Rozumiemy już, że lewica to zdobycze i standardy, a prawica wręcz przeciwnie
Wieszczę w Polsce narastanie kulturowej wojny, którą właściwiej można nazwać wojną przeciw kulturze. Nieprzypadkowo jej rzecznicy na Zachodzie określali się w momencie swoich narodzin (czterdzieści, trzydzieści lat temu) jako kontrkultura. Kiedy trafili na salony, zarzucili tę krępującą w nowej sytuacji, choć bardzo adekwatną nazwę i przyjęli strategię wypychania z salonu kultury istniejącej, a więc tradycyjnej, "patriarchalnej", "opresyjnej" - epitety można mnożyć. I to obrońcy kultury rzeczywiście tradycyjnej, bo na czym ma się opierać kultura jak nie na tradycji, zaczęli być nazywani barbarzyńcami.
Strategia ich przeciwników jest wzorowana na metodach komunistycznej propagandy, a polega na odwróceniu znaczeń. Komuniści totalitarną dyktaturę nazywali demokracją prawdziwą, a więc ludową, a imperialistyczną ekspansję - wojną o pokój. Teraz to obrońcy kultury stają się "barbarzyńcami", a obrońcy "tolerancji" określają, jakie postawy winny się znaleźć poza jej marginesem. I tak jak, zgodnie z formułą Stalina, "rozwój socjalizmu powodował nasilanie się walki klasowej", tak postęp "tolerancji" powoduje kolejne rewindykacje jej rzeczników. Konsekwencją homoseksualnych małżeństw jest żądanie dla nich prawa do adopcji, urzędy do spraw równości domagają się rozszerzenia swoich uprawnień, a kolejnym krokiem po wypchnięciu Kościoła ze sfery publicznej ma być zmiana zasad jego funkcjonowania. Albowiem nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji i nie do pomyślenia jest, aby taki katolik jak Buttiglione pełnił funkcję komisarza UE, choćby nie wiem jak się zarzekał, że religia nie ma wpływu na jego działania publiczne.
Poglądowy dla tego stanu rzeczy jest opublikowany w "Gazecie Wyborczej" artykuł prof. Magdaleny Środy (w rządzie Belki rzecznik równości) "To lewica musi bronić demokracji". Jest to wezwanie do lewicowego zwierania szeregów w obronie, uwaga, "zdobyczy europejskiej kultury politycznej i standardów państwa demokratycznego". Jakie są to standardy i jakie zdobycze, pani profesor nie pisze, wiemy tylko, że grozi im prawica, która w Polsce, co za skandal, zdobyła władzę. Rozumiemy już, że lewica to zdobycze i standardy, a prawica wręcz przeciwnie. Aby się sytuować po stronie standardów i zdobyczy, trzeba zresztą jednoznacznie być człowiekiem lewicy i żadne kompromisy w grę nie wchodzą. Bo na przykład nawet u człowieka "zdrowego rozsądku", jakim "wydawał się" Środzie Donald Tusk, "wyraźnie zanikła solidarność z ludźmi opresjonowanymi na rzecz chęci przypodobania się Kościołowi i prawicy". I "nawet tak rozsądny człowiek jak Bronisław Komorowski jest zwolennikiem poddaństwa kobiet, bo zadeklarował otwartą niechęć do instytucji strzegących ich praw pracowniczych i osobistych". Nie wiemy wprawdzie nadal, kto jest w Polsce "opresjonowany", ale zrozumieliśmy już, że każdy, kto uznaje za zbędne instytucje "strzegące" osobistych praw kobiet, jest zwolennikiem ich "poddaństwa". I choćby, jak niżej podpisany, zdumiony swoim nowym statusem próbował uzasadniać, że każde przestępstwo winno być ścigane bez rozróżnień płciowych, a tworzenie instytucji, które wchodzą w sprawy osobiste, jest z definicji absurdalne, nic mu to nie pomoże, bo został właśnie wraz ze swoimi poglądami odpowiednio przez Środę zaklasyfikowany. Od Środy dowiadujemy się też, że "debata w Polsce jest zablokowana głównie przez Kościół i jego politycznych użytkowników. W naszym kraju nie rozmawiamy o aborcji, o eutanazji, o klonowaniu, o prawach mniejszości". Wprawdzie czytałem wypowiedzi na ten temat i wydawało się mi, że znam inne sprawy, o których trudniej dyskutować publicznie, ale skoro pani Środa, za którą stoją standardy i zdobycze, orzekła...
Zaczynam jednak żywić podejrzenia, że tak jak w sprawie tolerancji, nie o dyskusję chodzi, ale o jej zaprzeczenie i o to, że na razie poglądy Środy sytuują ją w mniejszości. Czy o "prawa" tej mniejszości chodzi Środzie? Czy może jak zawsze w wypadku tej formuły o homoseksualistów? Bo jeśli chodzi o nich, to z ich perspektywy chyba dobrze, że nie dyskutuje się już o penalizacji tego typu stosunków i większość przyjmuje, że prywatne życie jest kwestią wyboru. Przypuszczam, że Środę oburzyłby pomysł debaty nad penalizacją homoseksualizmu. Może więc nie o debatę, lecz o aprobatę tu chodzi?
