy dziś wspólnie z Unią Pracy koalicję Unia Lewicy), dostawał od niej zlecenia na tłumaczenia dokumentów. Jako tłumacz wyjeżdżał również na zagraniczne wycieczki (zwane konferencjami), a jego żona, była radna SLD Zuzanna Dąbrowska-Ikonowicz, została rzecznikiem prasowym urzędu (dziś jest dyrektorem w Ministerstwie Polityki Społecznej). Z publicznej kasy pełnomocnika ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn Jaruga-Nowacka zaczęła również finansować Ligę Kobiet Polskich, której szefowała przed wyborami. W ramach wyrównywania statusu kobiet i mężczyzn urząd finansował swoim pracownikom wystawne obiady i kolacje (51 tys. zł w ciągu 15 miesięcy).
Na pierwszej linii frontu
Józef Stalin mawiał, że wraz z postępem w budowaniu socjalizmu walka klas się zaostrza. Tak było również w Polsce. Po dwóch latach budowania socjalizmu przez SLD wybuchła walka, która doprowadziła do upadku rząd Leszka Millera. Jaruga-Nowacka bez problemu przejęła schedę po skompromitowanym Marku Polu i - chcąc nie chcąc - zajęła się gospodarką. Pierwszy postulat, który wysunęła, to dodanie do planu Jerzego Hausnera bliżej nie sprecyzowanego "pakietu zabezpieczeń socjalnych". Ponieważ podzielona lewica zaczęła szukać głosów coraz bardziej na lewo, do licytacji w obronie najuboższych dołączyły zarówno SLD, jak i powstająca Socjaldemokracja Polska. Skutek tych działań dziś jest taki, że z planu, który był połączeniem cięć wydatków i podwyżki podatków, zostały już tylko podwyżki.
W nowym rządzie Jaruga-Nowacka z ramienia UP została wicepremierem. Nie przeszkadzało jej to, że rząd, do którego weszła, popiera wojnę w Iraku, zdecydowanie potępianą przez Unię Pracy. W gabinecie odpowiada za "komunikację społeczną", a do jej obowiązków należy "koordynowanie prac Rady Ministrów w zakresie polityki społecznej". Komunikacja społeczna udawała się jej wyłącznie z feministkami, przedstawicielami mniejszości seksualnych i radykalnej lewicy. Jedną z pierwszych decyzji nowej wicepremier było dopilnowanie, by rząd przekazał 6 tys. zł na dofinansowanie manifestacji gejów i lesbijek w Krakowie.
Demilleryzacji!
Nominacja Jarugi-Nowackiej na stanowisko ministra polityki społecznej nie wzbudziła zachwytów ani po prawej, ani po lewej stronie. - Znam ją od lat. Nic mi nie wiadomo na temat jej kompetencji w sprawach polityki społecznej - komentuje Ryszard Bugaj, były szef Unii Pracy. - Ma taką cechę, że jeśli dostaje propozycję objęcia jakiegoś stanowiska, nie potrafi odmówić - mówi inny polityk tej partii. - Boję się sytuacji, że pojedzie gdzieś w teren i obieca przekazanie pieniędzy, których nie ma - dodaje Mieczysław Czerniawski, szef Komisji Finansów Publicznych. Krzysztof Pater, były minister, chociaż miał talenty polityczne słonia w składzie porcelany, przynajmniej wiedział, o czym mówi. Jaruga-Nowacka dorównuje Paterowi tylko w arogancji i jest to jej jedyne przygotowanie do objętej funkcji. Wady te w oczach Marka Belki równoważy wrażliwość społeczna i miła dla oka powierzchowność minister, która ma zapewne ułatwić negocjacje z organizacjami przedsiębiorców, a przynajmniej pozyskać sympatię opinii publicznej. Tuż po nominacji Jaruga-Nowacka stwierdziła, że gdyby utrzymywanie niższej stawki podatku CIT (19 proc.) nie spowodowało spadku bezrobocia, trzeba powrócić do starej stawki (27 proc.) i wprowadzić ulgi podatkowe przy zwiększaniu zatrudnienia. Solą w oku nowej minister jest też 19-procentowy podatek liniowy dla prowadzących działalność gospodarczą. Pewnie nie za dobrze rozumie, o co chodzi, ale nazwa "liniowy" działa na nią jak płachta na byka. - Jestem przekonana, że sytuacja, w której podatki w Polsce mają charakter prawie liniowy, bo 94 proc. płaci najniższą stawkę, jest niezgodna z zasadą sprawiedliwości społecznej. Jest to nadmierne spłaszczenie podatkowe - mówi "Wprost" Jaruga-Nowacka. Trzeba więc podatki zróżnicować, czyli podwyższyć.
