Ze strachu przed gringos i wolnym rynkiem Ameryka PoŁudniowa ucieka w ramiona czerwonych populistów Na początku była droga. Panamerykańska. W 1923 r. na Międzynarodowej Konferencji Państw Amerykańskich narodził się projekt budowy autostrady, która połączyłaby Alaskę z Patagonią. Budowę drogi o długości ponad 25 tys. km rozpoczęto 13 lat później. To optymalne połączenie między państwami obu kontynentów amerykańskich ma jeden mankament - jego budowy nigdy nie dokończono. Między Panamą i Kolumbią zieje prawie stukilometrowa dziura. Mimo że od ponad 40 lat trwają dyskusje o sfinalizowaniu przedsięwzięcia, ciągle zwyciężają argumenty ekologów. Ich zdaniem, autostrada zniszczyłaby ważne ekosystemy w dżungli na panamsko-kolumbijskiej granicy.
Równocześnie z budową autostrady trwają próby połączenia krajów kontynentów. W 2001 r. utworzono Strefę Wolnego Handlu Obu Ameryk (FTAA), która miała zamienić państwa amerykańskie (z wyjątkiem Kuby) w obszar bez ceł. Gdy projekt wchodził w fazę końcową, w Ameryce Południowej do władzy zaczęli dochodzić lewicowi politycy, sprzeciwiający się panamerykańskiemu zjednoczeniu gospodarczemu. Dziś w dziesięciu z dwunastu państw Ameryki Południowej, kojarzącej się z władzą junt wojskowych, rządzą socjaliści. - Południowoamerykańska lewica ma niewiele wspólnego z tradycyjną socjaldemokracją. W większości krajów do steru doszli zwykli populiści - tłumaczy "Wprost" Peter Hakim, ekspert Kongresu USA ds. Ameryki Południowej. "Ameryka Południowa obawia się zdominowania przez USA. Dlatego ludzie głosują na populistów głoszących antyamerykańskie hasła" - pisze Samuel Huntington w książce "Kim jesteśmy".
Oś dobra
Kraje Ameryki Łacińskiej (wszystkie państwa kontynentów amerykańskich na południe od USA) znajdują się w cieniu Stanów Zjednoczonych, które przez wiele lat próbowały wpływać na ich politykę. - Wielu mieszkańców boi się USA, nie widzi w nich siły przynoszącej wolność i demokrację, lecz konkwistadorów chcących podbić ich państwo - mówi "Wprost" Francesco Panizza z London School of Economics, ekspert ds. Ameryki Łacińskiej.
W 1976 r. doszło do ostatniego przewrotu wojskowego w Ameryce Południowej (od Kolumbii po Chile) - junta obaliła rządy Isabelity Peron w Argentynie. Później każda próba przejęcia władzy siłą na kontynencie kończyła się fiaskiem. Po dekadzie gigantycznych problemów gospodarczych i funkcjonowania protekcjonistycznej polityki ekonomicznej w latach 80. południowoamerykańskie gospodarki coraz odważniej pojawiały się na światowych rynkach, wstępując w 1995 r. do Światowej Organizacji Handlu (WTO). - Te kraje po latach chaosu ustabilizowały się, wykształciła się w nich klasa średnia, powstała wolna prasa. Dzięki temu ważniejsze od siły armii są tam demokratyczne wybory - podkreśla prof. Robert Mroziewicz, amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego. Najlepszym przykładem zmian jest Argentyna. Pod koniec 2001 r. kraj przeżył gigantyczne załamanie gospodarcze. Peso spadało na łeb na szyję, na ulicach wybuchły rozruchy, w ciągu kilkunastu dni trzykrotnie zmieniono prezydenta. Dziesięć lat wcześniej taki kryzys zakończyłby się przejęciem władzy przez armię i zamieszkami w sąsiednich krajach. Peronista Eduardo Duhalde, który tymczasowo objął władzę na początku 2002 r., ustabilizował sytuację i doprowadził do normalnych wyborów. Dziś Argentyna to przykład dynamicznego rozwoju - w ubiegłym roku jej PKB wzrósł o prawie 9 proc.
