Polacy zdobyli się na odrzucenie stalinizmu, ale nie wyzwolili się ze społecznej demagogii marksizmu Nasze towarzystwa polityczne epoki transformacji zasługują niewątpliwie na solidną monografię porządkującą. Spektrum tych formacji, o ile zasługują one na takie miano, jest na tyle szerokie i zmienne, a ewolucja światopoglądowa ich członków nieczłonków tak pełna meandrów, że pracy nad ich rozszyfrowaniem starczyłoby dla kilku badaczy. Trudno jednak czekać na ich produkty, choćby dlatego, że nie pracowaliby tak szybko jak Norman Davies. Tymczasem chaos światopoglądowy się pogłębia, powodując całkowitą dezorientację maluczkich.
O co nam chodzi?
Coraz mniej osób wie, o co komu chodzi. Nazwy ugrupowań politycznych są mylące, zwłaszcza gdy mowa o polityce gospodarczej. Najłatwiej jeszcze odróżnić Młodzież Wszechpolską od socjalistów (?) Piotra Ikonowicza, ale środek spektrum traci przejrzystość. Dlatego zasadna wydaje się - choćby w obliczu nadchodzących wyborów - próba przybliżenia naszemu skołowanemu społeczeństwu encyklopedycznych metryczek naszych głównych partii niepartii. Przedsięwzięcie to wymaga jednak wstępnej klasyfikacji. Odróżnić wypada przede wszystkim partie dążące do zdobycia władzy od ugrupowań, które mimo podobnych marzeń wiedzą, że nie wygrają i liczą z góry jedynie na rolę języczka u wagi, kuluarowego załatwiacza partykularnych interesów za pomocą umiejętnego lobbingu. Nie do pogardzenia jest również kilka poselskich "etatów". Na razie zagadka za 2 zł: która z obecnych partii czuła się najlepiej w tej roli w minionym piętnastoleciu? Bardziej kłopotliwa jest już klasyfikacja według sympatii zagranicznych. Mamy tu przynajmniej trzy orientacje: proeuropejską, proamerykańską i prorosyjską, która staje się ostatnio coraz mniej wygodna. Mamy też zwolenników siedzenia okrakiem na Atlantyku (na odpowiednim globusie może się to udać). Kluczowe znaczenie ma jednak w dalszym ciągu podział naszego spektrum politycznego na orientację prorynkową, prokapitalistyczną i orientację proetatystyczną, interwencjonistyczną, socjaldemokratyczną.
Mgławica programowa
Polska klasa polityczna uwielbia rozwiązania mieszane, pod hasłem "Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek". Jest tak dlatego, że jej większość po prostu nie zna ekonomii i historii gospodarczej, a bierze się do rządzenia. Czynnikiem, który dodatkowo utrudnia prawidłową politykę gospodarczą, jest zapatrzenie się na "trzecią drogę", która od początku rokowała dzisiejszą jej porażkę, tak dobrze widoczną w Niemczech.
Tajemnicą większości polskich partii politycznych pozostanie ich przywiązanie do rozwiązań nieefektywnych, nie rokujących sukcesu, ultrakrótkookresowych, sprzecznych ze stanem wiedzy. Polacy zdobyli się na odrzucenie stalinizmu, ale nie wyzwolili się dotychczas ze społecznej demagogii marksizmu. Dlatego nie są w stanie zrozumieć, że kluczem do dobrobytu jest wytwarzanie i inwestowanie, a nie tzw. sprawiedliwy (bo w istocie niesprawiedliwy) podział. Słabo rozumieją, że trzeba hołubić tych, którzy wiedzą, co kiedy należy wyprodukować i zaoferować, oraz umieją tę wiedzę wykorzystać. To dobrze, a nie źle, że wzrasta zamożność najbogatszych Polaków, że coraz więcej inwestują. Ale to źle, że dokoła ich bogactwa wytwarzana jest aura zawiści, łatwych potępień. Trzeba wreszcie zrozumieć, że sfinansowanie świadczeń socjalnych wymaga uprzedniej ekspansji gospodarki, wzrostu produktu społecznego i zysków przedsiębiorstw. Wytłumaczmy sobie wreszcie, że wysokie stopy podatkowe prowadzą na dłuższą metę do ograniczenia wydatków publicznych, a nie do ich wzrostu. Wiele wskazuje, że spośród naszych partii politycznych tylko Platforma Obywatelska prezentuje program zgodny ze stanem wiedzy ekonomicznej i rzeczywistymi potrzebami gospodarki. Pocieszające jest to, że platforma nie szuka taniego poklasku, a mimo to przoduje w sondażach, wyprzedzając ugrupowania bardziej krzykliwe, a merytorycznie słabsze. Niestety nie da się powiedzieć tylu dobrych słów o nowej (?) partii demokratów. To chyba nadal partia dobrych wujków, którzy dysponując niemałą wiedzą, nie będą w stanie wyzwolić się z pokus "trzeciej drogi". Trudno się jednak dziwić tej ekonomicznej nieokreśloności. Już przy "okrągłym stole" w roku 1989 okazało się, że naszej solidarnościowej opozycji brakuje jasnego programu gospodarczego. Zadowolono się obietnicą 80-procentowej rekompensaty wzrostu cen, co oczywiście musiał uciąć niejaki Balcerowicz, któremu zresztą już kilkakrotnie dano do zrozumienia, że jego światopogląd ekonomiczny jest dla dobrych wujków trudny do przyjęcia.