Środę oburza, że w debacie w Polsce zamiast "racjonalnych argumentów" używa się "maczug". I zaraz daje lekcję poglądową swej racjonalności, kwalifikując przeciwników jako "barbarzyńców" i nawołując do "zwierania szeregów" przeciw nim. "Zwieranie szeregów" ma piękną tradycję. Wynik ostatnich wyborów to skandal. Trzeba bronić demokracji przeciw niej samej, tak jak i kultury przeciw kulturze. Ma być jedna demokracja i jedna tolerancja, a każdy, kto tego nie zrozumie, winien być wykluczony - co najmniej z demokratycznych wyborów.
Strategia ich przeciwników jest wzorowana na metodach komunistycznej propagandy, a polega na odwróceniu znaczeń. Komuniści totalitarną dyktaturę nazywali demokracją prawdziwą, a więc ludową, a imperialistyczną ekspansję - wojną o pokój. Teraz to obrońcy kultury stają się "barbarzyńcami", a obrońcy "tolerancji" określają, jakie postawy winny się znaleźć poza jej marginesem. I tak jak, zgodnie z formułą Stalina, "rozwój socjalizmu powodował nasilanie się walki klasowej", tak postęp "tolerancji" powoduje kolejne rewindykacje jej rzeczników. Konsekwencją homoseksualnych małżeństw jest żądanie dla nich prawa do adopcji, urzędy do spraw równości domagają się rozszerzenia swoich uprawnień, a kolejnym krokiem po wypchnięciu Kościoła ze sfery publicznej ma być zmiana zasad jego funkcjonowania. Albowiem nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji i nie do pomyślenia jest, aby taki katolik jak Buttiglione pełnił funkcję komisarza UE, choćby nie wiem jak się zarzekał, że religia nie ma wpływu na jego działania publiczne.
Poglądowy dla tego stanu rzeczy jest opublikowany w "Gazecie Wyborczej" artykuł prof. Magdaleny Środy (w rządzie Belki rzecznik równości) "To lewica musi bronić demokracji". Jest to wezwanie do lewicowego zwierania szeregów w obronie, uwaga, "zdobyczy europejskiej kultury politycznej i standardów państwa demokratycznego". Jakie są to standardy i jakie zdobycze, pani profesor nie pisze, wiemy tylko, że grozi im prawica, która w Polsce, co za skandal, zdobyła władzę. Rozumiemy już, że lewica to zdobycze i standardy, a prawica wręcz przeciwnie. Aby się sytuować po stronie standardów i zdobyczy, trzeba zresztą jednoznacznie być człowiekiem lewicy i żadne kompromisy w grę nie wchodzą. Bo na przykład nawet u człowieka "zdrowego rozsądku", jakim "wydawał się" Środzie Donald Tusk, "wyraźnie zanikła solidarność z ludźmi opresjonowanymi na rzecz chęci przypodobania się Kościołowi i prawicy". I "nawet tak rozsądny człowiek jak Bronisław Komorowski jest zwolennikiem poddaństwa kobiet, bo zadeklarował otwartą niechęć do instytucji strzegących ich praw pracowniczych i osobistych". Nie wiemy wprawdzie nadal, kto jest w Polsce "opresjonowany", ale zrozumieliśmy już, że każdy, kto uznaje za zbędne instytucje "strzegące" osobistych praw kobiet, jest zwolennikiem ich "poddaństwa". I choćby, jak niżej podpisany, zdumiony swoim nowym statusem próbował uzasadniać, że każde przestępstwo winno być ścigane bez rozróżnień płciowych, a tworzenie instytucji, które wchodzą w sprawy osobiste, jest z definicji absurdalne, nic mu to nie pomoże, bo został właśnie wraz ze swoimi poglądami odpowiednio przez Środę zaklasyfikowany. Od Środy dowiadujemy się też, że "debata w Polsce jest zablokowana głównie przez Kościół i jego politycznych użytkowników. W naszym kraju nie rozmawiamy o aborcji, o eutanazji, o klonowaniu, o prawach mniejszości". Wprawdzie czytałem wypowiedzi na ten temat i wydawało się mi, że znam inne sprawy, o których trudniej dyskutować publicznie, ale skoro pani Środa, za którą stoją standardy i zdobycze, orzekła...
Zaczynam jednak żywić podejrzenia, że tak jak w sprawie tolerancji, nie o dyskusję chodzi, ale o jej zaprzeczenie i o to, że na razie poglądy Środy sytuują ją w mniejszości. Czy o "prawa" tej mniejszości chodzi Środzie? Czy może jak zawsze w wypadku tej formuły o homoseksualistów? Bo jeśli chodzi o nich, to z ich perspektywy chyba dobrze, że nie dyskutuje się już o penalizacji tego typu stosunków i większość przyjmuje, że prywatne życie jest kwestią wyboru. Przypuszczam, że Środę oburzyłby pomysł debaty nad penalizacją homoseksualizmu. Może więc nie o debatę, lecz o aprobatę tu chodzi?
Środę oburza, że w debacie w Polsce zamiast "racjonalnych argumentów" używa się "maczug". I zaraz daje lekcję poglądową swej racjonalności, kwalifikując przeciwników jako "barbarzyńców" i nawołując do "zwierania szeregów" przeciw nim. "Zwieranie szeregów" ma piękną tradycję. Wynik ostatnich wyborów to skandal. Trzeba bronić demokracji przeciw niej samej, tak jak i kultury przeciw kulturze. Ma być jedna demokracja i jedna tolerancja, a każdy, kto tego nie zrozumie, winien być wykluczony - co najmniej z demokratycznych wyborów.
Więcej możesz przeczytać w 1/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.