Rozmowa z Udo Voigtem, szefem Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec
Piotr Cywiński: Podobał się panu film "Upadek"?
Udo Voigt: Tak, to wielkie przedsięwzięcie, o które nie posądzałbym Republiki Federalnej.
- Podziwia pan Hitlera?
- Aby być wielkim zbrodniarzem, trzeba najpierw być wielkim mężem stanu. Adolf Hitler zwalczył bezrobocie i dał narodowi przyszłość, potem jednak doprowadził do prześladowań ludzi i wszystko to zniszczył. Nie zmienia to faktu, że wcześniej wiele dokonał. Za wielkich mężów stanu uznaję też zbrodniarzy wojennych: Churchilla, Stalina, Aleksandra Wielkiego i Nerona, których niekoniecznie muszę podziwiać.
- Akceptuje pan orzeczenia z procesów norymberskich?
- Nas zobowiązano w układach, że nigdy nie będziemy ścigać alianckich zbrodniarzy wojennych. Idee tożsamości narodowej w czasach narodowego socjalizmu były właściwe. Błędem tego systemu było szowinistyczne założenie, że nasz naród jest lepszy od innych. Niemcy mogły prowadzić wojny wyzwoleńcze, ale stały się potęgą imperialną, zniewalającą i uciskającą społeczeństwa innych krajów.
- Co skłoniło pana do wstąpienia do NPD?
- Status Niemiec, które były i są krajem okupowanym. Dorastałem w Nadrenii, gdzie widziałem na ulicach patrole brytyjskich żołnierzy. Spytałem ojca, dlaczego tu są. Odpowiedział: przegraliśmy wojnę, ale kiedyś Niemcy będą wolne. Od tego czasu zajmują mnie idee narodowowyzwoleńcze.
- Ucieszyłby pana upadek Republiki Federalnej?
- Owszem. W artykule 146 konstytucji jest napisane, że straci ona ważność w dniu, w którym wejdzie w życie nowa ustawa zasadnicza, uchwalona po zjednoczeniu Niemiec przez naród niemiecki w wolnym głosowaniu. Twórcy konstytucji już wtedy uznali, że nie powstała ona w sposób nie skrępowany, ale nadejdzie dzień, w którym będziemy mogli to zrobić. Ten dzień nadszedł. Do decydowania o systemie Niemiec jest dziś uprawnione Zgromadzenie Narodowe.
- Jaka forma państwa byłaby najlepsza dla Niemców?
- Silna demokracja prezydialna. Nasze społeczeństwo dławi się polityką, bo widzi, co od 50 lat robi się wbrew jego woli. Chcemy innych struktur władzy - z bezpośrednio wybieranym prezydentem i zagwarantowanymi w konstytucji referendami. W takich kwestiach, jak rezygnacja z waluty, rozszerzenie UE na wschód, przyjęcie do wspólnoty Turcji albo to, czy Niemcy będą krajem imigracyjnym, powinno decydować społeczeństwo, a nie zdrajcy.
- Chciałby pan nadrzędności polityki nad gospodarką i zniesienia wolnego rynku?
- Jedno nie wyklucza drugiego. Dziś panuje regencja lobbystów, a ustawy przygotowuje się poza parlamentem. Kanclerz Schroeder i opozycja mówią o potrzebie większego patriotyzmu, ale ich polityka świadczy o czymś przeciwnym. Jeśli Siemens likwiduje u nas fabryki, tworzy 3 tys. miejsc pracy w Budapeszcie i może tę inwestycję odpisać od podatku od zysku wypracowanego w Niemczech, to znaczy, że niemiecki robotnik sam płaci za swe bezrobocie. W tym wypadku potrzeba interwencji politycznej.
- Liczbę Niemców bez pracy ocenia pan na 8,4 mln. Jak chce pan zwiększyć zatrudnienie?
