"Wprost" ujawnia, kto w 2006 r. wywołał największy ferment w kulturze (po nazwisku)
To nie był dobry rok dla polskich artystów. Wprawdzie nie sprawdziły się najczarniejsze scenariusze podporządkowujące kulturę polityce, ale też powstało znacznie mniej spektakularnych dzieł niż w ubiegłych latach. Nowa władza miała palić książki i stosować cenzurę, a zajęła się głównie ochroną narodowych pamiątek. Skandaliści mieli wywoływać skandale, a skończyło się na wyważaniu otwartych drzwi.
Znamienne, że kulminacyjnym punktem obchodów 50-lecia wypadków czerwcowych 1956 r. w Poznaniu była światowa prapremiera widowiska "a Ira" Rogera Watersa. Po raz kolejny dla uczczenia ważnej rocznicy ściągnięto więc emerytowanego muzyka z Zachodu, który w dodatku pomylił kraje, poświęcając swoje dzieło rewolucji francuskiej. Przypomnijmy, że rok wcześniej żar patriotycznych uczuć z okazji ćwierćwiecza "Solidarności" starał się wzniecić w Polakach Jean-Michel Jarre. Z podobnym jak Waters skutkiem.
Rubik kopnięty w kostkę przez krytykę
W ciągu minionych dwunastu miesięcy swoje pięć minut mieli rozmaici artyści, ale tylko Piotr Rubik rzucił na kolana masową publiczność. Jego pierwsza w pełni autorska płyta, zatytułowana "Rubikon", zaledwie tydzień po premierze trafiła na szczyt listy muzycznych bestsellerów i do końca roku sprzedawała się jak świeże bułeczki. Porównywalny sukces odniósł "Psałterz wrześniowy", ostatnia część cyklu oratoriów "Tryptyk świętokrzyski", napisany wspólnie z autorem tekstów Zbigniewem Książkiem i wykonywany przez solistów z towarzyszeniem Chóru Akademii Świętokrzyskiej. Właśnie dzięki symfonicznemu rozmachowi i religijnemu tematowi kompozytor przekuł swoje tombakowe melodie w złoto. Zjawisko tyleż nieoczekiwane, co krzepiące w epoce triumfów techno nad muzyczną tradycją.
Pod koniec roku już niemal cała Polska nuciła przeboje "Niech mówią, że to nie jest miłość" i "Psalm dla ciebie", a koledzy z branży kopali Rubika po kostkach, zazdroszcząc mu sławy i pieniędzy. Niestety, sam kompozytor zwyciężył w plebiscycie tygodnika "Gala" na najpiękniejszego Polaka, co nie wpłynęło na niego najlepiej. Rubik zaczął wypisywać na swojej stronie internetowej komunikaty w stylu: "Na forum nie mówimy do mnie per Ty". Widocznie podczas uroczystości rozstrzygnięcia plebiscytu firma cateringowa przesadziła z ilością wody sodowej.
Kłopotów z ego nie miała za to Doda Elektroda, która w ciągu 2006 r. o kilka długości zdystansowała Mandarynę w wyścigu po nieformalny tytuł królowej kiczu. Była wszędzie: rządziła w mediach, zdobywała branżowe nagrody, koncertowała w USA, firmowała nawet serię bielizny. Choć ostatni album "Ficca" wydała z zespołem Virgin w październiku 2005 r., przez kolejne miesiące odcinała kupony od jego popularności. Wprawdzie we wszystkich wywiadach piosenkarka podkreślała, że jej apetyt na sławę nie ma granic, ale robiła to z taką szczerością, że trudno odmówić jej wewnętrznej siły. Pod koniec roku cieniem na jej karierze położyła się brukowa plotka o rozstaniu z mężem, bramkarzem Pogoni Szczecin Radosławem Majdanem. Na szczęście Radzio, który niedawno z powodzeniem wystartował w wyborach samorządowych, zaprzeczył tym rewelacjom. Można więc mieć nadzieję, że Doda jeszcze przez wiele lat będzie ciągnąć swój Majdan.
