Biznesmeni przesiadają się z first class do własnych odrzutowców
Co łączy Michaela Schumachera, gwiazdę Formuły 1, i Jana Wejcherta, współwłaściciela ITI? Niemal w tym samym czasie spotkali się z dilerami francuskiej firmy Dassault, producenta nie tylko myśliwców Mirage, ale także falconów, jednych z najlepszych odrzutowców dla biznesmenów. Obaj zamówili taki sam model samolotu - międzykontynentalnego Falcona 2000EX o zasięgu ponad 7 tys. km, który lata na wysokości 15 km (a więc omija zatłoczone korytarze lotnicze) i potrzebuje do startu zaledwie kilkusetmetrowego pasa. Wejchert odbierze swój samolot już w lutym 2007 r. Schumacher zamierza dzięki własnemu odrzutowcowi jak najczęściej widywać się z żoną i dziećmi, szef ITI chce tracić mniej czasu na podróże i uniezależnić się od linii lotniczych.
Spośród 14 tys. biznesowych odrzutowców eksploatowanych na świecie aż 10 tys. przypada na Stany Zjednoczone. Do niedawna w światowym spisie biznesjetów nie było biało-czerwonej bandery. Polski rynek rośnie w tempie 10 proc. rocznie. Statki powietrzne zarejestrowane w Polsce stanowią jednak zaledwie 2 proc. wszystkich zarejestrowanych na naszym kontynencie. Według nieoficjalnych szacunków (niektórzy biznesmeni ukrywają nabycie samolotów), w Polsce jest około dziesięciu prywatnych dwusilnikowych biznesjetów. Własne lub leasingowane odrzutowce mają m.in. najbogatszy Polak Jan Kulczyk, właściciel telewizji Polsat Zygmunt Solorz-Żak, twórca Prokomu Ryszard Krauze, kontrolujący Getin Holding Leszek Czarnecki oraz prezes ITI Group Jan Wejchert. Wielu innych (choćby Zbigniew Niemczycki) ma nieco mniejsze samoloty bądź śmigłowce - salonki. W przyszłym roku liczba właścicieli samolotów może się podwoić. Dilerzy firm produkujących biznesjety nieoficjalnie mówią, że w 2006 r. mieli nadspodziewanie dużo spotkań z wysłannikami polskich biznesmenów.
Samolot pod drzwiami
Weź naszą maszynę, a dolecisz szybciej, taniej i bezpieczniej niż tradycyjnym rejsem z Tokio do Chicago lub Nowego Jorku - zachęcają salony sprzedaży biznesjetów. Producenci małych samolotów dla VIP-ów odtrąbili właśnie zmierzch klasy biznes w dużych liniach lotniczych. I wcale nie przesadzają. Na świecie jest eksploatowanych ponad 10 tys. samolotów komunikacyjnych. Maszyn wykorzystywanych do celów osobistych jest już jednak 20 razy tyle. W USA 9 tys. biznesmenów korzysta na co dzień z kilkunastu tysięcy prywatnych samolotów i helikopterów. Zainteresowanie prywatnym lataniem wzrosło tam szczególnie po ataku terrorystycznym w Nowym Jorku. W Stanach Zjednoczonych liczba osób korzystających z klas pierwszej i biznes w tradycyjnych liniach zmniejszyła się wtedy o połowę. Ale prawdziwy popyt na małe samoloty zależy od rozwoju głównych gospodarek świata. Właśnie trwają takie żniwa. John Travolta lata do pracy boeingiem 707, który stoi dosłownie pod drzwiami domu przypominającego nowoczesny port lotniczy z wieżą kontroli lotów.
Prawdziwe zaćmienie
Producenci małych samolotów nie nadążają z realizacją zamówień. U francuskiego Dassault na wartego około 25 mln USD Falcona 2000EX trzeba czekać ponad rok. Amerykański Eclipse Aviation nie zdążył jeszcze uzyskać ostatnich certyfikatów, a już w kolejce po jego samoloty ustawiło się ponad cztery tysiące biznesmenów, którzy chcą latać najnowszą pięciomiejscową odrzutową "pięćsetką" o nazwie Eclipse (zaćmienie). Trudno im się dziwić. Eclipse 500 to rzeczywiście zaćmienie. Maszyna lata z prędkością 800 km/h, wzbija się w niebo ponad wielkie, komunikacyjne jety - na wysokość 12,5 tys. km, więc (tak jak Falcon 2000) nie blokuje korytarza powietrznego. Wszędzie dociera szybciej od rejsowych boeingów i airbusów, bo omija wielkie zatłoczone porty lotnicze. A może wylądować nawet na parkingu pod siedzibą korporacji, gdyż wielkie firmy wynoszą się z zatłoczonych centrów miast na peryferie. Kupują tam większy kawałek ziemi, a koszt budowy pasa startowego zwraca im się szybciej niż cena paliwa, które musieliby wydać na dojazdy samochodem do lotniska.