"Ameryka to jeden kontynent, od Meksyku po Chile mieszkają tu tacy sami ludzie. Należy odrzucić wąskie myślenie o własnych krajach i zjednoczyć cały ląd" - wieszczy 24--letni Ernesto Che Guevara w opartym na jego pamiętnikach filmie "Dzienniki motocyklowe" Waltera Sallesa. To właśnie Che, przyjaciel Fidela Castro z okresu rewolucji kubańskiej, dziś bożyszcze kontestującej młodzieży, przywiózł na południowoamerykański kontynent wirus socjalizmu. Ten Argentyńczyk, rozczarowany sporami o władzę z Castro, przybył do Boliwii, gdzie chciał przeprowadzić komunistyczny przewrót. Z rewolucji wyszły nici, Che zginął w październiku 1967 r., walcząc z rządowymi oddziałami w boliwijskiej dżungli.
O tym, że "Che żyje"- jak twierdzą jego wielbiciele - można się było przekonać w czasie ubiegłorocznych wyborów prezydenckich w Urugwaju. Triumfował w nich, i to w pierwszej rundzie, socjalista Tabare Vazquez. Ku zaskoczeniu reszty świata pokonał kandydatów prawicy rządzącej tym krajem przez 174 lata. Gdy Vazquez ogłaszał swoje zwycięstwo, nad tłumem jego zwolenników powiewały flagi z portretami Che.
Wygrana Vazqueza przypieczętowała falę zwycięstw socjalistów w krajach Ameryki Południowej. W 1998 r. do władzy w Wenezueli doszedł Hugo Chavez. Cztery lata później prezydentem Brazylii został Inacio Lula da Silva. Znamienny był początek jego prezydentury - pierwsze śniadanie jako prezydent zjadł w towarzystwie Chaveza, a pierwszy obiad - z Castro. Obaj przywódcy byli honorowymi gośćmi ceremonii zaprzysiężenia Luli na prezydenta. To wtedy Chavez zaproponował, by Brazylia, Kuba i Wenezuela stworzyły "oś dobra", która przeciwstawi się dominacji USA w świecie.
Źli gringos
- Przejmowanie przez lewicę władzy w Ameryce Południowej to kolejny etap normowania się sytuacji na tym kontynencie - twierdzi Mroziewicz. - Skręt w lewo to reakcja na błędy popełniane przez prawicowe rządy, zwłaszcza ich neoliberalne poglądy na gospodarkę - dodaje Hakim. Pierwsze na socjalistycznego prezydenta zdecydowało się Chile. Mieszkańcy byli zmęczeni siedemnastoletnią dyktaturą Augusto Pinocheta i od 1991 r. do dziś konsekwentnie stawiają na lewicę. Kraj się rozwija, a tamtejsza scena polityczna najbardziej przypomina ustabilizowane kraje europejskie. Podobny scenariusz przerabiała Wenezuela. Od lat 50. rządziły tam na przemian dwie partie: Akcja Demokratyczna i Partia Społeczno-Chrześcijańska. W 1998 r. Wenezuelczycy zmęczeni niezmiennym układem sił zawierzyli populistycznym hasłom Chaveza. Później przeżyli rozczarowanie, kilkakrotnie dochodziło do prób odsunięcia go od steru. Mimo to Chavez wciąż rządzi - dzięki zyskom z ropy. W październikowych wyborach lokalnych jego partia zwyciężyła w 20 z 22 regionów.
- Antyamerykanizm to dziś najbardziej nośne hasło południowoamerykańskiej lewicy - zauważa Panizza. Chavez doszedł do władzy, obiecując uniezależnienie Wenezueli od USA. W Brazylii Lula został prezydentem, obiecując renegocjacje warunków przystąpienia do FTAA. Antyamerykanizm wyniósł do władzy Lucio Gutierreza w Ekwadorze oraz Vazqueza w Urugwaju.
