Chyba nic dotychczas nie rozumiałem z naszej rzeczywistości, a jeśli nawet rozumiałem, to i tak na opak. A święta to dobry czas, żeby sobie wszystko poprzestawiać w głowie. Nie rozumiałem na przykład, jak funkcjonuje państwo. Sądziłem, że powinno ono funkcjonować zgodnie z rzeczywistością XXI wieku - postprzemysłową. A państwo powinno funkcjonować tak, jak to się już sprawdziło, czyli na przykład tak jak w XIX wieku. Tym bardziej że zgodnie z uniwersalną mądrością z filmu "Rejs" najbardziej lubimy to, co już znamy. Sentyment wielu Polaków do PRL i stanu wojennego dowodzi głębokiej słuszności tej zasady.
Nie rozumiałem polityki gospodarczej rządu, sensu podwyższania podatków, bierności w polityce zagranicznej. Tymczasem brak polityki gospodarczej sprawił, że gospodarka musiała sobie radzić sama i mamy szybki wzrost, malejące bezrobocie, napływ inwestycji. Podwyższanie podatków sprawia z kolei, że wielu z nas musi więcej zarabiać, by żyć na tym samym poziomie, więc jesteśmy bardziej wydajni, innowacyjni, mamy nowe pomysły. Z kolei nieistnienie naszej polityki zagranicznej sprawiło, że inni zaczęli nam w tym zakresie pomagać, a skoro to ich polityka, to przecież nie będą jej bojkotować. Szkoda, że się wyrwaliśmy z zakupem myśliwców F-16, bo jeszcze trochę i ktoś kupiłby je za nas, a przynajmniej broniłby nas za nas.
Wiele wskazuje na to, że najskuteczniejsza jest polityka `a re-bours. I jak ona pięknie myli przeciwnika. Weźmy takie ujawnianie agentów WSI w niepodległej już Polsce. Żaden obcy wywiad nie uwierzy, że ktoś może sypać własnych agentów, więc ci ujawnieni dopiero będą mogli działać pełną parą, bo nikt nie przyjmie do wiadomości, że są prawdziwymi agentami. Podobnie jak nikt nie uwierzy, że nie mamy polityki europejskiej. Inni zapętlą się więc w domysłach, jaka ona jest, i kiedy podadzą już nam na tacy kilka wariantów zrekonstruowanych przez ich analityków, wybierzemy sobie ten, który będzie dla nas najwygodniejszy, i przyznamy, że jest nasz. A oni się nie odetną, bo ten nasz wariant był przecież także ich. Tanio, skutecznie, komfortowo.
Dopiero rozumując na opak, można pojąć gen. Jaruzelskiego i prawdę o stanie wojennym. Musiało być jakoś tak. - Mam już dosyć tego Jaruzelskiego - mówił w 1981 r. Breżniew, gensek sowieckich komunistów. Miał dosyć, bo Jaruzelski wciąż przyjeżdżał do Moskwy i przekonywał, że "Solidarność" to wielka nadzieja na odnowę socjalizmu, a Lech Wałęsa jest bliski decyzji o wejściu do biura politycznego. A już w Polsce Jaruzelski czynił wszystko, żeby uniknąć wprowadzenia stanu wojennego. Aż mu jego kompan Kiszczak musiał powiedzieć: "Towarzyszu Wojciechu, z was to się już taki opozycjonista zrobił jak sam Michnik". Po latach okazało się, że Kiszczak miał rację, bo Jaruzelski już wtedy otwarcie przystał do opozycji razem z Michnikiem i zwerbował do niej potem nawet Kiszczaka.
Dopiero rozumując na opak, można pojąć, dlaczego Lepper wyrzucił Łyżwińskiego z Samoobrony. Po prostu doszedł do wniosku, że uczciwy człowiek nie powinien być w partii, w której jest tylu ludzi z wyrokami bądź zarzutami. Bo zwyczajnie źle by się czuli. I sam Łyżwiński też.
Artykułów w świątecznym wydaniu "Wprost" nie polecam jednak czytać na opak. Bo mogłoby dojść do dysonansu poznawczego - takiego, jakiego doznała posłanka Samoobrony Danuta Hojarska. Tak odczytała (?) okładkę poprzedniego numeru "Wprost", że domaga się kary śmierci dla jej autora. Ale jak pisał Lec: "Głowa do góry - rzekł kat, zarzucając stryczek".
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.