Od premiery „Władcy pierścieni” mijają kolejne lata i jak dotąd żadna produkcja fantasy nie potrafiła swym rozmachem i treścią dorównać wizji Petera Jacksona. Czy „Warcraft: Początek” wreszcie to zmieni?
Fantasy – czyli najprościej mówiąc, baśń dla dorosłych – było przez wiele dekad domeną literatury. Kino nie potrafiło pokazać tych opowieści z rozmachem, na jaki zasługują. Sytuację zmienił dopiero nowozelandzki reżyser Peter Jackson, który zekranizował klasyczną trylogię Tolkiena, zachwycając zarówno miliony widzów, jak i amerykańską Akademię, która jak nigdy doceniła fantastykę i nagrodziła te trzy filmy w sumie 17 Oscarami. Wydawało się, że jesteśmy świadkami powstawania nowego popularnego gatunku kina. Jackson zaproponował nam widowiska o wielkim rozmachu, które są osadzone w magicznych krainach zamieszkanych przez stworzenia różnych ras. Najważniejsze jednak, że widzowie mogli traktować to na poważnie. Bynajmniej nie mamy tutaj do czynienia z bajką, ale z pełnokrwistym filmem dla dorosłych, z wyrazistymi bohaterami, dramaturgią, głęboką historią oraz epickimi bitwami. Wielu próbowało stworzyć film w podobnym stylu i choć umiarkowanie udało się to w hicie „Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa” w reżyserii Andrew Adamsona, pozostałe próby kończyły się porażką albo nigdy nie osiągały nawet zbliżonego poziomu realizacyjnego i fabularnego. Wystarczy wspomnieć takie tytuły, jak „Eragon”, „Siódmy syn” lub „Złoty kompas”. Nawet „Hobbitom” samego Petera Jacksona nie udało się osiągnąć tego samego efektu.
Magiczny świat
Fabuła „Władcy pierścieni” rozgrywa się w krainie Śródziemie, która jest ogromna, różnorodna, a jej wygląd zapiera dech w piersi. Od razu wiedzieliśmy, że oglądamy wielki żyjący świat, a nie kilka miejsc wyrwanych z kontekstu. Duża w tym zasługa krajobrazów Nowej Zelandii, które „grały” Środziemie. To wrażenie nigdy nie zostało odtworzone w innych filmach fantasy, gdzie albo twórcy marnowali potencjał, nie potrafiąc nawet stworzyć wrażenia epickości, albo – to jeszcze częściej – nie mieli tak rozbudowanego fikcyjnego świata, z którego mogliby czerpać. Bieżąca premiera – film „Warcraft: Początek” – z pewnością nie może narzekać na to drugie. Reżyser Duncan Jones miał do dyspozycji jeden z najlepiej wykreowanych światów fantasy w historii współczesnej kultury. Dziś bowiem takie światy nie powstają już na kartach książek. Dziś należy ich szukać w grach. Ten narodził się przeszło 20 lat temu dzięki firmie Blizzard i od tej pory jest rozwijany w grach, a także w książkach oraz komiksach. To świat zwany Azeroth, podzielony na kontynenty: Wschodnie Królestwa, Northend i Kalimdor. Każdy z nich dzieli się na kolejne mniejsze krainy, które są zamieszkiwane przez różne rasy. Każda kraina na danym kontynencie różni się od siebie geograficznie, klimatycznie i kulturowo. Jakby tego było mało, obok samego Azeroth leży Draenor, umierająca kraina – to z niej pochodzą wielcy orkowie, którzy przybywają do Azeroth przez magiczny portal, szukając nowego domu. I o tym w dużej mierze jest właśnie nowy hollywoodzki blockbuster. Rozmach, różnorodność i bogactwo stoją tu na bardzo zbliżonym poziomie do Środziemia z „Władcy pierścieni”, a nawet je przewyższają. Mamy tutaj więcej krain, więcej fantastycznych ras i więcej magii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.