Masłowska obrosła w piórka
Rok w literaturze stał pod znakiem zawirowań związanych z nagrodą Nike. Tym razem popularne trampki zgarnęła Dorota Masłowska za powieść "Paw królowej", której tytuł posłużył zgryźliwym recenzentom do układania niewybrednych żarcików. Trochę słusznych i trochę niesłusznych. Mimo że młoda pisarka wciąż posługuje się językiem znanym z "Zawału" Mirona Białoszewskiego, to perypetie jej papierowych bohaterów nurzających się w medialno-reklamowej papce, przynajmniej śmieszą. Nie jest to, oczywiście, wystarczający powód do nagradzania tej prozy prestiżowym laurem, ale w historii środowiskowej nagrody "Gazety Wyborczej" zdarzały się już gorsze werdykty. Ozdobą tegorocznej gali Nike, po raz pierwszy transmitowanej z poślizgiem w Polsacie, a nie na żywo w TVP, okazało się wystąpienie Adama Michnika, który - jak to w jego zwyczaju - poużywał sobie na PiS i prezesie Bronisławie Wildsteinie. Szkoda tylko, że świadkujący tej oracji Salman Rushdie nie wiedział, o co chodzi.
Bez oślepiających fleszy, ale za to z udziałem licznej publiczności, odbyła się natomiast premiera "Czarnej polewki" - kolejnej powieści Małgorzaty Musierowicz z cyklu "Jeżycjada". Ostatnio poznańska autorka wydaje nowe książki co roku, dzięki czemu zachowuje mistrzowską formę. Opisywany przez nią wewnętrzny świat nastolatków pełen jest humoru i ciepła, a każda historia kończy się happy endem. Minister edukacji Roman Giertych powinien zaczynać swoje konferencje prasowe od głośnego odczytania fragmentów "Czarnej polewki".
Małżonkowie Krauze spłacili dług wobec społeczeństwa
Podobno dobry film powstaje w Polsce raz na ruski rok, ale sakrament małżeństwa potrafi zagęścić tę częstotliwość. Autorzy "Placu Zbawiciela" - Joanna i Krzysztof Krauze wspólnymi siłami stworzyli film, który już dziś zajmuje ważne miejsce w historii polskiego kina. Opowieść o młodej żonie spychanej na margines przez gburowatego męża i nadwrażliwą teściową może być traktowana jako społeczna diagnoza, ale w gruncie rzeczy pełna jest metafizycznego namysłu nad kruchością człowieka i współczucia dla jego niezawinionej rozpaczy. Teraz reżyserska para nie ma już wyjścia: bez względu na życiowe doświadczenia musi trzymać się razem. Oczywiście, w dobrze pojętym interesie rodzimej kinematografii.
Żaden film nie powstanie jednak bez poważnych nakładów finansowych. Najlepiej wie o tym szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszka Odorowicz, która zarządza roczną pulą 100 mln zł na kino. Trzeba przyznać, że robi to z dużą determinacją, dzięki czemu w branży tytułuje się ją "carycą". Ma tylko jedną wadę: jest kojarzona ze środowiskiem ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego. Miejmy nadzieję, że w kolejnych latach nie wpłynie to negatywnie na wysokość dotacji dla małżeństwa Krauze.
Treliński na Puccinim dopłynął do Ameryki
Jan Klata to jest ktoś. Dramaturg i reżyser teatralny z irokezem na głowie, w mundurze kupionym w lumpeksie. W grudniu 2005 r. w Warszawie odbył się "Klata Fest" - przegląd najważniejszych spektakli wrocławskiego twórcy i dziś nie ma już nad Wisłą ludzi zdolnych ignorować jego dorobek. Dla jednych jest genialnym "konstruktorem katastrof międzyludzkich", dla innych - hochsztaplerem budującym swoją pozycję na skandalu. Sam o sobie mówi, że chce "tak zderzać postaci i postawy życiowe, żeby to było bolesne i efektowne". Słynie ze spektakli zaangażowanych społecznie i bardzo umownych interpretacji teatralnej klasyki. Jak wszystkim przedstawicielom osławionego "pokolenia porno", można mu zarzucić dwie rzeczy: chęć uwspółcześniania teatru za wszelką cenę i doraźność podejmowanych tematów (przemoc, polityka, powierzchowna religijność). Sztuka interwencyjna z pewnością dotyka współczesnego widza w sam rdzeń kręgowy, ale będzie jej niezmiernie trudno przekłuć choćby skórę jego następców.