"Demilleryzacja" gospodarki forsowana jest na całego. Nowa minister bez mrugnięcia okiem zaakceptowała przyjęte przez rząd mniejsze podwyżki składek na ZUS dla przedsiębiorców i występuje jako strona pragnąca kompromisu.
- Nie ma mowy o kompromisie! Nie zgadzamy z samym pomysłem uzależnienia obowiązkowej składki ZUS od dochodów przedsiębiorcy. Wysokość progów jest tu sprawą drugorzędną - przekonuje Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. To oznacza, że dymisja Patera i nominacja Jarugi-Nowackiej nie miały nic wspólnego z szukaniem kompromisu. O co więc chodziło Belce? - To wygląda na zabieg marketingowy. Na tle radykalnej minister polityki społecznej cały rząd Marka Belki będzie mógł próbować uchodzić za rynkowy - sugeruje Zyta Gilowska. Przy okazji odpowiedzialność za wszelkie populistyczne decyzje gospodarcze będzie spadać właśnie na nią. Bez względu na to, jakimi przesłankami kierował się premier Belka, ta nominacja jest eksperymentem na żywym organizmie. Na tym eksperymencie na pewno skorzystają tylko znajomi pani minister i radykalne lewicowe organizacje.
Równy status lewicy
54-letnia minister pracy i polityki społecznej z wykształcenia jest etnografem. W latach 1976-1986 pracowała w Polskiej Akademii Nauk w Instytucie Krajów Socjalistycznych (zajmowała się Mongolią). Pod koniec lat 80. zaangażowała się w działalność społeczno-polityczną. Najpierw w Lidze Kobiet Polskich, a później przy tworzeniu Unii Pracy. Zrobiło się o niej głośno, gdy w 1991 r. próbowała organizować referendum w sprawie aborcji. Gospodarką nie zajmowała się wcale.
Po raz pierwszy dostała do ręki realną władzę po wyborach w 2001 r. - została pełnomocnikiem rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Przez ponad dwa lata sprawowania tej funkcji nic specjalnego nie robiła, poza zatrudnianiem w urzędzie lewicowych radykałów. Na przykład Piotr Ikonowicz, szef komunizującej Nowej Lewicy (partia ta tworzy dziś wspólnie z Unią Pracy koalicję Unia Lewicy), dostawał od niej zlecenia na tłumaczenia dokumentów. Jako tłumacz wyjeżdżał również na zagraniczne wycieczki (zwane konferencjami), a jego żona, była radna SLD Zuzanna Dąbrowska-Ikonowicz, została rzecznikiem prasowym urzędu (dziś jest dyrektorem w Ministerstwie Polityki Społecznej). Z publicznej kasy pełnomocnika ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn Jaruga-Nowacka zaczęła również finansować Ligę Kobiet Polskich, której szefowała przed wyborami. W ramach wyrównywania statusu kobiet i mężczyzn urząd finansował swoim pracownikom wystawne obiady i kolacje (51 tys. zł w ciągu 15 miesięcy).
Na pierwszej linii frontu
Józef Stalin mawiał, że wraz z postępem w budowaniu socjalizmu walka klas się zaostrza. Tak było również w Polsce. Po dwóch latach budowania socjalizmu przez SLD wybuchła walka, która doprowadziła do upadku rząd Leszka Millera. Jaruga-Nowacka bez problemu przejęła schedę po skompromitowanym Marku Polu i - chcąc nie chcąc - zajęła się gospodarką. Pierwszy postulat, który wysunęła, to dodanie do planu Jerzego Hausnera bliżej nie sprecyzowanego "pakietu zabezpieczeń socjalnych". Ponieważ podzielona lewica zaczęła szukać głosów coraz bardziej na lewo, do licytacji w obronie najuboższych dołączyły zarówno SLD, jak i powstająca Socjaldemokracja Polska. Skutek tych działań dziś jest taki, że z planu, który był połączeniem cięć wydatków i podwyżki podatków, zostały już tylko podwyżki.