Luksus w chmurach
Leszek Czarnecki potrafi pilotować swoją nową cessnę citation encore, ale podczas służbowych lotów stery oddaje zawodowemu pilotowi. Licencję lotniczą ma też Zbigniew Niemczycki. Jan Kulczyk spędza rocznie w powietrzu, w swoim międzykontynentalnym gulfstreamie IV-SP, nawet 800 godzin. Ten samolot to prawdziwy podniebny maybach. Ma zasięg do 8,5 tys. km, może zabrać na pokład 14 osób i kosztuje 35 mln USD. - Samolotami Jana Kluczyka przylatywali do Polski światowej sławy tenorzy Placido Domingo i Giuseppe Di Stefano - opowiada Sławomir Pietras, dyrektor Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu. Z samolotu najbogatszego Polaka korzystają też odpłatnie ci biznesmeni, których nie stać na własne maszyny. - Posiadanie własnego samolotu ma sens, jeśli przedsiębiorca lata więcej niż 200-300 godzin rocznie - mówi Idalia Głodowska, główny menedżer brytyjskiego brokera lotniczego Chapman Freeborn. Oddając go w pozostałe dni w czarter, można znacznie obniżyć koszty. Tak robią najbogatsi. Kulczyk jest głównym udziałowcem niemieckiej firmy Windrose Air, operatora lotniczego, który samoloty na zamówienie jest w stanie podstawić na każde lotnisko w Polsce. Także Zygmunt Solorz-Żak zarabia na lotniczym biznesie. Należący do niego Jet Service jest w stanie wyczarterować odrzutowiec każdemu biznesmenowi z grubym portfelem. Wyczarterowanymi samolotami Solorza lata do swojej posiadłości na Sardynii Jerzy Starak, właściciel Polpharmy.
Ci, którzy nie chcą wydawać pieniędzy na cały samolot, mogą zostać jego współwłaścicielem. W ten sposób udziałowcem ekskluzywnego gulfstreama V, zarządzanego przez amerykańską firmę NetJets, stał się Bogusław Cupiał, właściciel Tele-Foniki i Wisły Kraków. Biznesmen kupił za 2,5 mln USD jedną szesnastą odrzutowca z najwyższej półki - gulfstreama 550 (może z niego korzystać przez 50 godzin w roku).
Kierunek Moskwa
Rynkiem, który chcą podbić producenci biznesjetów, jest Rosja. Tam samolotów klasy biznes się nie produkuje. W tym liczącym prawie 150 mln mieszkańców kraju jest zarejestrowanych zaledwie 50 samolotów należących do korporacji i biz-nesmenów. Około 80 maszyn właściciele trzymają za granicą. Ale bogaci Rosjanie złożyli już 70 kolejnych zamówień. Analitycy obliczają, że w ciągu niespełna dziesięciu lat Rosja jest w stanie wyjść na drugą pozycję w świecie (po USA) pod względem rozwoju lotnictwa biznesowego.
Według ekspertów, do 2020 r. będzie potrzebnych kolejnych 14 tys. nowych, małych samolotów odrzutowych. Już dziś rynek biznesowych samolotów pod względem wartości przewyższa lotnictwo wojskowe. Dwa miliardy dolarów wyłożyli francuscy i japońscy producenci na opracowanie nowej generacji ponaddźwiękowego samolotu dla biznesmenów. Z Tokio do Paryża ma on lecieć 6 godzin, a z Tokio do Nowego Jorku 6,5 godziny, zamiast odpowiednio - 11,5 i 13 godzin, których potrzebują samoloty poddźwiękowe. Amerykanie już mają dwa gotowe projekty małych, 10-miejscowych, samolotów odrzutowych. Będą one pokonywały bez międzylądowań ponad 7,2 tys. km z prędkością ponad 1,9 tys. km/h. Pierwszy taki samolot ma wejść na rynek w 2011 r. Będzie mógł pokonać trasę z Nowego Jorku do Paryża w cztery godziny, czyli o trzy i pół godziny krócej niż teraz. Jedyną złą wiadomością dla potencjalnych nabywców tego modelu jest fakt, że już został sprzedany.