- To nie są moje dane, podają ją "Manager Magazin" czy "WirtschaftsWoche". Oficjalne dane są zaniżane. Zamierzamy uchwalić ustawy, dzięki którym znaczna część obcokrajowców opuści Niemcy. Jesteśmy za protekcjonizmem, który będzie chronić niemiecką strefę, za nagradzaniem inwestorów na naszym terenie i karaniem inwestujących poza granicami. Dzięki tej polityce szybko zmniejszymy bezrobocie o połowę.
- Na wiecu w Dreźnie apelował pan o odrzucenie "euroafroazjatyckiej mieszaniny społecznej" i poparcie NPD w tworzeniu "narodu niemieckiego".
- Indyjski słoń, choćby sto lat żył w Afryce, nie stanie się słoniem afrykańskim. Dla nas ustawa o obywatelstwie Rzeszy z 1913 r., zniesiona w styczniu 2001 r. [prócz więzów krwi prawo do obywatelstwa RFN daje też zasiedlenie - red.] nie straciła ważności. Sprzeciwiamy się świadomemu tworzeniu przez rząd społeczeństwa multikulturowego. To jedna z wielu ustaw zmienionych bez pytania narodu o zdanie.
- Po zdobyciu parlamentu Saksonii uznał pan, że Niemcy dojrzały do "narodowej rewolucji". Jak ma ona przebiegać?
- Najpierw trzeba złamać blokadę myślową wśród elity. Ten proces de facto już się zaczął. Jeśli nagle Gźnter Grass pisze, że Niemcy są też narodem ofiar, jeśli Jorg Friedrich, przedstawiciel pokolenia `68, pisze o bombowym terrorze aliantów, a Fritjof Meier, redaktor"Spiegla", przedstawia skorygowane dane o Auschwitz, dzieje się u nas coś, czego wcześniej nie było. Rewolucja nie oznacza dla nas przemian z użyciem broni, ale też nie chodzi o przemiany ewolucyjne; NPD nie będzie się wspinać z 0,5 proc. poparcia na 1,2 proc. itd. Po dwudziestu latach za jednym uderzeniem skoczyliśmy do 10-15 proc., potem będziemy mieli 30-40 proc. Chodzi o radykalną zmianę zachowań wyborczych. Niemcy od dawna są gotowi do tych przemian, nasze poglądy tkwią w ludzkich głowach od dziesięcioleci. Istniała tylko blokada myślenia, z której powodu stawiano znak równości między NPD a nazistami. Obrazy Holocaustu, nagrania z II wojny światowej prezentujące Niemców jako naród zbrodniarzy - tym faszystowskim tłuczkiem przez lata oddzielano wyborców od tej partii, której właściwie chcą.
- Sądzi pan, że neonaziści z grup paramilitarnych wcieleni do NPD zwiększą szansę na wejście do Bundestagu?
- Przyjmujemy tych, którzy do tej pory nie widzieli dla siebie miejsca w polityce. Tak samo postąpiła SPD, która przyjęła byłych komunistów i zawiązuje sojusze z osobami powiązanymi kiedyś z terrorystami. Skinheadzi są produktem zepsutego porządku społecznego. Noszą napisy: "Jestem dumny, że jestem Niemcem", i ja, przewodniczący partii narodowej, nie mogę powiedzieć: "To jest gnój i tym nie będziemy się zajmować". Powinienem im wytłumaczyć, że jeśli biją obcokrajowców, jeśli podnoszą kij przeciw Turkom, to uderzają w Niemcy. Oni muszą zrozumieć, że to nie obcokrajowcy są winni, że się tutaj znaleźli i zabierają im miejsca pracy, lecz niemiecki rząd i jego ustawy.
- Czy po zdobyciu władzy zakwestionowałby pan powojenny porządek w Europie?