W sumie jednak nie ma powodu do pesymizmu. Gospodarka rynkowa i jej prawa docierają do świadomości coraz szerszych warstw społeczeństwa. Dlatego mam nadzieję, że wybory okażą się sukcesem rozsądku.
Coraz mniej osób wie, o co komu chodzi. Nazwy ugrupowań politycznych są mylące, zwłaszcza gdy mowa o polityce gospodarczej. Najłatwiej jeszcze odróżnić Młodzież Wszechpolską od socjalistów (?) Piotra Ikonowicza, ale środek spektrum traci przejrzystość. Dlatego zasadna wydaje się - choćby w obliczu nadchodzących wyborów - próba przybliżenia naszemu skołowanemu społeczeństwu encyklopedycznych metryczek naszych głównych partii niepartii. Przedsięwzięcie to wymaga jednak wstępnej klasyfikacji. Odróżnić wypada przede wszystkim partie dążące do zdobycia władzy od ugrupowań, które mimo podobnych marzeń wiedzą, że nie wygrają i liczą z góry jedynie na rolę języczka u wagi, kuluarowego załatwiacza partykularnych interesów za pomocą umiejętnego lobbingu. Nie do pogardzenia jest również kilka poselskich "etatów". Na razie zagadka za 2 zł: która z obecnych partii czuła się najlepiej w tej roli w minionym piętnastoleciu? Bardziej kłopotliwa jest już klasyfikacja według sympatii zagranicznych. Mamy tu przynajmniej trzy orientacje: proeuropejską, proamerykańską i prorosyjską, która staje się ostatnio coraz mniej wygodna. Mamy też zwolenników siedzenia okrakiem na Atlantyku (na odpowiednim globusie może się to udać). Kluczowe znaczenie ma jednak w dalszym ciągu podział naszego spektrum politycznego na orientację prorynkową, prokapitalistyczną i orientację proetatystyczną, interwencjonistyczną, socjaldemokratyczną.
Mgławica programowa
Polska klasa polityczna uwielbia rozwiązania mieszane, pod hasłem "Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek". Jest tak dlatego, że jej większość po prostu nie zna ekonomii i historii gospodarczej, a bierze się do rządzenia. Czynnikiem, który dodatkowo utrudnia prawidłową politykę gospodarczą, jest zapatrzenie się na "trzecią drogę", która od początku rokowała dzisiejszą jej porażkę, tak dobrze widoczną w Niemczech.
Tajemnicą większości polskich partii politycznych pozostanie ich przywiązanie do rozwiązań nieefektywnych, nie rokujących sukcesu, ultrakrótkookresowych, sprzecznych ze stanem wiedzy. Polacy zdobyli się na odrzucenie stalinizmu, ale nie wyzwolili się dotychczas ze społecznej demagogii marksizmu. Dlatego nie są w stanie zrozumieć, że kluczem do dobrobytu jest wytwarzanie i inwestowanie, a nie tzw. sprawiedliwy (bo w istocie niesprawiedliwy) podział. Słabo rozumieją, że trzeba hołubić tych, którzy wiedzą, co kiedy należy wyprodukować i zaoferować, oraz umieją tę wiedzę wykorzystać. To dobrze, a nie źle, że wzrasta zamożność najbogatszych Polaków, że coraz więcej inwestują. Ale to źle, że dokoła ich bogactwa wytwarzana jest aura zawiści, łatwych potępień. Trzeba wreszcie zrozumieć, że sfinansowanie świadczeń socjalnych wymaga uprzedniej ekspansji gospodarki, wzrostu produktu społecznego i zysków przedsiębiorstw. Wytłumaczmy sobie wreszcie, że wysokie stopy podatkowe prowadzą na dłuższą metę do ograniczenia wydatków publicznych, a nie do ich wzrostu. Wiele wskazuje, że spośród naszych partii politycznych tylko Platforma Obywatelska prezentuje program zgodny ze stanem wiedzy ekonomicznej i rzeczywistymi potrzebami gospodarki. Pocieszające jest to, że platforma nie szuka taniego poklasku, a mimo to przoduje w sondażach, wyprzedzając ugrupowania bardziej krzykliwe, a merytorycznie słabsze. Niestety nie da się powiedzieć tylu dobrych słów o nowej (?) partii demokratów. To chyba nadal partia dobrych wujków, którzy dysponując niemałą wiedzą, nie będą w stanie wyzwolić się z pokus "trzeciej drogi". Trudno się jednak dziwić tej ekonomicznej nieokreśloności. Już przy "okrągłym stole" w roku 1989 okazało się, że naszej solidarnościowej opozycji brakuje jasnego programu gospodarczego. Zadowolono się obietnicą 80-procentowej rekompensaty wzrostu cen, co oczywiście musiał uciąć niejaki Balcerowicz, któremu zresztą już kilkakrotnie dano do zrozumienia, że jego światopogląd ekonomiczny jest dla dobrych wujków trudny do przyjęcia.
W sumie jednak nie ma powodu do pesymizmu. Gospodarka rynkowa i jej prawa docierają do świadomości coraz szerszych warstw społeczeństwa. Dlatego mam nadzieję, że wybory okażą się sukcesem rozsądku.
Więcej możesz przeczytać w 21/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.