Papier toaletowy wraca na arenę polityczną Papier toaletowy odgrywa znaczącą rolę w życiu politycznym i artystycznym naszego kraju. Nie od dziś wzbudza wielkie emocje. Nie jest to zwykły, banalny środek służący higienie osobistej. Papier toaletowy bywa często metaforą ludzkiego losu. Jest natchnieniem dla poetów i myślicieli, inspiracją dla satyryków i kpiarzy. Bez niego nie byłoby wielu dowcipów, celnych point, ostrych filipik. Zabrakłoby wielu wybitnych dzieł literatury, niekoniecznie pięknej. Także w publicystyce papier toaletowy wywalczył sobie miejsce szczególne. Wiele manifestów partyjnych, artykułów polemicznych czy felietonów było do niego przyrównywanych. Chusteczki do nosa, waciki do pielęgnacji nie zdobyły sobie u mocarzy liryki takiej sławy i takiego poważania jak właśnie ów delikatny papier, który codziennie konsumowany jest przez miliony ludzi w dość brutalny sposób.
Ta miła rolka papieru to chyba jedyna rzecz na świecie, która z definicji ma być do dupy, i to właśnie czyni ją wyjątkową. W odróżnieniu od innych produktów papierniczych, które w zamyśle autorów pretendują do niby-wyższych celów (jak np. ustawy sejmowe czy przepisy podatkowe), a tymczasem nadają się do tego samego, papier toaletowy wydaje się nie tylko cierpliwy jak Leon Kieres, ale także bardziej uczciwy niż Jakubowska.
"Kto się obawia papieru toaletowego?" - tak w latach 80. zatytułowała jeden ze swoich happeningów Pomarańczowa Alternatywa z Wrocławia. Papier toaletowy był w socjalizmie nieosiągalnym przedmiotem marzeń. Władze partyjne, wiedząc o przygotowywanej akcji, która w sposób złośliwy obrażała zdolności zaopatrzeniowe systemu, zgromadziły w mieście olbrzymie zapasy tego luksusowego towaru. Scenariusz happeningu przewidywał pojawienie się sympatyków Pomarańczowej Alternatywy udekorowanych kotylionami z papieru. Funkcjonariusze milicji otrzymali jasne instrukcje: zatrzymywać należy każdą osobę z papierem toaletowym. W trakcie akcji doszło do licznych absurdalnych i zabawnych sytuacji. Milicja goniła ludzi z papierem toaletowym, co budzić mogło zrozumiałe, gorszące skojarzenia. Zatrzymano wiele przypadkowych osób, które nie miały pojęcia o happeningu, a kupiły wcześniej spore zapasy papieru, bo ten nieoczekiwanie pojawił się w sklepach. Zdarzały się nawet pobicia osób, które heroicznie nie chciały dzielić się z milicją swoim zdobycznym papierem. Jak więc widać, papier toaletowy - podobnie jak Lech Wałęsa - odegrał znaczącą rolę w obaleniu komunizmu.
Po latach milczenia i zepchnięcia na margines papier toaletowy ponownie wraca na arenę polityczną. Wraca z hukiem i w atmosferze skandalu. Wszystko to za sprawą "Toaletników", komiksu politycznego z udziałem tak znanych postaci, jak Renata Beger, Roman Giertych, bracia Kaczyńscy, Andrzej Lepper, Leszek Miller, Jan Rokita, Józef Oleksy i ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk. Afery by nie było, gdyby nie to, że komiks ów wydrukowano na papierze toaletowym. Komiks jest kolorowy i przedstawia polityków bawiących się na plaży, w tle widać gmach Sejmu z napisem "Cyrk". "Toaletnicy" nie mają atestu Państwowego Zakładu Higieny, co w tych warunkach nie dziwi.
Bohaterowie komiksu dali w mediach wyraz swemu wielkiemu oburzeniu, ale czy jest o co drzeć koty? Wszak to tylko rysunki. Śmieszy mnie zgodne i poważne potępienie tej politycznej srajtaśmy. Recenzując podtykany im pod nos przez dziennikarzy papier toaletowy, politycy z lewa i z prawa wypowiadali się tonem takim, jakby chodziło co najmniej o encyklopedię PWN czy podręczniki do historii dla klas maturalnych. Zdaniem producenta, pomysł z politycznym papierem to tylko śmieszny sposób na przyciągnięcie uwagi klienta. "Toaletnikom" nie wróżę szczególnego powodzenia. Należy się spodziewać raczej klapy, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie płacił za to, by twarze, które osaczają go w telewizji, oglądać jeszcze w kiblu, gdzie pewien spokój jest gwarancją sukcesu.