Póki co warto interweniować. Na przykład w sprawie Mariusza Trelińskiego, który jest pierwszą i jak dotąd jedyną ofiarą nowej władzy. Niechciany w warszawskiej Operze Narodowej, gdzie do sierpnia pełnił funkcję dyrektora artystycznego, jesienią podbił amerykańską publiczność realizacją opery "Madame Butterfly" Giacoma Pucciniego. Ponoć Placido Domingo określił jego dzieło "najpiękniejszą i najbardziej poruszającą inscenizacją na świecie", a przedstawiciele nowojorskiej Metropolitan Opera po premierze w Kennedy Center w Waszyngtonie zaproponowali Polakowi współpracę.
Zamienił Uklański nazistów na kowbojów
To, co dawniej nazywano malarstwem, obecnie określane jest mianem sztuk wizualnych. Nic w tym dziwnego, bo współcześni artyści zazwyczaj uprawiają formy daleko wybiegające poza obszar tradycyjnej plastyki. Wilhelm Sasnal, laureat tegorocznej nagrody Vincenta, powszechnie uważany za jednego z najwybitniejszych młodych artystów na świecie, specjalizuje się w tworzeniu obrazów i filmów inspirowanych popkulturą. Na Zachodzie sam bywa zresztą traktowany jak gwiazda pop. Co ważne, jego prace wymykają się prostemu konceptualizmowi, inspirując także techniką wykonania. Wprawdzie są w Polsce młodzi artyści, którzy pozwalają sobie na drwiny w rodzaju: "Przy mnie Sasnal to krasnal", ale świadczy to głównie o ich kompleksach.
O ile Sasnal cieszy się wyjątkowym uznaniem krytyków, o tyle najwyższe ceny na aukcjach osiągają prace Piotra Uklańskiego. Daniel Olbrychski, który swego czasu rzucił się z szablą na słynnych "Nazistów" wystawianych w warszawskiej "Zachęcie", musiał przeżyć szok, kiedy dowiedział się, że właśnie ten cykl fotograficzny jest dziś najdroższym polskim dziełem sztuki. W październiku na aukcji w Londynie wyceniono go na ponad milion dolarów. Ale Uklański zasłynął w ubiegłym roku także jako reżyser eksperymentalnego westernu "Summer Love". Choć w jedną z ról wcielił się sam Val Kilmer, na festiwalu w Gdyni film spotkał się z druzgocącą krytyką. Pewnie byłoby inaczej, gdybyśmy potrafili spojrzeć na to przedsięwzięcie, jak na happening artysty, a nie jak na obraz przeciętnego reżysera.
M jak Moskwa wierzy łzom
Jeśli chodzi o telewizję, miniony rok należał zdecydowanie do uczestników i widzów "Tańca z gwiazdami". Ci pierwsi czuli się podziwiani, drudzy żyli w iluzji kontaktu z kulturą, a pisma kobiece i męskie miały co i kogo fotografować. Niezależnie od naszej oceny tego zjawiska, trzeba podkreślić, że Kinga Rusin wypada na szklanym ekranie znacznie korzystniej niż jej eksmąż Tomasz Lis w roli niezależnego publicysty.
Nie można też zapominać o międzynarodowym sukcesie serialu "M jak Miłość", który pod tytułem "L kak Lubow" bije rekordy oglądalności w Rosji. W Polsce serialowa euforia nieco już zelżała, ale jeśli autorzy scenariusza podkręcą trochę tempo zdrad i namiętności, w nowym roku znów będą mogli liczyć na sukces.
Marcinkiewicz rządzi! (w Internecie)
Na koniec nieznaczny ukłon w stronę polityków. Kto mógł przypuszczać, że Kazimierz Marcinkiewicz zasłuży się dla polskiej kultury wprowadzeniem mody na blogi? A jednak. Słynny wpis, w którym były premier zachwala kąpiel w Bałtyku, spowodował w blogosferze prawdziwą lawinę. Swoje dzienniki internetowe mają już niemal wszyscy liczący się politycy, dziennikarze i artyści. Ciekawe, co się stanie, kiedy Marcinkiewicz zdecyduje się zamknąć swój blog.