Spośród 14 tys. biznesowych odrzutowców eksploatowanych na świecie aż 10 tys. przypada na Stany Zjednoczone. Do niedawna w światowym spisie biznesjetów nie było biało-czerwonej bandery. Polski rynek rośnie w tempie 10 proc. rocznie. Statki powietrzne zarejestrowane w Polsce stanowią jednak zaledwie 2 proc. wszystkich zarejestrowanych na naszym kontynencie. Według nieoficjalnych szacunków (niektórzy biznesmeni ukrywają nabycie samolotów), w Polsce jest około dziesięciu prywatnych dwusilnikowych biznesjetów. Własne lub leasingowane odrzutowce mają m.in. najbogatszy Polak Jan Kulczyk, właściciel telewizji Polsat Zygmunt Solorz-Żak, twórca Prokomu Ryszard Krauze, kontrolujący Getin Holding Leszek Czarnecki oraz prezes ITI Group Jan Wejchert. Wielu innych (choćby Zbigniew Niemczycki) ma nieco mniejsze samoloty bądź śmigłowce - salonki. W przyszłym roku liczba właścicieli samolotów może się podwoić. Dilerzy firm produkujących biznesjety nieoficjalnie mówią, że w 2006 r. mieli nadspodziewanie dużo spotkań z wysłannikami polskich biznesmenów.
Samolot pod drzwiami
Weź naszą maszynę, a dolecisz szybciej, taniej i bezpieczniej niż tradycyjnym rejsem z Tokio do Chicago lub Nowego Jorku - zachęcają salony sprzedaży biznesjetów. Producenci małych samolotów dla VIP-ów odtrąbili właśnie zmierzch klasy biznes w dużych liniach lotniczych. I wcale nie przesadzają. Na świecie jest eksploatowanych ponad 10 tys. samolotów komunikacyjnych. Maszyn wykorzystywanych do celów osobistych jest już jednak 20 razy tyle. W USA 9 tys. biznesmenów korzysta na co dzień z kilkunastu tysięcy prywatnych samolotów i helikopterów. Zainteresowanie prywatnym lataniem wzrosło tam szczególnie po ataku terrorystycznym w Nowym Jorku. W Stanach Zjednoczonych liczba osób korzystających z klas pierwszej i biznes w tradycyjnych liniach zmniejszyła się wtedy o połowę. Ale prawdziwy popyt na małe samoloty zależy od rozwoju głównych gospodarek świata. Właśnie trwają takie żniwa. John Travolta lata do pracy boeingiem 707, który stoi dosłownie pod drzwiami domu przypominającego nowoczesny port lotniczy z wieżą kontroli lotów.
Prawdziwe zaćmienie
Producenci małych samolotów nie nadążają z realizacją zamówień. U francuskiego Dassault na wartego około 25 mln USD Falcona 2000EX trzeba czekać ponad rok. Amerykański Eclipse Aviation nie zdążył jeszcze uzyskać ostatnich certyfikatów, a już w kolejce po jego samoloty ustawiło się ponad cztery tysiące biznesmenów, którzy chcą latać najnowszą pięciomiejscową odrzutową "pięćsetką" o nazwie Eclipse (zaćmienie). Trudno im się dziwić. Eclipse 500 to rzeczywiście zaćmienie. Maszyna lata z prędkością 800 km/h, wzbija się w niebo ponad wielkie, komunikacyjne jety - na wysokość 12,5 tys. km, więc (tak jak Falcon 2000) nie blokuje korytarza powietrznego. Wszędzie dociera szybciej od rejsowych boeingów i airbusów, bo omija wielkie zatłoczone porty lotnicze. A może wylądować nawet na parkingu pod siedzibą korporacji, gdyż wielkie firmy wynoszą się z zatłoczonych centrów miast na peryferie. Kupują tam większy kawałek ziemi, a koszt budowy pasa startowego zwraca im się szybciej niż cena paliwa, które musieliby wydać na dojazdy samochodem do lotniska.