Dla krajów Ameryki Południowej demokracja to coś nowego. Ten kontynent jeszcze się nią cieszy, ale nie do końca umie z niej korzystać. Stąd fala zwycięstw socjalistów. Nieważne, że ich program składał się z kilku populistycznych haseł - mieszkańcy chcieli się przekonać, jak wygląda życie w kraju, w którym tradycyjnie rządząca prawica będzie w opozycji. Na tej samej zasadzie lewica manifestuje chęć zerwania współpracy gospodarczej z USA. W październiku Ameryka Południowa rozpoczęła flirt z Chinami - Hu Jintao, przywódca tego kraju, obiecał tam zainwestować w ciągu 10 lat 100 mld dolarów. W grudniu 12 krajów południowoamerykańskich zadecydowało o utworzeniu konkurencyjnej wobec FTAA organizacji wzorowanej na Unii Europejskiej. Patrząc na losy jej poprzedniczek: Mercosuru i Wspólnoty Andyjskiej, nie należy się spodziewać szybkiego postępu. Ameryka Południowa tymczasem może obserwować dynamicznie rozwijający się Meksyk, który stworzył w 1994 r. wraz z Kanadą i USA strefę wolnego handlu NAFTA. Od tego czasu wymiana handlowa między tymi krajami się potroiła. - Ameryka Południowa boi się, że jeśli zrobi to samo, zostanie zdominowana przez USA. Nie ma jednak wyboru. Najpóźniej za dwa lata zachodnia półkula stanie się największym na świecie obszarem bez ceł - przewiduje Hakim.
Oś dobra
Kraje Ameryki Łacińskiej (wszystkie państwa kontynentów amerykańskich na południe od USA) znajdują się w cieniu Stanów Zjednoczonych, które przez wiele lat próbowały wpływać na ich politykę. - Wielu mieszkańców boi się USA, nie widzi w nich siły przynoszącej wolność i demokrację, lecz konkwistadorów chcących podbić ich państwo - mówi "Wprost" Francesco Panizza z London School of Economics, ekspert ds. Ameryki Łacińskiej.
W 1976 r. doszło do ostatniego przewrotu wojskowego w Ameryce Południowej (od Kolumbii po Chile) - junta obaliła rządy Isabelity Peron w Argentynie. Później każda próba przejęcia władzy siłą na kontynencie kończyła się fiaskiem. Po dekadzie gigantycznych problemów gospodarczych i funkcjonowania protekcjonistycznej polityki ekonomicznej w latach 80. południowoamerykańskie gospodarki coraz odważniej pojawiały się na światowych rynkach, wstępując w 1995 r. do Światowej Organizacji Handlu (WTO). - Te kraje po latach chaosu ustabilizowały się, wykształciła się w nich klasa średnia, powstała wolna prasa. Dzięki temu ważniejsze od siły armii są tam demokratyczne wybory - podkreśla prof. Robert Mroziewicz, amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego. Najlepszym przykładem zmian jest Argentyna. Pod koniec 2001 r. kraj przeżył gigantyczne załamanie gospodarcze. Peso spadało na łeb na szyję, na ulicach wybuchły rozruchy, w ciągu kilkunastu dni trzykrotnie zmieniono prezydenta. Dziesięć lat wcześniej taki kryzys zakończyłby się przejęciem władzy przez armię i zamieszkami w sąsiednich krajach. Peronista Eduardo Duhalde, który tymczasowo objął władzę na początku 2002 r., ustabilizował sytuację i doprowadził do normalnych wyborów. Dziś Argentyna to przykład dynamicznego rozwoju - w ubiegłym roku jej PKB wzrósł o prawie 9 proc.
"Ameryka to jeden kontynent, od Meksyku po Chile mieszkają tu tacy sami ludzie. Należy odrzucić wąskie myślenie o własnych krajach i zjednoczyć cały ląd" - wieszczy 24--letni Ernesto Che Guevara w opartym na jego pamiętnikach filmie "Dzienniki motocyklowe" Waltera Sallesa. To właśnie Che, przyjaciel Fidela Castro z okresu rewolucji kubańskiej, dziś bożyszcze kontestującej młodzieży, przywiózł na południowoamerykański kontynent wirus socjalizmu. Ten Argentyńczyk, rozczarowany sporami o władzę z Castro, przybył do Boliwii, gdzie chciał przeprowadzić komunistyczny przewrót. Z rewolucji wyszły nici, Che zginął w październiku 1967 r., walcząc z rządowymi oddziałami w boliwijskiej dżungli.
O tym, że "Che żyje"- jak twierdzą jego wielbiciele - można się było przekonać w czasie ubiegłorocznych wyborów prezydenckich w Urugwaju. Triumfował w nich, i to w pierwszej rundzie, socjalista Tabare Vazquez. Ku zaskoczeniu reszty świata pokonał kandydatów prawicy rządzącej tym krajem przez 174 lata. Gdy Vazquez ogłaszał swoje zwycięstwo, nad tłumem jego zwolenników powiewały flagi z portretami Che.
