Rodzimy się z predyspozycją do wiary w Boga, podobnie jak ze zdolnością posługiwania się mową Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli" - tak w Ewangelii według św. Jana Jezus zwrócił się do apostoła Tomasza, który oczekiwał namacalnych dowodów zmartwychwstania. Jaka była przyczyna "niewierności" Tomasza? Być może tkwiła w jego DNA - twierdzi dr Dean Hamer z National Cancer Institute. Amerykański uczony w wydanej niedawno książce "The God Gene" (Boży gen) pisze, że udało mu się znaleźć związek między genem zwanym VMAT2 a duchowością - wiarą w to, że istnieją rzeczy, których nie potrafimy objąć rozumem. Uczony uważa, że w ten sposób można wytłumaczyć, dlaczego części z nas łatwiej niż innym uwierzyć w Boga.
Wielu duchownych i teologów zarzuca uczonemu sprowadzanie religii do poziomu biologii. - Uważają oni, że w ten sposób sugeruje się, że biologia ma przyczynowy wpływ na powstanie i rozwój wiary. Tymczasem z teologii wiemy, że wiara jest dziełem łaski i wolną odpowiedzią człowieka na skierowane do niego przez Boga zaproszenie - mówi ks. dr Krzysztof Marcyński, wicerektor Wyższego Seminarium Duchownego Księży Pallotynów w Ołtarzewie. Istnienie genu duchowości nie musi jednak być sprzeczne z nauką Kościoła katolickiego. "Znając od środka swoje własne serce, mogę z całą pewnością powiedzieć, że istnieją niewierzący dużo lepsi ode mnie. Dlaczego więc ja widzę Boga, a oni nie widzą? Myślę sobie czasem, że zapewne Bóg każdemu z nas wyznaczył inny próg widzialności siebie" - pisze w książce "Szukającym drogi" ks. prof. Jacek Salij, kierownik Katedry Teologii Dogmatycznej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Buddyści uważają, że duchowość dziedziczymy w formie genu po naszym poprzednim wcieleniu.
Poza granicami ciała
Neurolodzy od kilku lat badają przeżycia duchowe, skanując mózgi osób modlących się i medytujących. W czasie takich przeżyć znacznie zmienia się aktywność kory mózgowej - wyciszeniu ulegają rejony związane ze stresem i agresją, a uaktywnia się lewa kora przedczołowa, odpowiedzialna m.in. za uczucie radości i przypływ energii. Ponieważ podobne zmiany zachodzą w mózgach ludzi niezależnie od wyznania, te odkrycia posłużyły do stworzenia nowej gałęzi wiedzy - neuroteologii.
"Doświadczenia duchowe są tak zbliżone w różnych kulturach i czasach, że muszą mieć to samo źródło w funkcjonowaniu układu nerwowego" - mówi prof. David Wulff, psycholog z Wheaton College. Neuroteolodzy twierdzą, że stan obcowania z bóstwem można osiągnąć dzięki tzw. deprywacji sensorycznej. Odosobnienie w świątyni czy klasztorze powoduje, że mózg otrzymuje niewiele bodźców i zostaje wyłączony m.in. ośrodek odpowiedzialny za orientację w przestrzeni i poczucie granic własnego ciała. W efekcie czujemy się tak, jakbyśmy byli częścią większej całości albo mieli łączność z całym wszechświatem. Takie same rezultaty daje nadmiar wrażeń - uczestnictwo w efektownym nabożeństwie czy tańce szamańskie. W mózgu zalewanym informacjami włącza się "bezpiecznik" znajdujący się w hipokampie, który odcina korę mózgową od nawału bodźców.
Genoteologia
Uczeni podejrzewali, że zatracaniu się w medytacji sprzyjają predyspozycje genetyczne. Genoteologię zapoczątkował dr Dean Hamer, który wykorzystał wyniki przeprowadzonych w 1998 r. badań ankietowych na temat nałogów. Dwa tysiące kobiet i mężczyzn odpowiadało m.in. na pytania dotyczące ich duchowości - wiary w rzeczy niewytłumaczalne, zdolności do zapominania się w modlitwie oraz poczucia łączności z wszechświatem. Ci, którzy byli najbardziej uduchowieni, mieli też specyficzną odmianę genu VMAT2, związanego z wydzielaniem w mózgu neuroprzekaźników z grupy monoamin, odpowiedzialnych za nastrój. "Różnica dotyczyła jednej litery w kodzie genetycznym, ale powodowała, że człowiek był bardziej lub mniej otwarty na doświadczenia transcendentalne" - mówi Hamer.
Uczony zastrzega, że wbrew temu, co zarzucają mu krytycy, o duchowości nie może decydować tylko ten jeden gen. Prawdopodobnie jest ich więcej - dziesiątki, a może nawet setki - a na końcowy rezultat mają wpływ nie tylko one, ale i środowisko. Co więcej, duchowość nie wpływa automatycznie na podejmowanie praktyk religijnych, a zwłaszcza przyjęcie konkretnego wyznania. Część ludzi potrzebę przeżyć duchowych zaspokaja za pomocą medytacji lub twórczości artystycznej. "Duchowość można porównać do zdolności językowych człowieka. Każdy z nas rodzi się z predyspozycją do posługiwania się mową, ale to, czy i jaki język opanujemy, zależy od otoczenia, w którym się wychowujemy. Niektórzy mają z tym kłopoty, bo cierpią na dysleksję, inni uczą się z łatwością" - tłumaczy dr Hamer.
Geny Boga czy od Boga?
