Rewelacje Jansena o Eureko
Dlaczego minister skarbu Jacek Socha forsuje ugodę z Eureko polegającą na oddaniu Holendrom kontroli nad PZU? Przecież musi znać zeznania Ernsta Jansena, wiceprezesa Eureko, który 7 września 2004 r. w Londynie przed Trybunałem Arbitrażowym pogrążył swoją firmę! Jansen przyznał, że Eureko było zadłużone w 2001 r. na miliard euro. "Nie mamy ograniczeń, takich, jakich wymaga polski rząd, aby finansować inwestycje z własnych środków" - tłumaczył Jansen. Tymczasem polskie prawo wymaga, aby kupujący udziały w firmie ubezpieczeniowej finansował inwestycję wyłącznie z własnych pieniędzy (czyli nie pochodzących z kredytu). Zeznania Jansena dowodzą, że jesienią 2001 r. Eureko nie mogło zgodnie z polskim prawem nabyć akcji PZU, gdyż jako zadłużona firma de facto kupowałoby akcje na kredyt.
Wieszcząc Polsce porażkę w sądzie arbitrażowym z Eureko, politycy lewicy (od premiera Marka Belki po lidera SDPL Marka Borowskiego) być może mają jednak rację. Werdykt zostanie wydany większością głosów przez trzech sędziów: wybranego przez Eureko Stephena Schwebela, reprezentującego Polskę Jerzego Rajskiego i zaakceptowanego przez obu tych sędziów Kanadyjczyka YvesŐa Fortiera. Ustaliliśmy, że prof. Rajski pracował dla polskiego oddziału międzynarodowej firmy prawniczej Cameron McKenna. Z usług tej firmy w czerwcu 2002 r. korzystało Eureko, a dokładniej jej przedstawiciel w zarządzie PZU Antonio Martins da Costa. Decydując się na wybór arbitra w 2003 r., Ministerstwo Skarbu nie sprawdziło, czy nie zachodzi konflikt interesów. Zbiegów okoliczności jest zresztą więcej. Decyzje w sprawie wyboru arbitra i kancelarii prawnej reprezentującej Polskę nadzorował ówczesny wiceminister skarbu Ireneusz Sitarski, późniejszy szef rady nadzorczej BGŻ w czasie, gdy inwestorem banku zostawał Rabobank, czyli jeden z udziałowców Eureko (11 lutego 2004 r. obie firmy podpisały umowę o ścisłej współpracy).
19 stycznia sejmowa Komisja Skarbu Państwa zadecyduje, czy się zgodzić na podpisanie ugody z Eureko. Jeśli tak, za śmieszne pieniądze utracimy kontrolę nad jedną z największych polskich firm (PZU ma aktywa warte prawie 40 mld zł).
Jan Piński
"Wprost" z Owsiakiem
Kolejny raz wsparliśmy Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Ubrana w stroje kominiarzy reprezentacja tygodnika "Wprost" wręczyła Jurkowi Owsiakowi guzik, który miał przynieść szczęście 13. edycji akcji zbierania pieniędzy dla chorych dzieci. Na rzecz WOŚP przekazaliśmy również pióro Marlen z limitowanej serii na 20-lecie "Wprost" (z numerem 113). Zostało wystawione na ogólnopolską licytację, która trwa w Internecie do środy: www.aukcje.wosp.org.pl. (prus)
Testament Michnika
Najpierw był na Teneryfie, teraz przeniósł się do Włoch. Przedłuża się nieobecność w Polsce chorego Adama Michnika, redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". Kiedy w październiku ubiegłego roku przekazywał obowiązki Helenie Łuczywo, zapowiadano, że może powrócić do pracy za kilka tygodni. Helena Łuczywo pytana przez "Wprost" o to, gdzie przebywa redaktor naczelny największej polskiej gazety, oświadczyła: - Dotyczy to prywatnego życia redaktora Michnika i jedynie on może udzielić odpowiedzi.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że szef "Gazety Wyborczej" do końca marca miał przebywać na Teneryfie, ale skorzystał z zaproszenia byłego rzecznika prasowego Silvia Berlusconiego Jasia Gawrońskiego i przeniósł się do Włoch. Na Teneryfie odwiedzili go dziennikarze "Gazety" Paweł Smoleński, Jarosław Kurski i Mikołaj Lizut. Nagrywali wypowiedzi Michnika, które on sam uznał za coś w rodzaju politycznego testamentu. Praca przebiegała dość trudno, bo Michnik był drażliwy i często robił przerwy. Od kilku tygodni dziennikarze są już w Polsce i redagują nagrany materiał. Testament polityczny Michnika ma się ukazać w wersji książkowej. Podobno Adam Michnik postawił warunek, żeby książka została opublikowana dopiero po jego śmierci. (AB)
