SLD trwa przy władzy dzięki tajnemu sojuszowi z partią Andrzeja Leppera Włodzimierz Cimoszewicz ma wobec Andrzeja Leppera dług wdzięczności. Choć podczas głosowania nad wyborem nowego marszałka Sejmu klub Samoobrony oficjalnie był przeciw jego kandydaturze, dzięki nieobecności pięciu posłów tej partii został obniżony próg większości wymaganej do zwycięstwa. Cimoszewicz dostał więc akurat tyle głosów, ile potrzebował. Niesubordynacja co piątego posła Samoobrony nie była przypadkowa, zwłaszcza że w pozostałych ugrupowaniach panowała dyscyplina. Andrzej Lepper od początku kadencji tylko werbalnie atakuje SLD. W niemal wszystkich ważnych głosowaniach posłowie Samoobrony popierali sojusz i rząd: wprost głosując "za", wstrzymując się od głosu bądź też nie przychodząc na kluczowe głosowania. Znakiem ścisłej współpracy między obydwiema partiami stały się słynne słowa Leszka Millera: "Andrzej, proszę cię, wyjdź". Były premier namawiał w ten sposób lidera Samoobrony, by jego ludzie wyszli z sali podczas głosowania nad niekorzystnym dla SLD raportem Zbigniewa Ziobry w sprawie afery Rywina. Kilka dni wcześniej dzięki posłowi Janowi Łącznemu z Samoobrony w komisji śledczej przeszedł raport Anity Błochowiak, stwierdzający, że Rywin działał sam i nie było grupy trzymającej władzę.
Cisza taktyczna
Odkąd Leszek Miller przestał być premierem, a SLD zaczął balansować w sondażach na granicy progu wyborczego, Samoobrona jest praktycznie niewidoczna. To kolejny element taktyki obydwu ugrupowań. Wykończenie lewicy jest Lepperowi po prostu nie na rękę, czego dowodem głosowanie w Sejmie w sprawie nowego marszałka. Praktycznie ustały też ataki Leppera na rząd oraz manifestacje i blokady, w których specjalizowała się Samoobrona. Lepper zdaje sobie sprawę, że bez SLD nie ma dla niego miejsca na politycznej scenie - sojusz to dziś jedyne ugrupowanie, które w przyszłości może współrządzić z Samoobroną.
Choć klęska wyborcza lewicy w tegorocznych wyborach parlamentarnych wydaje się przesądzona, pozostają przecież samorządy, w których obie partie z sobą współpracują. Przez ponad trzy lata rządów SLD zdołał też wprowadzić ludzi Samoobrony w sieć biznesowych powiązań. Nie można również zapominać o licznych postępowaniach sądowych i prokuratorskich toczących się przeciwko politykom Samoobrony. Póki SLD ma wpływ na prokuraturę, Andrzej Lepper musi się z nim liczyć. - Znając zapędy SLD do kontrolowania prokuratury, trudno sobie wyobrazić, by ten argument nie był wykorzystywany w rozmowach z Samoobroną jako karta przetargowa - ocenia Zbigniew Ziobro, poseł PiS.
Koalicja im. Jerzego Urbana
Początków nieformalnej koalicji SLD i Samoobrony należy szukać na początku lat 90. Jak ujawniał Piotr Trznadel, były bliski współpracownik Leppera, akuszerem zbliżenia ugrupowań był Jerzy Urban. Trznadel twierdzi, że Urban wielokrotnie spotykał się z Lepperem w swoim domu i w redakcji tygodnika "Nie". Według innych źródeł, łącznikiem miał być Hipolit Starszak, były pułkownik SB, dziś dyrektor spółki wydającej tygodnik "Nie", który może mieć nieocenioną wiedzę na temat ludzi Samoobrony. Jerzy Urban kontaktom z Lepperem zdecydowanie zaprzecza. Faktem jest, że Lepper postępował tak, jakby sojusz z SLD przypieczętował. Tuż po zwycięstwie SLD w wyborach 1993 r. Samoobrona zaprzestała protestów. "Samoobrona popiera rząd z udziałem SLD. Krytykując prawicę, przyczyniliśmy się do zwycięstwa lewicy w wyborach parlamentarnych" - ogłosił Lepper w Lublinie w październiku 1993 r.