- Jasne, bo to wymysł aliantów. Do dziś nie mamy traktatu pokojowego, a do uregulowania pozostaje wiele spraw. Granice w Europie nie są wytyczone na zawsze, musimy też podjąć temat reparacji wojennych. Dla mnie Pommern, Ost- i Westpreussen oraz Schlesien są naturalnie niemieckie. Gdyby tak nie było, nie mielibyśmy o czym pertraktować. Kolaboranci nie byli upoważnieni do negocjacji; Republika Federalna nie miała Prus Wschodnich i Zachodnich, Pomorza ani Śląska, nie mogła więc przesądzać o odstąpieniu tych obszarów. Prócz wschodniej granicy Niemiec są inne kwestie, jak ustanowienie granicy Polski ze Związkiem Radzieckim czy przynależności Gibraltaru.
- Czym jest dla pana Unia Europejska?
- Być może jedyną szansą przeciwstawienia się amerykańskiemu militaryzmowi i kulturze gospodarczej. Niestety, Europa rozwija się w złym kierunku, jest sztucznym tworem i próbą tworzenia multikulturowego społeczeństwa. Ogarnia ją wielki kapitał, wolny handel i globalizacja. Powinniśmy renegocjować wszystkie unijne układy. Potrzebujemy Europy jako związku państw narodowych, z narodową gospodarką i suwerennością walutową - euro musi zostać zlikwidowane.
- Zamierza pan wprowadzić NPD do Bundestagu w 2006 r. Z jakim partnerem bylibyście skłonni współpracować?
- Naszym celem nie jest szukanie wsparcia u tych, którzy prowadzą Niemcy do zguby, lecz uzmysłowienie wyborcom, że dopiero wtedy będziemy mogli coś w kraju zmienić, gdy zdobędziemy 50 proc. plus 1 proc. głosów.
Udo Voigt: Tak, to wielkie przedsięwzięcie, o które nie posądzałbym Republiki Federalnej.
- Podziwia pan Hitlera?
- Aby być wielkim zbrodniarzem, trzeba najpierw być wielkim mężem stanu. Adolf Hitler zwalczył bezrobocie i dał narodowi przyszłość, potem jednak doprowadził do prześladowań ludzi i wszystko to zniszczył. Nie zmienia to faktu, że wcześniej wiele dokonał. Za wielkich mężów stanu uznaję też zbrodniarzy wojennych: Churchilla, Stalina, Aleksandra Wielkiego i Nerona, których niekoniecznie muszę podziwiać.
- Akceptuje pan orzeczenia z procesów norymberskich?
- Nas zobowiązano w układach, że nigdy nie będziemy ścigać alianckich zbrodniarzy wojennych. Idee tożsamości narodowej w czasach narodowego socjalizmu były właściwe. Błędem tego systemu było szowinistyczne założenie, że nasz naród jest lepszy od innych. Niemcy mogły prowadzić wojny wyzwoleńcze, ale stały się potęgą imperialną, zniewalającą i uciskającą społeczeństwa innych krajów.
- Co skłoniło pana do wstąpienia do NPD?
- Status Niemiec, które były i są krajem okupowanym. Dorastałem w Nadrenii, gdzie widziałem na ulicach patrole brytyjskich żołnierzy. Spytałem ojca, dlaczego tu są. Odpowiedział: przegraliśmy wojnę, ale kiedyś Niemcy będą wolne. Od tego czasu zajmują mnie idee narodowowyzwoleńcze.
- Ucieszyłby pana upadek Republiki Federalnej?
- Owszem. W artykule 146 konstytucji jest napisane, że straci ona ważność w dniu, w którym wejdzie w życie nowa ustawa zasadnicza, uchwalona po zjednoczeniu Niemiec przez naród niemiecki w wolnym głosowaniu. Twórcy konstytucji już wtedy uznali, że nie powstała ona w sposób nie skrępowany, ale nadejdzie dzień, w którym będziemy mogli to zrobić. Ten dzień nadszedł. Do decydowania o systemie Niemiec jest dziś uprawnione Zgromadzenie Narodowe.
