Gdyby dobry Bóg pozbawił nas pragnień konsumpcyjnych, nie byłoby naszej cywilizacji Czy można sprawnemu człowiekowi sprzedać protezę ręki, nogi, a nawet głowy? Czy można nakłonić go do dobrowolnej amputacji zdrowego organu, zalecając w to miejsce protezę? Okazuje się, że jest to możliwe. Proceder ten rozwinął się do tego stopnia, że obok wolnego rynku produktów, usług czy idei mamy sterowany, niekiedy centralnie, rynek protez tych produktów, usług i pseudoidei.
Oto starannie opracowaną w Moskwie protezę demokracji starali się sprzedać narodowi ukraińskiemu Putin, Kuczma i Janukowycz. Proteza, która w Rosji w niczym nie ustępuje oryginałowi, czyli demokracji socjalistycznej, na Ukrainie nie wywołała entuzjazmu. Pomarańczowi Ukraińcy uznali, że lepsze są własne, nawet niedoskonałe organy niż najlepsza proteza demokracji, wyrzeźbiona przez Putina. "Timeo Sovietos et dona ferentes" (Obawiam się Sowietów, nawet gdy przynoszą dary) - przestrzegał mój profesor na wykładach na filologii klasycznej w Poznaniu na początku lat 70. Ukraińcy nie przyjęli tego podarunku, bo nie chcieli pozbawiać się wolnego wyboru. Potwierdzili, że są dumnym, suwerennym narodem w rodzinie państw demokratycznych. Pisze o tym Juliusz Urbanowicz, autor "Wyciskania pomarańczy", której na szczęście nie udało się przekroić.
Protezę demokracji nacjonalistycznej proponuje w Europie Udo Voigt, przywódca Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec, w rozmowie z Piotrem Cywińskim. Hasło "Niemcy dla Niemców" ma być może wiele zalet, ale na pewno jedną wadę - kończy się tragedią narodową, o czym pamięta większość naszych zachodnich sąsiadów. Protezy demokracji, które rzekomo szybko i łatwo mają rozwiązać nasze problemy, pojawiają się zawsze, kiedy normalne demokracje przechodzą przesilenia czy kryzysy. Ponieważ demokracje nieustannie przechodzą trudne procesy wywołujące problemy i napięcia (co jest ich immanentną cechą), nieustannie będą im towarzyszyć politycy oferujący protezy socjalistyczne, narodowo-socjalistyczne i komunistyczne, eufemistycznie nazywający się alterglobalistami. Jak rozpoznać, że system, w którym żyjemy, jest protezą demokracji? To bardzo proste. W takim systemie znikają sprzedawcy protez.
Jestem przekonany, że nasz temat okładkowy "Kupuję, więc jestem kimś" doprowadzi protetyków wolnego rynku do szewskiej pasji. Zwolennicy ograniczenia konsumpcji, których ciągle w kraju nie brakuje, nie mogą zrozumieć, że rozwój i postęp cywilizacyjny zawdzięczamy milionom bezimiennych konsumentów. To oni decydują o sukcesie czy porażce produktów i usług, zmuszają wytwórców do obniżania kosztów i podwyższania jakości. Nic tak nie rozwija jak nabywanie nowych dóbr materialnych i intelektualnych.
Gdyby dobry Bóg pozbawił nas pragnień konsumpcyjnych, nie byłoby naszej cywilizacji. Jak byśmy wtedy żyli? Izabela Jaruga-Nowacka (vide: "Jarugonomika") mieszkałaby w jurcie wyplecionej z igieł sosnowych, w której przygotowywałaby plan pozbawienia Jana Kulczyka luksusowej ziemianki, wykopanej przy pomocy najemnych pracowników resortu infrastruktury. Andrzej Lepper mieszkałby z Romanem Giertychem - co trudno sobie wyobrazić - w konarach prasłowiańskiego dębu. Lewicowy Aleksander Kwaśniewski (vide: "Aleksander Bizantyjski") jak zwykle męczyłby się dla dobra społeczeństwa w wielokomorowej grocie, na straży której staliby Ungier i Szymczycha, rezydujący w szałasach z wikliny. Na szczęście mamy demokrację i wolny rynek i takie obrazki moglibyśmy zobaczyć jedynie w filmie "Edi - złomiarz Prasłowian". Tylko skąd złom w społeczeństwie, które porzuci konsumpcję?
Protezę demokracji nacjonalistycznej proponuje w Europie Udo Voigt, przywódca Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec, w rozmowie z Piotrem Cywińskim. Hasło "Niemcy dla Niemców" ma być może wiele zalet, ale na pewno jedną wadę - kończy się tragedią narodową, o czym pamięta większość naszych zachodnich sąsiadów. Protezy demokracji, które rzekomo szybko i łatwo mają rozwiązać nasze problemy, pojawiają się zawsze, kiedy normalne demokracje przechodzą przesilenia czy kryzysy. Ponieważ demokracje nieustannie przechodzą trudne procesy wywołujące problemy i napięcia (co jest ich immanentną cechą), nieustannie będą im towarzyszyć politycy oferujący protezy socjalistyczne, narodowo-socjalistyczne i komunistyczne, eufemistycznie nazywający się alterglobalistami. Jak rozpoznać, że system, w którym żyjemy, jest protezą demokracji? To bardzo proste. W takim systemie znikają sprzedawcy protez.
Jestem przekonany, że nasz temat okładkowy "Kupuję, więc jestem kimś" doprowadzi protetyków wolnego rynku do szewskiej pasji. Zwolennicy ograniczenia konsumpcji, których ciągle w kraju nie brakuje, nie mogą zrozumieć, że rozwój i postęp cywilizacyjny zawdzięczamy milionom bezimiennych konsumentów. To oni decydują o sukcesie czy porażce produktów i usług, zmuszają wytwórców do obniżania kosztów i podwyższania jakości. Nic tak nie rozwija jak nabywanie nowych dóbr materialnych i intelektualnych.
Gdyby dobry Bóg pozbawił nas pragnień konsumpcyjnych, nie byłoby naszej cywilizacji. Jak byśmy wtedy żyli? Izabela Jaruga-Nowacka (vide: "Jarugonomika") mieszkałaby w jurcie wyplecionej z igieł sosnowych, w której przygotowywałaby plan pozbawienia Jana Kulczyka luksusowej ziemianki, wykopanej przy pomocy najemnych pracowników resortu infrastruktury. Andrzej Lepper mieszkałby z Romanem Giertychem - co trudno sobie wyobrazić - w konarach prasłowiańskiego dębu. Lewicowy Aleksander Kwaśniewski (vide: "Aleksander Bizantyjski") jak zwykle męczyłby się dla dobra społeczeństwa w wielokomorowej grocie, na straży której staliby Ungier i Szymczycha, rezydujący w szałasach z wikliny. Na szczęście mamy demokrację i wolny rynek i takie obrazki moglibyśmy zobaczyć jedynie w filmie "Edi - złomiarz Prasłowian". Tylko skąd złom w społeczeństwie, które porzuci konsumpcję?
Więcej możesz przeczytać w 50/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.