Na szczęście są w Polsce ministerstwa, w których do nowinek technicznych podchodzi się z dystansem. Wyobraźmy sobie jedno z nich. Po godzinach gmach wydaje się pusty. Na regałach stoją oprawne w skórę perły polskiej literatury: "Potop", "Krzyżacy", wszystkie dzieła Jana Pawła II i Marii Konopnickiej. Światło nocnej lampki dyskretnie oświetla wysoki fotel. I nagle z mroku wyłania się rosła postać pochylona nad otwartą książką. Kiedy za oknem wstaje świt, słyszymy trzask okładek. Z trudem odczytujemy nazwisko autora i tytuł - Witold Gombrowicz. "Pornografia".
KULTURALNE HITY 2006 - ŚWIAT
KINO
"Piraci z Karaibów: skrzynia umarlaka" - film Gore'a Verbinskiego zarobił ponad 637 mln dolarów i zajął czwarte miejsce na liście najbardziej kasowych produkcji w historii kina
TELEWIZJA
"Gotowe na wszystko" - flagowy serial stacji ABC, każdy odcinek pierwszego sezonu oglądało średnio 24 mln widzów, nadawanego w tym roku drugiego - "tylko" 22 mln
PŁYTA
Red Hot Chili Peppers "Stadium Arcadium" - płyta zyskała status złotej i platynowej w 16 krajach Europy, sprzedano 5 mln egzemplarzy
DVD
"Auta" - najnowsza produkcja Disneya i Pixara już w kinach sprzedawała się bardzo dobrze, ale jeszcze większą furorę robi wydanie DVD wzbogacone o ciekawe dodatki
WYSTAWA
Rok Rembrandtowski - w samej Holandii sprzedano 1,5 mln biletów na jubileuszowe ekspozycje, a 20 proc. zagranicznych turystów przyznało, że przybyło do kraju tulipanów tylko ze względu na to wydarzenie
LITERATURA
"Niewinny" Johna Grishama - Amerykanin sprzedał ponad 200 mln egzemplarzy swoich powieści, pierwsza w jego karierze książka z gatunku non-fiction opowiada o głośnej sprawie sportowca skazanego na karę śmierci bez żadnych dowodów winy
KONCERT
Rolling Stones - trasa "A Bigger Bang", tournée Stonesów obejrzało 3,5 mln widzów, a dochód z występów wyniósł 437 mln dolarów. W ten sposób zespół wyprzedził dotychczasowego rekordzistę - U2
Znamienne, że kulminacyjnym punktem obchodów 50-lecia wypadków czerwcowych 1956 r. w Poznaniu była światowa prapremiera widowiska "a Ira" Rogera Watersa. Po raz kolejny dla uczczenia ważnej rocznicy ściągnięto więc emerytowanego muzyka z Zachodu, który w dodatku pomylił kraje, poświęcając swoje dzieło rewolucji francuskiej. Przypomnijmy, że rok wcześniej żar patriotycznych uczuć z okazji ćwierćwiecza "Solidarności" starał się wzniecić w Polakach Jean-Michel Jarre. Z podobnym jak Waters skutkiem.
Rubik kopnięty w kostkę przez krytykę
W ciągu minionych dwunastu miesięcy swoje pięć minut mieli rozmaici artyści, ale tylko Piotr Rubik rzucił na kolana masową publiczność. Jego pierwsza w pełni autorska płyta, zatytułowana "Rubikon", zaledwie tydzień po premierze trafiła na szczyt listy muzycznych bestsellerów i do końca roku sprzedawała się jak świeże bułeczki. Porównywalny sukces odniósł "Psałterz wrześniowy", ostatnia część cyklu oratoriów "Tryptyk świętokrzyski", napisany wspólnie z autorem tekstów Zbigniewem Książkiem i wykonywany przez solistów z towarzyszeniem Chóru Akademii Świętokrzyskiej. Właśnie dzięki symfonicznemu rozmachowi i religijnemu tematowi kompozytor przekuł swoje tombakowe melodie w złoto. Zjawisko tyleż nieoczekiwane, co krzepiące w epoce triumfów techno nad muzyczną tradycją.