- Jaka forma państwa byłaby najlepsza dla Niemców?
- Silna demokracja prezydialna. Nasze społeczeństwo dławi się polityką, bo widzi, co od 50 lat robi się wbrew jego woli. Chcemy innych struktur władzy - z bezpośrednio wybieranym prezydentem i zagwarantowanymi w konstytucji referendami. W takich kwestiach, jak rezygnacja z waluty, rozszerzenie UE na wschód, przyjęcie do wspólnoty Turcji albo to, czy Niemcy będą krajem imigracyjnym, powinno decydować społeczeństwo, a nie zdrajcy.
- Chciałby pan nadrzędności polityki nad gospodarką i zniesienia wolnego rynku?
- Jedno nie wyklucza drugiego. Dziś panuje regencja lobbystów, a ustawy przygotowuje się poza parlamentem. Kanclerz Schroeder i opozycja mówią o potrzebie większego patriotyzmu, ale ich polityka świadczy o czymś przeciwnym. Jeśli Siemens likwiduje u nas fabryki, tworzy 3 tys. miejsc pracy w Budapeszcie i może tę inwestycję odpisać od podatku od zysku wypracowanego w Niemczech, to znaczy, że niemiecki robotnik sam płaci za swe bezrobocie. W tym wypadku potrzeba interwencji politycznej.
- Liczbę Niemców bez pracy ocenia pan na 8,4 mln. Jak chce pan zwiększyć zatrudnienie?
- To nie są moje dane, podają ją "Manager Magazin" czy "WirtschaftsWoche". Oficjalne dane są zaniżane. Zamierzamy uchwalić ustawy, dzięki którym znaczna część obcokrajowców opuści Niemcy. Jesteśmy za protekcjonizmem, który będzie chronić niemiecką strefę, za nagradzaniem inwestorów na naszym terenie i karaniem inwestujących poza granicami. Dzięki tej polityce szybko zmniejszymy bezrobocie o połowę.
- Na wiecu w Dreźnie apelował pan o odrzucenie "euroafroazjatyckiej mieszaniny społecznej" i poparcie NPD w tworzeniu "narodu niemieckiego".
- Indyjski słoń, choćby sto lat żył w Afryce, nie stanie się słoniem afrykańskim. Dla nas ustawa o obywatelstwie Rzeszy z 1913 r., zniesiona w styczniu 2001 r. [prócz więzów krwi prawo do obywatelstwa RFN daje też zasiedlenie - red.] nie straciła ważności. Sprzeciwiamy się świadomemu tworzeniu przez rząd społeczeństwa multikulturowego. To jedna z wielu ustaw zmienionych bez pytania narodu o zdanie.
- Po zdobyciu parlamentu Saksonii uznał pan, że Niemcy dojrzały do "narodowej rewolucji". Jak ma ona przebiegać?
- Najpierw trzeba złamać blokadę myślową wśród elity. Ten proces de facto już się zaczął. Jeśli nagle Gźnter Grass pisze, że Niemcy są też narodem ofiar, jeśli Jorg Friedrich, przedstawiciel pokolenia `68, pisze o bombowym terrorze aliantów, a Fritjof Meier, redaktor"Spiegla", przedstawia skorygowane dane o Auschwitz, dzieje się u nas coś, czego wcześniej nie było. Rewolucja nie oznacza dla nas przemian z użyciem broni, ale też nie chodzi o przemiany ewolucyjne; NPD nie będzie się wspinać z 0,5 proc. poparcia na 1,2 proc. itd. Po dwudziestu latach za jednym uderzeniem skoczyliśmy do 10-15 proc., potem będziemy mieli 30-40 proc. Chodzi o radykalną zmianę zachowań wyborczych. Niemcy od dawna są gotowi do tych przemian, nasze poglądy tkwią w ludzkich głowach od dziesięcioleci. Istniała tylko blokada myślenia, z której powodu stawiano znak równości między NPD a nazistami. Obrazy Holocaustu, nagrania z II wojny światowej prezentujące Niemców jako naród zbrodniarzy - tym faszystowskim tłuczkiem przez lata oddzielano wyborców od tej partii, której właściwie chcą.