Sojusz Millera z Lepperem
Nieformalna koalicja SLD - Samoobrona zaczęła działać niczym dobrze naoliwiona maszynka, gdy w 1997 r. Lepper wprowadził swoich ludzi do Sejmu i stał się realną siłą polityczną. Był to czas niemal nieustannego ataku sojuszu na podupadający już wtedy rząd Jerzego Buzka. W 1999 r., za pośrednictwem ówczesnego szefa OPZZ Józefa Wiadernego, Leszek Miller zaprosił Leppera na organizowany przez lewicę pierwszomajowy wiec. Po raz pierwszy przewodniczący Samoobrony mógł manifestować ramię w ramię z Leszkiem Millerem, Józefem Oleksym i Markiem Borowskim. Kilka miesięcy później rozpoczęły się regularne spotkania liderów obu partii. Józef Oleksy zatelefonował wówczas do Janusza Malewicza, ówczesnego zastępcy Leppera. - Znaliśmy się z dawnych czasów, bo obaj pracowaliśmy w Siedleckiem. "Słuchaj, mój szef chciałby się spotkać z twoim" - usłyszałem w słuchawce - opowiada "Wprost" Malewicz, obecnie wiceprzewodniczący związku zawodowego rolników Ojczyzna. - Zawiozłem Leppera na Rozbrat, gdzie z Millerem rozmawiał w cztery oczy. Potem spotykali się wielokrotnie, ale już beze mnie - dodaje Malewicz.
Łącznik Łapiński
O efektach współpracy SLD i Samoobrony można się było przekonać podczas ważnych głosowań w Sejmie wybranym w 2001 r. Już na pierwszym posiedzeniu podczas wyboru Marka Borowskiego na marszałka Sejmu Samoobrona jednomyślnie głosowała "za". SLD odwzajemnił się wówczas poparciem kandydatury Andrzeja Leppera na wicemarszałka Sejmu - mimo ostrych protestów ze strony PO, PiS i większości LPR. Partia Leppera jednogłośnie udzieliła też wotum zaufania rządowi Leszka Millera w październiku 2001 r. Trzy miesiące później Samoobrona poparła lansowaną przez SLD zmianę ustawy lustracyjnej. Dzięki wsparciu posłów Leppera SLD udało się też przepchnąć nowelizację prawa farmaceutycznego i ustawę o Narodowym Funduszu Zdrowia. Autorem obu fatalnych ustaw był ówczesny minister zdrowia Mariusz Łapiński. Nie na darmo posłanka Elżbieta Radziszewska (PO) nazywała go "łącznikiem między SLD a Samoobroną". Po wyjściu PSL z koalicji rządowej sojusz - dzięki wysokiej absencji w klubie Samoobrony - zdołał zablokować wniosek PiS o umieszczenie w porządku obrad Sejmu uchwały wzywającej rząd Leszka Millera do dymisji.
Nowy sojusz robotniczo-chłopski
Zgodnie z dotychczasową logiką wzmożonej aktywności Andrzeja Leppera należy się spodziewać po przejęciu władzy przez centroprawicę. Jak wskazują sondaże, w nowym Sejmie Samoobrona może być opozycyjnym ugrupowaniem średniej wielkości, przez co może się okazać całkiem atrakcyjnym partnerem dla wykrwawionego po przegranych wyborach SLD. Gdyby sojusz nie dostał się do Sejmu, może się odwołać do swego najbardziej populistycznego i betonowego elektoratu. A wtedy nieformalną koalicję Samoobrony i SLD oraz skrywane dotychczas związki interesów obu tych partii zastąpi nowy sojusz lewicowo-populistyczny (robotniczo-chłopski). Tym razem całkowicie jawny i formalny.
Odkąd Leszek Miller przestał być premierem, a SLD zaczął balansować w sondażach na granicy progu wyborczego, Samoobrona jest praktycznie niewidoczna. To kolejny element taktyki obydwu ugrupowań. Wykończenie lewicy jest Lepperowi po prostu nie na rękę, czego dowodem głosowanie w Sejmie w sprawie nowego marszałka. Praktycznie ustały też ataki Leppera na rząd oraz manifestacje i blokady, w których specjalizowała się Samoobrona. Lepper zdaje sobie sprawę, że bez SLD nie ma dla niego miejsca na politycznej scenie - sojusz to dziś jedyne ugrupowanie, które w przyszłości może współrządzić z Samoobroną.
Choć klęska wyborcza lewicy w tegorocznych wyborach parlamentarnych wydaje się przesądzona, pozostają przecież samorządy, w których obie partie z sobą współpracują. Przez ponad trzy lata rządów SLD zdołał też wprowadzić ludzi Samoobrony w sieć biznesowych powiązań. Nie można również zapominać o licznych postępowaniach sądowych i prokuratorskich toczących się przeciwko politykom Samoobrony. Póki SLD ma wpływ na prokuraturę, Andrzej Lepper musi się z nim liczyć. - Znając zapędy SLD do kontrolowania prokuratury, trudno sobie wyobrazić, by ten argument nie był wykorzystywany w rozmowach z Samoobroną jako karta przetargowa - ocenia Zbigniew Ziobro, poseł PiS.