Pod koniec roku już niemal cała Polska nuciła przeboje "Niech mówią, że to nie jest miłość" i "Psalm dla ciebie", a koledzy z branży kopali Rubika po kostkach, zazdroszcząc mu sławy i pieniędzy. Niestety, sam kompozytor zwyciężył w plebiscycie tygodnika "Gala" na najpiękniejszego Polaka, co nie wpłynęło na niego najlepiej. Rubik zaczął wypisywać na swojej stronie internetowej komunikaty w stylu: "Na forum nie mówimy do mnie per Ty". Widocznie podczas uroczystości rozstrzygnięcia plebiscytu firma cateringowa przesadziła z ilością wody sodowej.
Kłopotów z ego nie miała za to Doda Elektroda, która w ciągu 2006 r. o kilka długości zdystansowała Mandarynę w wyścigu po nieformalny tytuł królowej kiczu. Była wszędzie: rządziła w mediach, zdobywała branżowe nagrody, koncertowała w USA, firmowała nawet serię bielizny. Choć ostatni album "Ficca" wydała z zespołem Virgin w październiku 2005 r., przez kolejne miesiące odcinała kupony od jego popularności. Wprawdzie we wszystkich wywiadach piosenkarka podkreślała, że jej apetyt na sławę nie ma granic, ale robiła to z taką szczerością, że trudno odmówić jej wewnętrznej siły. Pod koniec roku cieniem na jej karierze położyła się brukowa plotka o rozstaniu z mężem, bramkarzem Pogoni Szczecin Radosławem Majdanem. Na szczęście Radzio, który niedawno z powodzeniem wystartował w wyborach samorządowych, zaprzeczył tym rewelacjom. Można więc mieć nadzieję, że Doda jeszcze przez wiele lat będzie ciągnąć swój Majdan.
Masłowska obrosła w piórka
Rok w literaturze stał pod znakiem zawirowań związanych z nagrodą Nike. Tym razem popularne trampki zgarnęła Dorota Masłowska za powieść "Paw królowej", której tytuł posłużył zgryźliwym recenzentom do układania niewybrednych żarcików. Trochę słusznych i trochę niesłusznych. Mimo że młoda pisarka wciąż posługuje się językiem znanym z "Zawału" Mirona Białoszewskiego, to perypetie jej papierowych bohaterów nurzających się w medialno-reklamowej papce, przynajmniej śmieszą. Nie jest to, oczywiście, wystarczający powód do nagradzania tej prozy prestiżowym laurem, ale w historii środowiskowej nagrody "Gazety Wyborczej" zdarzały się już gorsze werdykty. Ozdobą tegorocznej gali Nike, po raz pierwszy transmitowanej z poślizgiem w Polsacie, a nie na żywo w TVP, okazało się wystąpienie Adama Michnika, który - jak to w jego zwyczaju - poużywał sobie na PiS i prezesie Bronisławie Wildsteinie. Szkoda tylko, że świadkujący tej oracji Salman Rushdie nie wiedział, o co chodzi.
Bez oślepiających fleszy, ale za to z udziałem licznej publiczności, odbyła się natomiast premiera "Czarnej polewki" - kolejnej powieści Małgorzaty Musierowicz z cyklu "Jeżycjada". Ostatnio poznańska autorka wydaje nowe książki co roku, dzięki czemu zachowuje mistrzowską formę. Opisywany przez nią wewnętrzny świat nastolatków pełen jest humoru i ciepła, a każda historia kończy się happy endem. Minister edukacji Roman Giertych powinien zaczynać swoje konferencje prasowe od głośnego odczytania fragmentów "Czarnej polewki".
Małżonkowie Krauze spłacili dług wobec społeczeństwa
Podobno dobry film powstaje w Polsce raz na ruski rok, ale sakrament małżeństwa potrafi zagęścić tę częstotliwość. Autorzy "Placu Zbawiciela" - Joanna i Krzysztof Krauze wspólnymi siłami stworzyli film, który już dziś zajmuje ważne miejsce w historii polskiego kina. Opowieść o młodej żonie spychanej na margines przez gburowatego męża i nadwrażliwą teściową może być traktowana jako społeczna diagnoza, ale w gruncie rzeczy pełna jest metafizycznego namysłu nad kruchością człowieka i współczucia dla jego niezawinionej rozpaczy. Teraz reżyserska para nie ma już wyjścia: bez względu na życiowe doświadczenia musi trzymać się razem. Oczywiście, w dobrze pojętym interesie rodzimej kinematografii.