- Sądzi pan, że neonaziści z grup paramilitarnych wcieleni do NPD zwiększą szansę na wejście do Bundestagu?
- Przyjmujemy tych, którzy do tej pory nie widzieli dla siebie miejsca w polityce. Tak samo postąpiła SPD, która przyjęła byłych komunistów i zawiązuje sojusze z osobami powiązanymi kiedyś z terrorystami. Skinheadzi są produktem zepsutego porządku społecznego. Noszą napisy: "Jestem dumny, że jestem Niemcem", i ja, przewodniczący partii narodowej, nie mogę powiedzieć: "To jest gnój i tym nie będziemy się zajmować". Powinienem im wytłumaczyć, że jeśli biją obcokrajowców, jeśli podnoszą kij przeciw Turkom, to uderzają w Niemcy. Oni muszą zrozumieć, że to nie obcokrajowcy są winni, że się tutaj znaleźli i zabierają im miejsca pracy, lecz niemiecki rząd i jego ustawy.
- Czy po zdobyciu władzy zakwestionowałby pan powojenny porządek w Europie?
- Jasne, bo to wymysł aliantów. Do dziś nie mamy traktatu pokojowego, a do uregulowania pozostaje wiele spraw. Granice w Europie nie są wytyczone na zawsze, musimy też podjąć temat reparacji wojennych. Dla mnie Pommern, Ost- i Westpreussen oraz Schlesien są naturalnie niemieckie. Gdyby tak nie było, nie mielibyśmy o czym pertraktować. Kolaboranci nie byli upoważnieni do negocjacji; Republika Federalna nie miała Prus Wschodnich i Zachodnich, Pomorza ani Śląska, nie mogła więc przesądzać o odstąpieniu tych obszarów. Prócz wschodniej granicy Niemiec są inne kwestie, jak ustanowienie granicy Polski ze Związkiem Radzieckim czy przynależności Gibraltaru.
- Czym jest dla pana Unia Europejska?
- Być może jedyną szansą przeciwstawienia się amerykańskiemu militaryzmowi i kulturze gospodarczej. Niestety, Europa rozwija się w złym kierunku, jest sztucznym tworem i próbą tworzenia multikulturowego społeczeństwa. Ogarnia ją wielki kapitał, wolny handel i globalizacja. Powinniśmy renegocjować wszystkie unijne układy. Potrzebujemy Europy jako związku państw narodowych, z narodową gospodarką i suwerennością walutową - euro musi zostać zlikwidowane.
- Zamierza pan wprowadzić NPD do Bundestagu w 2006 r. Z jakim partnerem bylibyście skłonni współpracować?
- Naszym celem nie jest szukanie wsparcia u tych, którzy prowadzą Niemcy do zguby, lecz uzmysłowienie wyborcom, że dopiero wtedy będziemy mogli coś w kraju zmienić, gdy zdobędziemy 50 proc. plus 1 proc. głosów.
|
---|
Udo Voigt (ur. 1952 r.) w latach 1972-1984 był żołnierzem, a potem oficerem Luftwaffe. W 1987 r. ukończył nauki polityczne w Monachium. W 1992 r. został szefem NPD w Bawarii, a od 1996 r. jest przewodniczącym Zarządu Federalnego partii. Otworzył ją dla neonazistów ze zdelegalizowanych ugrupowań faszystowskich. Postuluje renegocjacje zasad funkcjonowania UE, przekształcenia unii w związek państw narodowych i rozwiązanie NATO. |
Więcej możesz przeczytać w 50/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.