W nowym rządzie Jaruga-Nowacka z ramienia UP została wicepremierem. Nie przeszkadzało jej to, że rząd, do którego weszła, popiera wojnę w Iraku, zdecydowanie potępianą przez Unię Pracy. W gabinecie odpowiada za "komunikację społeczną", a do jej obowiązków należy "koordynowanie prac Rady Ministrów w zakresie polityki społecznej". Komunikacja społeczna udawała się jej wyłącznie z feministkami, przedstawicielami mniejszości seksualnych i radykalnej lewicy. Jedną z pierwszych decyzji nowej wicepremier było dopilnowanie, by rząd przekazał 6 tys. zł na dofinansowanie manifestacji gejów i lesbijek w Krakowie.
Demilleryzacji!
Nominacja Jarugi-Nowackiej na stanowisko ministra polityki społecznej nie wzbudziła zachwytów ani po prawej, ani po lewej stronie. - Znam ją od lat. Nic mi nie wiadomo na temat jej kompetencji w sprawach polityki społecznej - komentuje Ryszard Bugaj, były szef Unii Pracy. - Ma taką cechę, że jeśli dostaje propozycję objęcia jakiegoś stanowiska, nie potrafi odmówić - mówi inny polityk tej partii. - Boję się sytuacji, że pojedzie gdzieś w teren i obieca przekazanie pieniędzy, których nie ma - dodaje Mieczysław Czerniawski, szef Komisji Finansów Publicznych. Krzysztof Pater, były minister, chociaż miał talenty polityczne słonia w składzie porcelany, przynajmniej wiedział, o czym mówi. Jaruga-Nowacka dorównuje Paterowi tylko w arogancji i jest to jej jedyne przygotowanie do objętej funkcji. Wady te w oczach Marka Belki równoważy wrażliwość społeczna i miła dla oka powierzchowność minister, która ma zapewne ułatwić negocjacje z organizacjami przedsiębiorców, a przynajmniej pozyskać sympatię opinii publicznej. Tuż po nominacji Jaruga-Nowacka stwierdziła, że gdyby utrzymywanie niższej stawki podatku CIT (19 proc.) nie spowodowało spadku bezrobocia, trzeba powrócić do starej stawki (27 proc.) i wprowadzić ulgi podatkowe przy zwiększaniu zatrudnienia. Solą w oku nowej minister jest też 19-procentowy podatek liniowy dla prowadzących działalność gospodarczą. Pewnie nie za dobrze rozumie, o co chodzi, ale nazwa "liniowy" działa na nią jak płachta na byka. - Jestem przekonana, że sytuacja, w której podatki w Polsce mają charakter prawie liniowy, bo 94 proc. płaci najniższą stawkę, jest niezgodna z zasadą sprawiedliwości społecznej. Jest to nadmierne spłaszczenie podatkowe - mówi "Wprost" Jaruga-Nowacka. Trzeba więc podatki zróżnicować, czyli podwyższyć.
"Demilleryzacja" gospodarki forsowana jest na całego. Nowa minister bez mrugnięcia okiem zaakceptowała przyjęte przez rząd mniejsze podwyżki składek na ZUS dla przedsiębiorców i występuje jako strona pragnąca kompromisu.
- Nie ma mowy o kompromisie! Nie zgadzamy z samym pomysłem uzależnienia obowiązkowej składki ZUS od dochodów przedsiębiorcy. Wysokość progów jest tu sprawą drugorzędną - przekonuje Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. To oznacza, że dymisja Patera i nominacja Jarugi-Nowackiej nie miały nic wspólnego z szukaniem kompromisu. O co więc chodziło Belce? - To wygląda na zabieg marketingowy. Na tle radykalnej minister polityki społecznej cały rząd Marka Belki będzie mógł próbować uchodzić za rynkowy - sugeruje Zyta Gilowska. Przy okazji odpowiedzialność za wszelkie populistyczne decyzje gospodarcze będzie spadać właśnie na nią. Bez względu na to, jakimi przesłankami kierował się premier Belka, ta nominacja jest eksperymentem na żywym organizmie. Na tym eksperymencie na pewno skorzystają tylko znajomi pani minister i radykalne lewicowe organizacje.
Więcej możesz przeczytać w 50/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.