Żaden film nie powstanie jednak bez poważnych nakładów finansowych. Najlepiej wie o tym szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszka Odorowicz, która zarządza roczną pulą 100 mln zł na kino. Trzeba przyznać, że robi to z dużą determinacją, dzięki czemu w branży tytułuje się ją "carycą". Ma tylko jedną wadę: jest kojarzona ze środowiskiem ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego. Miejmy nadzieję, że w kolejnych latach nie wpłynie to negatywnie na wysokość dotacji dla małżeństwa Krauze.
Treliński na Puccinim dopłynął do Ameryki
Jan Klata to jest ktoś. Dramaturg i reżyser teatralny z irokezem na głowie, w mundurze kupionym w lumpeksie. W grudniu 2005 r. w Warszawie odbył się "Klata Fest" - przegląd najważniejszych spektakli wrocławskiego twórcy i dziś nie ma już nad Wisłą ludzi zdolnych ignorować jego dorobek. Dla jednych jest genialnym "konstruktorem katastrof międzyludzkich", dla innych - hochsztaplerem budującym swoją pozycję na skandalu. Sam o sobie mówi, że chce "tak zderzać postaci i postawy życiowe, żeby to było bolesne i efektowne". Słynie ze spektakli zaangażowanych społecznie i bardzo umownych interpretacji teatralnej klasyki. Jak wszystkim przedstawicielom osławionego "pokolenia porno", można mu zarzucić dwie rzeczy: chęć uwspółcześniania teatru za wszelką cenę i doraźność podejmowanych tematów (przemoc, polityka, powierzchowna religijność). Sztuka interwencyjna z pewnością dotyka współczesnego widza w sam rdzeń kręgowy, ale będzie jej niezmiernie trudno przekłuć choćby skórę jego następców.
Póki co warto interweniować. Na przykład w sprawie Mariusza Trelińskiego, który jest pierwszą i jak dotąd jedyną ofiarą nowej władzy. Niechciany w warszawskiej Operze Narodowej, gdzie do sierpnia pełnił funkcję dyrektora artystycznego, jesienią podbił amerykańską publiczność realizacją opery "Madame Butterfly" Giacoma Pucciniego. Ponoć Placido Domingo określił jego dzieło "najpiękniejszą i najbardziej poruszającą inscenizacją na świecie", a przedstawiciele nowojorskiej Metropolitan Opera po premierze w Kennedy Center w Waszyngtonie zaproponowali Polakowi współpracę.
Zamienił Uklański nazistów na kowbojów
To, co dawniej nazywano malarstwem, obecnie określane jest mianem sztuk wizualnych. Nic w tym dziwnego, bo współcześni artyści zazwyczaj uprawiają formy daleko wybiegające poza obszar tradycyjnej plastyki. Wilhelm Sasnal, laureat tegorocznej nagrody Vincenta, powszechnie uważany za jednego z najwybitniejszych młodych artystów na świecie, specjalizuje się w tworzeniu obrazów i filmów inspirowanych popkulturą. Na Zachodzie sam bywa zresztą traktowany jak gwiazda pop. Co ważne, jego prace wymykają się prostemu konceptualizmowi, inspirując także techniką wykonania. Wprawdzie są w Polsce młodzi artyści, którzy pozwalają sobie na drwiny w rodzaju: "Przy mnie Sasnal to krasnal", ale świadczy to głównie o ich kompleksach.
O ile Sasnal cieszy się wyjątkowym uznaniem krytyków, o tyle najwyższe ceny na aukcjach osiągają prace Piotra Uklańskiego. Daniel Olbrychski, który swego czasu rzucił się z szablą na słynnych "Nazistów" wystawianych w warszawskiej "Zachęcie", musiał przeżyć szok, kiedy dowiedział się, że właśnie ten cykl fotograficzny jest dziś najdroższym polskim dziełem sztuki. W październiku na aukcji w Londynie wyceniono go na ponad milion dolarów. Ale Uklański zasłynął w ubiegłym roku także jako reżyser eksperymentalnego westernu "Summer Love". Choć w jedną z ról wcielił się sam Val Kilmer, na festiwalu w Gdyni film spotkał się z druzgocącą krytyką. Pewnie byłoby inaczej, gdybyśmy potrafili spojrzeć na to przedsięwzięcie, jak na happening artysty, a nie jak na obraz przeciętnego reżysera.