Wygrana Vazqueza przypieczętowała falę zwycięstw socjalistów w krajach Ameryki Południowej. W 1998 r. do władzy w Wenezueli doszedł Hugo Chavez. Cztery lata później prezydentem Brazylii został Inacio Lula da Silva. Znamienny był początek jego prezydentury - pierwsze śniadanie jako prezydent zjadł w towarzystwie Chaveza, a pierwszy obiad - z Castro. Obaj przywódcy byli honorowymi gośćmi ceremonii zaprzysiężenia Luli na prezydenta. To wtedy Chavez zaproponował, by Brazylia, Kuba i Wenezuela stworzyły "oś dobra", która przeciwstawi się dominacji USA w świecie.
Źli gringos
- Przejmowanie przez lewicę władzy w Ameryce Południowej to kolejny etap normowania się sytuacji na tym kontynencie - twierdzi Mroziewicz. - Skręt w lewo to reakcja na błędy popełniane przez prawicowe rządy, zwłaszcza ich neoliberalne poglądy na gospodarkę - dodaje Hakim. Pierwsze na socjalistycznego prezydenta zdecydowało się Chile. Mieszkańcy byli zmęczeni siedemnastoletnią dyktaturą Augusto Pinocheta i od 1991 r. do dziś konsekwentnie stawiają na lewicę. Kraj się rozwija, a tamtejsza scena polityczna najbardziej przypomina ustabilizowane kraje europejskie. Podobny scenariusz przerabiała Wenezuela. Od lat 50. rządziły tam na przemian dwie partie: Akcja Demokratyczna i Partia Społeczno-Chrześcijańska. W 1998 r. Wenezuelczycy zmęczeni niezmiennym układem sił zawierzyli populistycznym hasłom Chaveza. Później przeżyli rozczarowanie, kilkakrotnie dochodziło do prób odsunięcia go od steru. Mimo to Chavez wciąż rządzi - dzięki zyskom z ropy. W październikowych wyborach lokalnych jego partia zwyciężyła w 20 z 22 regionów.
- Antyamerykanizm to dziś najbardziej nośne hasło południowoamerykańskiej lewicy - zauważa Panizza. Chavez doszedł do władzy, obiecując uniezależnienie Wenezueli od USA. W Brazylii Lula został prezydentem, obiecując renegocjacje warunków przystąpienia do FTAA. Antyamerykanizm wyniósł do władzy Lucio Gutierreza w Ekwadorze oraz Vazqueza w Urugwaju.
Dla krajów Ameryki Południowej demokracja to coś nowego. Ten kontynent jeszcze się nią cieszy, ale nie do końca umie z niej korzystać. Stąd fala zwycięstw socjalistów. Nieważne, że ich program składał się z kilku populistycznych haseł - mieszkańcy chcieli się przekonać, jak wygląda życie w kraju, w którym tradycyjnie rządząca prawica będzie w opozycji. Na tej samej zasadzie lewica manifestuje chęć zerwania współpracy gospodarczej z USA. W październiku Ameryka Południowa rozpoczęła flirt z Chinami - Hu Jintao, przywódca tego kraju, obiecał tam zainwestować w ciągu 10 lat 100 mld dolarów. W grudniu 12 krajów południowoamerykańskich zadecydowało o utworzeniu konkurencyjnej wobec FTAA organizacji wzorowanej na Unii Europejskiej. Patrząc na losy jej poprzedniczek: Mercosuru i Wspólnoty Andyjskiej, nie należy się spodziewać szybkiego postępu. Ameryka Południowa tymczasem może obserwować dynamicznie rozwijający się Meksyk, który stworzył w 1994 r. wraz z Kanadą i USA strefę wolnego handlu NAFTA. Od tego czasu wymiana handlowa między tymi krajami się potroiła. - Ameryka Południowa boi się, że jeśli zrobi to samo, zostanie zdominowana przez USA. Nie ma jednak wyboru. Najpóźniej za dwa lata zachodnia półkula stanie się największym na świecie obszarem bez ceł - przewiduje Hakim.
Więcej możesz przeczytać w 3/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.