W stanie wojennym drukowano podziemny papier toaletowy z Jerzym Urbanem, w USA do dziś robi się papier z Saddamem Husajnem, Osamą bin Ladenem czy prezydentem Bushem. Pomysł z twarzami polityków uważam za chybiony, ale być może warto spróbować z gwiazdami estrady. Wszak z pewnością wielu facetów chciałby mieć usta Britney Spears na własnym tyłku, a wiele pań byłoby zachwyconych, gdyby ocierał się o nie papierowy Brad Pitt.
"Kto się obawia papieru toaletowego?" - tak w latach 80. zatytułowała jeden ze swoich happeningów Pomarańczowa Alternatywa z Wrocławia. Papier toaletowy był w socjalizmie nieosiągalnym przedmiotem marzeń. Władze partyjne, wiedząc o przygotowywanej akcji, która w sposób złośliwy obrażała zdolności zaopatrzeniowe systemu, zgromadziły w mieście olbrzymie zapasy tego luksusowego towaru. Scenariusz happeningu przewidywał pojawienie się sympatyków Pomarańczowej Alternatywy udekorowanych kotylionami z papieru. Funkcjonariusze milicji otrzymali jasne instrukcje: zatrzymywać należy każdą osobę z papierem toaletowym. W trakcie akcji doszło do licznych absurdalnych i zabawnych sytuacji. Milicja goniła ludzi z papierem toaletowym, co budzić mogło zrozumiałe, gorszące skojarzenia. Zatrzymano wiele przypadkowych osób, które nie miały pojęcia o happeningu, a kupiły wcześniej spore zapasy papieru, bo ten nieoczekiwanie pojawił się w sklepach. Zdarzały się nawet pobicia osób, które heroicznie nie chciały dzielić się z milicją swoim zdobycznym papierem. Jak więc widać, papier toaletowy - podobnie jak Lech Wałęsa - odegrał znaczącą rolę w obaleniu komunizmu.
Po latach milczenia i zepchnięcia na margines papier toaletowy ponownie wraca na arenę polityczną. Wraca z hukiem i w atmosferze skandalu. Wszystko to za sprawą "Toaletników", komiksu politycznego z udziałem tak znanych postaci, jak Renata Beger, Roman Giertych, bracia Kaczyńscy, Andrzej Lepper, Leszek Miller, Jan Rokita, Józef Oleksy i ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk. Afery by nie było, gdyby nie to, że komiks ów wydrukowano na papierze toaletowym. Komiks jest kolorowy i przedstawia polityków bawiących się na plaży, w tle widać gmach Sejmu z napisem "Cyrk". "Toaletnicy" nie mają atestu Państwowego Zakładu Higieny, co w tych warunkach nie dziwi.
Bohaterowie komiksu dali w mediach wyraz swemu wielkiemu oburzeniu, ale czy jest o co drzeć koty? Wszak to tylko rysunki. Śmieszy mnie zgodne i poważne potępienie tej politycznej srajtaśmy. Recenzując podtykany im pod nos przez dziennikarzy papier toaletowy, politycy z lewa i z prawa wypowiadali się tonem takim, jakby chodziło co najmniej o encyklopedię PWN czy podręczniki do historii dla klas maturalnych. Zdaniem producenta, pomysł z politycznym papierem to tylko śmieszny sposób na przyciągnięcie uwagi klienta. "Toaletnikom" nie wróżę szczególnego powodzenia. Należy się spodziewać raczej klapy, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie płacił za to, by twarze, które osaczają go w telewizji, oglądać jeszcze w kiblu, gdzie pewien spokój jest gwarancją sukcesu.
W stanie wojennym drukowano podziemny papier toaletowy z Jerzym Urbanem, w USA do dziś robi się papier z Saddamem Husajnem, Osamą bin Ladenem czy prezydentem Bushem. Pomysł z twarzami polityków uważam za chybiony, ale być może warto spróbować z gwiazdami estrady. Wszak z pewnością wielu facetów chciałby mieć usta Britney Spears na własnym tyłku, a wiele pań byłoby zachwyconych, gdyby ocierał się o nie papierowy Brad Pitt.
Więcej możesz przeczytać w 21/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.