Koalicja im. Jerzego Urbana
Początków nieformalnej koalicji SLD i Samoobrony należy szukać na początku lat 90. Jak ujawniał Piotr Trznadel, były bliski współpracownik Leppera, akuszerem zbliżenia ugrupowań był Jerzy Urban. Trznadel twierdzi, że Urban wielokrotnie spotykał się z Lepperem w swoim domu i w redakcji tygodnika "Nie". Według innych źródeł, łącznikiem miał być Hipolit Starszak, były pułkownik SB, dziś dyrektor spółki wydającej tygodnik "Nie", który może mieć nieocenioną wiedzę na temat ludzi Samoobrony. Jerzy Urban kontaktom z Lepperem zdecydowanie zaprzecza. Faktem jest, że Lepper postępował tak, jakby sojusz z SLD przypieczętował. Tuż po zwycięstwie SLD w wyborach 1993 r. Samoobrona zaprzestała protestów. "Samoobrona popiera rząd z udziałem SLD. Krytykując prawicę, przyczyniliśmy się do zwycięstwa lewicy w wyborach parlamentarnych" - ogłosił Lepper w Lublinie w październiku 1993 r.
Sojusz Millera z Lepperem
Nieformalna koalicja SLD - Samoobrona zaczęła działać niczym dobrze naoliwiona maszynka, gdy w 1997 r. Lepper wprowadził swoich ludzi do Sejmu i stał się realną siłą polityczną. Był to czas niemal nieustannego ataku sojuszu na podupadający już wtedy rząd Jerzego Buzka. W 1999 r., za pośrednictwem ówczesnego szefa OPZZ Józefa Wiadernego, Leszek Miller zaprosił Leppera na organizowany przez lewicę pierwszomajowy wiec. Po raz pierwszy przewodniczący Samoobrony mógł manifestować ramię w ramię z Leszkiem Millerem, Józefem Oleksym i Markiem Borowskim. Kilka miesięcy później rozpoczęły się regularne spotkania liderów obu partii. Józef Oleksy zatelefonował wówczas do Janusza Malewicza, ówczesnego zastępcy Leppera. - Znaliśmy się z dawnych czasów, bo obaj pracowaliśmy w Siedleckiem. "Słuchaj, mój szef chciałby się spotkać z twoim" - usłyszałem w słuchawce - opowiada "Wprost" Malewicz, obecnie wiceprzewodniczący związku zawodowego rolników Ojczyzna. - Zawiozłem Leppera na Rozbrat, gdzie z Millerem rozmawiał w cztery oczy. Potem spotykali się wielokrotnie, ale już beze mnie - dodaje Malewicz.
Łącznik Łapiński
O efektach współpracy SLD i Samoobrony można się było przekonać podczas ważnych głosowań w Sejmie wybranym w 2001 r. Już na pierwszym posiedzeniu podczas wyboru Marka Borowskiego na marszałka Sejmu Samoobrona jednomyślnie głosowała "za". SLD odwzajemnił się wówczas poparciem kandydatury Andrzeja Leppera na wicemarszałka Sejmu - mimo ostrych protestów ze strony PO, PiS i większości LPR. Partia Leppera jednogłośnie udzieliła też wotum zaufania rządowi Leszka Millera w październiku 2001 r. Trzy miesiące później Samoobrona poparła lansowaną przez SLD zmianę ustawy lustracyjnej. Dzięki wsparciu posłów Leppera SLD udało się też przepchnąć nowelizację prawa farmaceutycznego i ustawę o Narodowym Funduszu Zdrowia. Autorem obu fatalnych ustaw był ówczesny minister zdrowia Mariusz Łapiński. Nie na darmo posłanka Elżbieta Radziszewska (PO) nazywała go "łącznikiem między SLD a Samoobroną". Po wyjściu PSL z koalicji rządowej sojusz - dzięki wysokiej absencji w klubie Samoobrony - zdołał zablokować wniosek PiS o umieszczenie w porządku obrad Sejmu uchwały wzywającej rząd Leszka Millera do dymisji.
Nowy sojusz robotniczo-chłopski
Zgodnie z dotychczasową logiką wzmożonej aktywności Andrzeja Leppera należy się spodziewać po przejęciu władzy przez centroprawicę. Jak wskazują sondaże, w nowym Sejmie Samoobrona może być opozycyjnym ugrupowaniem średniej wielkości, przez co może się okazać całkiem atrakcyjnym partnerem dla wykrwawionego po przegranych wyborach SLD. Gdyby sojusz nie dostał się do Sejmu, może się odwołać do swego najbardziej populistycznego i betonowego elektoratu. A wtedy nieformalną koalicję Samoobrony i SLD oraz skrywane dotychczas związki interesów obu tych partii zastąpi nowy sojusz lewicowo-populistyczny (robotniczo-chłopski). Tym razem całkowicie jawny i formalny.
Więcej możesz przeczytać w 3/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.