Rząd chce podwyższyć VAT i nazwać to jego obniżką Za rządów Władysława Gomułki, jeśli władzy brakowało pieniędzy, to ogłaszała obniżkę cen. Taniały lokomotywy, czołgi i statki, drożała natomiast żywność i wszystkie inne towary. Całą operację nazywano jednak "obniżką cen". Podobne cele ma projekt obniżki podatku VAT lansowany przez rząd Marka Belki. Zapowiedział to w poniedziałek 29 listopada wicepremier i minister gospodarki Jerzy Hausner. Nasi informatorzy opowiadają, że swoim oświadczeniem wywołał konsternację w Ministerstwie Finansów. Dwa dni później wiceminister finansów Jarosław Neneman na posiedzeniu Komisji Finansów Publicznych z rozbrajającą szczerością przyznał, że nie ma pojęcia, kiedy do Sejmu trafią projekty nowych stawek VAT. - Jest dużo projektów. Rząd miał dopiero jeden z nich wybrać. Hausner chce poklasku i dlatego wybiegł przed orkiestrę - tłumaczy "Wprost" jeden z wysokich urzędników Ministerstwa Finansów. Odsuwany na boczny tor czołowy reformator socjalizmu w III RP zgłosił projekt, którego celem jest sięgnięcie do naszych kieszeni!
![](http://www.wprost.pl/G/wprost_gfx/1150/s44w.jpg)
Rzekoma obniżka, o której mówił Hausner, ma polegać na tym, że podstawowa stawka VAT zostanie zmniejszona z 22 proc. do 19 proc. przy jednoczesnej likwidacji stawek ulgowych: 7, 3 i 0 proc. - Obniżenie podatku VAT ma uczynić naszą gospodarkę bardziej konkurencyjną - przekonywał Hausner. Problem w tym, że wprowadzenie 19-procentowej stawki VAT nic nie zmienia. Taka sama jest bowiem na Słowacji, a w Niemczech VAT wynosi 16 proc. Na dodatek sam projekt jest raczej skazany na porażkę: w roku wyborczym rząd nie znajdzie w Sejmie większości, by podwyższyć VAT na lekarstwa (obecnie 3 proc.) czy produkty rolnicze (również 3 proc.), a bez tego nie ma mowy o ujednoliceniu. O co więc gra rząd, ogłaszając pseudoreformę? - To kolejna próba omamienia przedsiębiorców, że władza im sprzyja, chcąc obniżyć
i uprościć podatki - uważa Rafał Antczak, ekspert CASE. Jeżeli przedsiębiorcy połkną haczyk, to w zamian za "obniżkę" VAT mogą na przykład przestać protestować przeciw podwyżkom składek na ZUS, które forsuje rząd.
Już na początku swoich rządów premier Belka przekonywał, że "gdybyśmy w Polsce zdecydowali się na zmianę VAT z 22 proc. i 7 proc. wyłącznie na 19 proc., rozwiązalibyśmy mnóstwo problemów gospodarczych i społecznych". To oczywiście propagandowa hucpa. Ani przedsiębiorcy, ani konsumenci nie mają się z czego cieszyć. Nowa stawka VAT wręcz zuboży nasze portfele. Średnia wartość podatku, jaki płacimy przy zakupach towarów i usług, wzrośnie z obecnych 13-14 proc. do 16 proc. Skutkiem likwidacji stawek preferencyjnych byłby więc wzrost cen żywności o kilka procent. Nie zostałby on zrekompensowany obniżką cen pozostałych dóbr, wynikającą ze zmniejszenia podstawowej stawki VAT z 22 proc. do 19 proc. Na dodatek idea, aby reformę podatkową robić pod koniec roku, już po przyjęciu przez Sejm budżetu, to wręcz chory pomysł. Dowodzi, że rząd nie ma pomysłu na reformę, a jedynie szuka dodatkowych pieniędzy.
Pomysł, aby obniżyć stawkę podstawową i zrezygnować ze stawek preferencyjnych, ani nie jest nowy, ani nie jest konceptem stworzonym przez obecną ekipę. Pierwsza zgłosiła go przed rokiem Platforma Obywatelską jako część reformy określanej mianem "3 x 15", czyli ujednolicenia stawek PIT, CIT i VAT na poziomie 15 proc. przy likwidacji wszystkich ulg w podatku dochodowym i wszystkich stawek preferencyjnych podatku od towarów i usług. To, że przy ujednoliceniu VAT możliwe byłoby wprowadzenie liniowego podatku dochodowego ze stawką 15 proc., pokazuje, jakie rezerwy przychodów budżetowych kryją się w zniesieniu preferencyjnych stawek VAT-owskich. Ich likwidacja bez obniżenia innych podatków jest zwyczajnym sięgnięciem do naszych kieszeni. I na tym naprawdę polega "reformatorski" zamysł rządu.
Więcej możesz przeczytać w 50/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.