Utopia "Solidarności"
Czy 13 grudnia 1981 r. był nieuchronną konsekwencją 31 sierpnia 1980 r.? Na to pytanie odpowiadał w Gdańsku prof. Andrzej Paczkowski w pierwszym z cyklu wykładów arturiańskich poświęconych 25. rocznicy powstania "Solidarności". Organizatorem wykładów są władze Gdańska, a patronem tygodnik "Wprost". Prof. Paczkowski przekonywał, że już kilka miesięcy po powstaniu "Solidarności" komunistyczny reżim był technicznie przygotowany do wprowadzenia stanu wojennego. Nie zdecydowano się na to wiosną 1981 r., lecz zastosowano taktykę, która miała doprowadzić do zmęczenia społeczeństwa, by łatwiej zaakceptowało wprowadzenie "porządku". Wykład prof. Paczkowskiego zgromadził dawnych opozycjonistów, z Bogdanem Borusewiczem i Aleksandrem Hallem. Obecny był również metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski. Kolejne wykłady będą się odbywały co miesiąc. 10 lutego Jadwiga Staniszkis będzie mówić o "Utopii >>Solidarności<< na tle cywilizowanego pęknięcia Europy". Wśród kolejnych wykładowców znajdą się m.in. Piotr Wierzbicki ("W polemice z >>Solidarnością<<") i Paweł Śpiewak (">>Solidarność<< jako ojczyzna"). (CG)
Na kłopoty Cebula
Po raz pierwszy w Polsce desperat, który groził wysadzeniem się w powietrze w biurowcu Ilmetu w centrum Warszawy, szukał pomocy u dziennikarza prowadzącego program interwencyjny. Ryszard Cebula, reporter programu TVN "Uwaga!", miał być mediatorem między Jerzym G. (który miał stracić ponad 100 tys. zł wskutek nieudanych operacji maklerskich) a policją. Pomijając kontekst wydarzenia, to dowód, jakim zaufaniem zaczynają się cieszyć dziennikarze programów interwencyjnych. Cebula nie miał jednak okazji pokazać swych talentów mediacyjnych, mimo że czekał przed biurowcem kilka godzin, a nawet wygłosił do desperata specjalny apel, bo policja uznała, że sytuacja jest zbyt niebezpieczna, i posłużyła się własnym, doświadczonym mediatorem. - Chciałem się skontaktować z tym człowiekiem choćby telefonicznie. Kilku policjantów zapaliło się do tego pomysłu, bo myśleliśmy, że uda mi się osłabić jego determinację. Prowadzący akcję uznał jednak, że może to zadziałać odwrotnie. Poproszono mnie, bym czekał w odwodzie, na wypadek gdyby zaszła konieczność zmiany taktyki mediacji - opowiada "Wprost" Ryszard Cebula. Ostatecznie Jerzy G. poddał się policji. Okazało się, że nie miał przy sobie żadnych materiałów wybuchowych. (RP)
Dlaczego minister skarbu Jacek Socha forsuje ugodę z Eureko polegającą na oddaniu Holendrom kontroli nad PZU? Przecież musi znać zeznania Ernsta Jansena, wiceprezesa Eureko, który 7 września 2004 r. w Londynie przed Trybunałem Arbitrażowym pogrążył swoją firmę! Jansen przyznał, że Eureko było zadłużone w 2001 r. na miliard euro. "Nie mamy ograniczeń, takich, jakich wymaga polski rząd, aby finansować inwestycje z własnych środków" - tłumaczył Jansen. Tymczasem polskie prawo wymaga, aby kupujący udziały w firmie ubezpieczeniowej finansował inwestycję wyłącznie z własnych pieniędzy (czyli nie pochodzących z kredytu). Zeznania Jansena dowodzą, że jesienią 2001 r. Eureko nie mogło zgodnie z polskim prawem nabyć akcji PZU, gdyż jako zadłużona firma de facto kupowałoby akcje na kredyt.