Systemy wierzeń religijnych powstały nawet w populacjach odizolowanych od reszty ludzkości. "Skoro mózg Homo sapiens jest tak skonstruowany, że odczuwa potrzebę duchowości, szuka sposobów na jej zaspokojenie" - wyjaśnia Hamer. Dlatego popularność tracą sformalizowane religie - wierni nie znajdują w nich dostatecznie dużo elementów duchowych, więc szukają ich choćby w praktykach medytacyjnych. Na tej samej potrzebie żerują sekty i producenci narkotyków dostarczających przeżyć transcendentalnych bez konieczności oddawania się modlitwom.
Koncepcja genów duchowości nie rozwiązuje podstawowych kwestii dotyczących religii. "To, że wiemy, które części mózgu i neuroprzekaźniki są zaangażowane w religijność, nie tłumaczy, dlaczego ona istnieje ani czy ma sens" - mówi dr Hamer. Czy Bóg obdarzył nas takimi genami, czy też to geny zmuszają nas do wiary w Boga - odpowiedź na to pytanie pozostaje kwestią wiary.
Poza granicami ciała
Neurolodzy od kilku lat badają przeżycia duchowe, skanując mózgi osób modlących się i medytujących. W czasie takich przeżyć znacznie zmienia się aktywność kory mózgowej - wyciszeniu ulegają rejony związane ze stresem i agresją, a uaktywnia się lewa kora przedczołowa, odpowiedzialna m.in. za uczucie radości i przypływ energii. Ponieważ podobne zmiany zachodzą w mózgach ludzi niezależnie od wyznania, te odkrycia posłużyły do stworzenia nowej gałęzi wiedzy - neuroteologii.
"Doświadczenia duchowe są tak zbliżone w różnych kulturach i czasach, że muszą mieć to samo źródło w funkcjonowaniu układu nerwowego" - mówi prof. David Wulff, psycholog z Wheaton College. Neuroteolodzy twierdzą, że stan obcowania z bóstwem można osiągnąć dzięki tzw. deprywacji sensorycznej. Odosobnienie w świątyni czy klasztorze powoduje, że mózg otrzymuje niewiele bodźców i zostaje wyłączony m.in. ośrodek odpowiedzialny za orientację w przestrzeni i poczucie granic własnego ciała. W efekcie czujemy się tak, jakbyśmy byli częścią większej całości albo mieli łączność z całym wszechświatem. Takie same rezultaty daje nadmiar wrażeń - uczestnictwo w efektownym nabożeństwie czy tańce szamańskie. W mózgu zalewanym informacjami włącza się "bezpiecznik" znajdujący się w hipokampie, który odcina korę mózgową od nawału bodźców.
Genoteologia
Uczeni podejrzewali, że zatracaniu się w medytacji sprzyjają predyspozycje genetyczne. Genoteologię zapoczątkował dr Dean Hamer, który wykorzystał wyniki przeprowadzonych w 1998 r. badań ankietowych na temat nałogów. Dwa tysiące kobiet i mężczyzn odpowiadało m.in. na pytania dotyczące ich duchowości - wiary w rzeczy niewytłumaczalne, zdolności do zapominania się w modlitwie oraz poczucia łączności z wszechświatem. Ci, którzy byli najbardziej uduchowieni, mieli też specyficzną odmianę genu VMAT2, związanego z wydzielaniem w mózgu neuroprzekaźników z grupy monoamin, odpowiedzialnych za nastrój. "Różnica dotyczyła jednej litery w kodzie genetycznym, ale powodowała, że człowiek był bardziej lub mniej otwarty na doświadczenia transcendentalne" - mówi Hamer.
Uczony zastrzega, że wbrew temu, co zarzucają mu krytycy, o duchowości nie może decydować tylko ten jeden gen. Prawdopodobnie jest ich więcej - dziesiątki, a może nawet setki - a na końcowy rezultat mają wpływ nie tylko one, ale i środowisko. Co więcej, duchowość nie wpływa automatycznie na podejmowanie praktyk religijnych, a zwłaszcza przyjęcie konkretnego wyznania. Część ludzi potrzebę przeżyć duchowych zaspokaja za pomocą medytacji lub twórczości artystycznej. "Duchowość można porównać do zdolności językowych człowieka. Każdy z nas rodzi się z predyspozycją do posługiwania się mową, ale to, czy i jaki język opanujemy, zależy od otoczenia, w którym się wychowujemy. Niektórzy mają z tym kłopoty, bo cierpią na dysleksję, inni uczą się z łatwością" - tłumaczy dr Hamer.
Geny Boga czy od Boga?
Systemy wierzeń religijnych powstały nawet w populacjach odizolowanych od reszty ludzkości. "Skoro mózg Homo sapiens jest tak skonstruowany, że odczuwa potrzebę duchowości, szuka sposobów na jej zaspokojenie" - wyjaśnia Hamer. Dlatego popularność tracą sformalizowane religie - wierni nie znajdują w nich dostatecznie dużo elementów duchowych, więc szukają ich choćby w praktykach medytacyjnych. Na tej samej potrzebie żerują sekty i producenci narkotyków dostarczających przeżyć transcendentalnych bez konieczności oddawania się modlitwom.
Koncepcja genów duchowości nie rozwiązuje podstawowych kwestii dotyczących religii. "To, że wiemy, które części mózgu i neuroprzekaźniki są zaangażowane w religijność, nie tłumaczy, dlaczego ona istnieje ani czy ma sens" - mówi dr Hamer. Czy Bóg obdarzył nas takimi genami, czy też to geny zmuszają nas do wiary w Boga - odpowiedź na to pytanie pozostaje kwestią wiary.
Więcej możesz przeczytać w 50/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.