M jak Moskwa wierzy łzom
Jeśli chodzi o telewizję, miniony rok należał zdecydowanie do uczestników i widzów "Tańca z gwiazdami". Ci pierwsi czuli się podziwiani, drudzy żyli w iluzji kontaktu z kulturą, a pisma kobiece i męskie miały co i kogo fotografować. Niezależnie od naszej oceny tego zjawiska, trzeba podkreślić, że Kinga Rusin wypada na szklanym ekranie znacznie korzystniej niż jej eksmąż Tomasz Lis w roli niezależnego publicysty.
Nie można też zapominać o międzynarodowym sukcesie serialu "M jak Miłość", który pod tytułem "L kak Lubow" bije rekordy oglądalności w Rosji. W Polsce serialowa euforia nieco już zelżała, ale jeśli autorzy scenariusza podkręcą trochę tempo zdrad i namiętności, w nowym roku znów będą mogli liczyć na sukces.
Marcinkiewicz rządzi! (w Internecie)
Na koniec nieznaczny ukłon w stronę polityków. Kto mógł przypuszczać, że Kazimierz Marcinkiewicz zasłuży się dla polskiej kultury wprowadzeniem mody na blogi? A jednak. Słynny wpis, w którym były premier zachwala kąpiel w Bałtyku, spowodował w blogosferze prawdziwą lawinę. Swoje dzienniki internetowe mają już niemal wszyscy liczący się politycy, dziennikarze i artyści. Ciekawe, co się stanie, kiedy Marcinkiewicz zdecyduje się zamknąć swój blog.
Na szczęście są w Polsce ministerstwa, w których do nowinek technicznych podchodzi się z dystansem. Wyobraźmy sobie jedno z nich. Po godzinach gmach wydaje się pusty. Na regałach stoją oprawne w skórę perły polskiej literatury: "Potop", "Krzyżacy", wszystkie dzieła Jana Pawła II i Marii Konopnickiej. Światło nocnej lampki dyskretnie oświetla wysoki fotel. I nagle z mroku wyłania się rosła postać pochylona nad otwartą książką. Kiedy za oknem wstaje świt, słyszymy trzask okładek. Z trudem odczytujemy nazwisko autora i tytuł - Witold Gombrowicz. "Pornografia".
KULTURALNE HITY 2006 - ŚWIAT
KINO
"Piraci z Karaibów: skrzynia umarlaka" - film Gore'a Verbinskiego zarobił ponad 637 mln dolarów i zajął czwarte miejsce na liście najbardziej kasowych produkcji w historii kina
TELEWIZJA
"Gotowe na wszystko" - flagowy serial stacji ABC, każdy odcinek pierwszego sezonu oglądało średnio 24 mln widzów, nadawanego w tym roku drugiego - "tylko" 22 mln
PŁYTA
Red Hot Chili Peppers "Stadium Arcadium" - płyta zyskała status złotej i platynowej w 16 krajach Europy, sprzedano 5 mln egzemplarzy
DVD
"Auta" - najnowsza produkcja Disneya i Pixara już w kinach sprzedawała się bardzo dobrze, ale jeszcze większą furorę robi wydanie DVD wzbogacone o ciekawe dodatki
WYSTAWA
Rok Rembrandtowski - w samej Holandii sprzedano 1,5 mln biletów na jubileuszowe ekspozycje, a 20 proc. zagranicznych turystów przyznało, że przybyło do kraju tulipanów tylko ze względu na to wydarzenie
LITERATURA
"Niewinny" Johna Grishama - Amerykanin sprzedał ponad 200 mln egzemplarzy swoich powieści, pierwsza w jego karierze książka z gatunku non-fiction opowiada o głośnej sprawie sportowca skazanego na karę śmierci bez żadnych dowodów winy
KONCERT
Rolling Stones - trasa "A Bigger Bang", tournée Stonesów obejrzało 3,5 mln widzów, a dochód z występów wyniósł 437 mln dolarów. W ten sposób zespół wyprzedził dotychczasowego rekordzistę - U2
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.