Wieszcząc Polsce porażkę w sądzie arbitrażowym z Eureko, politycy lewicy (od premiera Marka Belki po lidera SDPL Marka Borowskiego) być może mają jednak rację. Werdykt zostanie wydany większością głosów przez trzech sędziów: wybranego przez Eureko Stephena Schwebela, reprezentującego Polskę Jerzego Rajskiego i zaakceptowanego przez obu tych sędziów Kanadyjczyka YvesŐa Fortiera. Ustaliliśmy, że prof. Rajski pracował dla polskiego oddziału międzynarodowej firmy prawniczej Cameron McKenna. Z usług tej firmy w czerwcu 2002 r. korzystało Eureko, a dokładniej jej przedstawiciel w zarządzie PZU Antonio Martins da Costa. Decydując się na wybór arbitra w 2003 r., Ministerstwo Skarbu nie sprawdziło, czy nie zachodzi konflikt interesów. Zbiegów okoliczności jest zresztą więcej. Decyzje w sprawie wyboru arbitra i kancelarii prawnej reprezentującej Polskę nadzorował ówczesny wiceminister skarbu Ireneusz Sitarski, późniejszy szef rady nadzorczej BGŻ w czasie, gdy inwestorem banku zostawał Rabobank, czyli jeden z udziałowców Eureko (11 lutego 2004 r. obie firmy podpisały umowę o ścisłej współpracy).
19 stycznia sejmowa Komisja Skarbu Państwa zadecyduje, czy się zgodzić na podpisanie ugody z Eureko. Jeśli tak, za śmieszne pieniądze utracimy kontrolę nad jedną z największych polskich firm (PZU ma aktywa warte prawie 40 mld zł).
Jan Piński
"Wprost" z Owsiakiem
Kolejny raz wsparliśmy Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Ubrana w stroje kominiarzy reprezentacja tygodnika "Wprost" wręczyła Jurkowi Owsiakowi guzik, który miał przynieść szczęście 13. edycji akcji zbierania pieniędzy dla chorych dzieci. Na rzecz WOŚP przekazaliśmy również pióro Marlen z limitowanej serii na 20-lecie "Wprost" (z numerem 113). Zostało wystawione na ogólnopolską licytację, która trwa w Internecie do środy: www.aukcje.wosp.org.pl. (prus)
Testament Michnika
Najpierw był na Teneryfie, teraz przeniósł się do Włoch. Przedłuża się nieobecność w Polsce chorego Adama Michnika, redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". Kiedy w październiku ubiegłego roku przekazywał obowiązki Helenie Łuczywo, zapowiadano, że może powrócić do pracy za kilka tygodni. Helena Łuczywo pytana przez "Wprost" o to, gdzie przebywa redaktor naczelny największej polskiej gazety, oświadczyła: - Dotyczy to prywatnego życia redaktora Michnika i jedynie on może udzielić odpowiedzi.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że szef "Gazety Wyborczej" do końca marca miał przebywać na Teneryfie, ale skorzystał z zaproszenia byłego rzecznika prasowego Silvia Berlusconiego Jasia Gawrońskiego i przeniósł się do Włoch. Na Teneryfie odwiedzili go dziennikarze "Gazety" Paweł Smoleński, Jarosław Kurski i Mikołaj Lizut. Nagrywali wypowiedzi Michnika, które on sam uznał za coś w rodzaju politycznego testamentu. Praca przebiegała dość trudno, bo Michnik był drażliwy i często robił przerwy. Od kilku tygodni dziennikarze są już w Polsce i redagują nagrany materiał. Testament polityczny Michnika ma się ukazać w wersji książkowej. Podobno Adam Michnik postawił warunek, żeby książka została opublikowana dopiero po jego śmierci. (AB)
TRZY SZYBKIE Do agencji nie chodzę Rozmowa z RYSZARDEM KALISZEM, ministrem spraw wewnętrznych i administracji |