Luksus w chmurach
Leszek Czarnecki potrafi pilotować swoją nową cessnę citation encore, ale podczas służbowych lotów stery oddaje zawodowemu pilotowi. Licencję lotniczą ma też Zbigniew Niemczycki. Jan Kulczyk spędza rocznie w powietrzu, w swoim międzykontynentalnym gulfstreamie IV-SP, nawet 800 godzin. Ten samolot to prawdziwy podniebny maybach. Ma zasięg do 8,5 tys. km, może zabrać na pokład 14 osób i kosztuje 35 mln USD. - Samolotami Jana Kluczyka przylatywali do Polski światowej sławy tenorzy Placido Domingo i Giuseppe Di Stefano - opowiada Sławomir Pietras, dyrektor Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu. Z samolotu najbogatszego Polaka korzystają też odpłatnie ci biznesmeni, których nie stać na własne maszyny. - Posiadanie własnego samolotu ma sens, jeśli przedsiębiorca lata więcej niż 200-300 godzin rocznie - mówi Idalia Głodowska, główny menedżer brytyjskiego brokera lotniczego Chapman Freeborn. Oddając go w pozostałe dni w czarter, można znacznie obniżyć koszty. Tak robią najbogatsi. Kulczyk jest głównym udziałowcem niemieckiej firmy Windrose Air, operatora lotniczego, który samoloty na zamówienie jest w stanie podstawić na każde lotnisko w Polsce. Także Zygmunt Solorz-Żak zarabia na lotniczym biznesie. Należący do niego Jet Service jest w stanie wyczarterować odrzutowiec każdemu biznesmenowi z grubym portfelem. Wyczarterowanymi samolotami Solorza lata do swojej posiadłości na Sardynii Jerzy Starak, właściciel Polpharmy.
Ci, którzy nie chcą wydawać pieniędzy na cały samolot, mogą zostać jego współwłaścicielem. W ten sposób udziałowcem ekskluzywnego gulfstreama V, zarządzanego przez amerykańską firmę NetJets, stał się Bogusław Cupiał, właściciel Tele-Foniki i Wisły Kraków. Biznesmen kupił za 2,5 mln USD jedną szesnastą odrzutowca z najwyższej półki - gulfstreama 550 (może z niego korzystać przez 50 godzin w roku).
Kierunek Moskwa
Rynkiem, który chcą podbić producenci biznesjetów, jest Rosja. Tam samolotów klasy biznes się nie produkuje. W tym liczącym prawie 150 mln mieszkańców kraju jest zarejestrowanych zaledwie 50 samolotów należących do korporacji i biz-nesmenów. Około 80 maszyn właściciele trzymają za granicą. Ale bogaci Rosjanie złożyli już 70 kolejnych zamówień. Analitycy obliczają, że w ciągu niespełna dziesięciu lat Rosja jest w stanie wyjść na drugą pozycję w świecie (po USA) pod względem rozwoju lotnictwa biznesowego.
Według ekspertów, do 2020 r. będzie potrzebnych kolejnych 14 tys. nowych, małych samolotów odrzutowych. Już dziś rynek biznesowych samolotów pod względem wartości przewyższa lotnictwo wojskowe. Dwa miliardy dolarów wyłożyli francuscy i japońscy producenci na opracowanie nowej generacji ponaddźwiękowego samolotu dla biznesmenów. Z Tokio do Paryża ma on lecieć 6 godzin, a z Tokio do Nowego Jorku 6,5 godziny, zamiast odpowiednio - 11,5 i 13 godzin, których potrzebują samoloty poddźwiękowe. Amerykanie już mają dwa gotowe projekty małych, 10-miejscowych, samolotów odrzutowych. Będą one pokonywały bez międzylądowań ponad 7,2 tys. km z prędkością ponad 1,9 tys. km/h. Pierwszy taki samolot ma wejść na rynek w 2011 r. Będzie mógł pokonać trasę z Nowego Jorku do Paryża w cztery godziny, czyli o trzy i pół godziny krócej niż teraz. Jedyną złą wiadomością dla potencjalnych nabywców tego modelu jest fakt, że już został sprzedany.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.