---|
- Popiera pan agencje towarzyskie? - Jestem przeciwnikiem hipokryzji. To nie są żadne agencje towarzyskie. Nikt tam na kawę nie chadza i o kulturze nie dyskutuje. - A skąd pan wie? - Sam nie chodzę i nie znam nikogo, kto by chodził, ale wszyscy wiedzą, że to domy publiczne. Dlatego powinno się stworzyć dzielnice, w których mogłyby funkcjonować, żeby nie zakłócały miru domowego w kamienicach. - To może w pańskiej okolicy? Skoro nie jest pan hipokrytą, na pewno nie miałby pan nic przeciwko temu. - Oczywiście, że nie chciałbym, żeby to było koło mnie. Nie mówię, gdzie konkretnie powinny być. Ja tylko tak ogólnie mówię. Rozmawiał Robert Mazurek |
Utopia "Solidarności"
Czy 13 grudnia 1981 r. był nieuchronną konsekwencją 31 sierpnia 1980 r.? Na to pytanie odpowiadał w Gdańsku prof. Andrzej Paczkowski w pierwszym z cyklu wykładów arturiańskich poświęconych 25. rocznicy powstania "Solidarności". Organizatorem wykładów są władze Gdańska, a patronem tygodnik "Wprost". Prof. Paczkowski przekonywał, że już kilka miesięcy po powstaniu "Solidarności" komunistyczny reżim był technicznie przygotowany do wprowadzenia stanu wojennego. Nie zdecydowano się na to wiosną 1981 r., lecz zastosowano taktykę, która miała doprowadzić do zmęczenia społeczeństwa, by łatwiej zaakceptowało wprowadzenie "porządku". Wykład prof. Paczkowskiego zgromadził dawnych opozycjonistów, z Bogdanem Borusewiczem i Aleksandrem Hallem. Obecny był również metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski. Kolejne wykłady będą się odbywały co miesiąc. 10 lutego Jadwiga Staniszkis będzie mówić o "Utopii >>Solidarności<< na tle cywilizowanego pęknięcia Europy". Wśród kolejnych wykładowców znajdą się m.in. Piotr Wierzbicki ("W polemice z >>Solidarnością<<") i Paweł Śpiewak (">>Solidarność<< jako ojczyzna"). (CG)
Na kłopoty Cebula
Po raz pierwszy w Polsce desperat, który groził wysadzeniem się w powietrze w biurowcu Ilmetu w centrum Warszawy, szukał pomocy u dziennikarza prowadzącego program interwencyjny. Ryszard Cebula, reporter programu TVN "Uwaga!", miał być mediatorem między Jerzym G. (który miał stracić ponad 100 tys. zł wskutek nieudanych operacji maklerskich) a policją. Pomijając kontekst wydarzenia, to dowód, jakim zaufaniem zaczynają się cieszyć dziennikarze programów interwencyjnych. Cebula nie miał jednak okazji pokazać swych talentów mediacyjnych, mimo że czekał przed biurowcem kilka godzin, a nawet wygłosił do desperata specjalny apel, bo policja uznała, że sytuacja jest zbyt niebezpieczna, i posłużyła się własnym, doświadczonym mediatorem. - Chciałem się skontaktować z tym człowiekiem choćby telefonicznie. Kilku policjantów zapaliło się do tego pomysłu, bo myśleliśmy, że uda mi się osłabić jego determinację. Prowadzący akcję uznał jednak, że może to zadziałać odwrotnie. Poproszono mnie, bym czekał w odwodzie, na wypadek gdyby zaszła konieczność zmiany taktyki mediacji - opowiada "Wprost" Ryszard Cebula. Ostatecznie Jerzy G. poddał się policji. Okazało się, że nie miał przy sobie żadnych materiałów wybuchowych. (RP)
LICZNIK |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 3/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.