Wielka sprawa, która w Polsce praktycznie przemknęła bez echa. Pierwszy większy protest przeciwko podpisaniu CETA [ang. The Comprehensive Economic and Trade Agreement; Kompleksowej Umowy Gospodarczo-Handlowej] zaplanowano dopiero na 15 października. Przygotowuje go Akcja Demokracja, organizacja społeczna, która od momentu powstania w 2015 r. aktywnie udziela się w kwestii CETA (oraz TTIP). Tymczasem na 18 października zaplanowane jest podpisanie CETA przez Radę Unii Europejskiej, czyli szefów rządów państw UE oraz przewodniczących Komisji i Rady Europejskiej. Później wystarczy tylko, by zatwierdził to Parlament Europejski. O ile Polacy przespali czas na sprzeciw, o tyle nie zrobili tego np. Niemcy, Austriacy czy Francuzi. W tych krajach CETA przebiła się do publicznej dyskusji, stanowiska wobec umowy zajmują kolejne związki zawodowe, organizacje. W Niemczech w sprawie CETA wpłynęła nawet skarga do Trybunału Konstytucyjnego. Gdy w Bratysławie trwały unijne rozmowy na temat porozumienia, debatujących powitały protesty.
Polski rząd milczy
Przeciwnicy CETA na razie wywalczyli jedno – zmieniono klasyfikację umowy. Początkowo porozumienie miało być unijne, jednak pod naciskiem Niemiec i Francji przekwalifikowano je na umowę mieszaną. W ten sposób odebrano Parlamentowi Europejskiemu prawo do ratyfikowania całej umowy. Teraz potrzebna jest zgoda wszystkich krajowych parlamentów. Sprawa nie jest jednak do końca transparentna: wraz z uznaniem CETA umową mieszaną podzielono ją na dwie części: handlową i inwestycyjną. Pierwsza ma wejść w życie część handlowa, dotycząca m.in. zniesienia ceł. Stanie się to od razu po tym, jak umowę przyjmie Parlament Europejski. Dopiero druga część – inwestycyjna – ma być wdrażana po zaakceptowaniu przez parlamenty narodowe. Mogłoby to trwać od dwóch do trzech lat. Ten tryb negocjacji CETA krytykuje poseł Piotr Apel z Kukiz’15 z sejmowej Komisji do spraw Unii Europejskiej. – Skoro umówiliśmy się w traktatach unijnych, że umowy mieszane muszą być ratyfikowane przez parlamenty krajowe, to trzymajmy się tego. Nie szukajmy kruczków prawnych – protestuje.
27 października, podczas zaplanowanego szczytu Unia Europejska – Kanada, ma dojść do podpisania CETA. Przewodniczący KE Jean-Claude Juncker powiedział już, że jest to „najlepsze i najbardziej postępowe porozumienie”, jakie wynegocjowała UE. W sprawie przyjęcia CETA wciąż nie znamy stanowiska polskiego rządu, a czasu na podjęcie decyzji zostało niewiele. Październikowy terminarz jest napięty – jeszcze we wrześniu wicepremier Mateusz Morawiecki reprezentował Polskę na nieformalnym spotkaniu przedstawicieli państw Unii, podczas którego debatowano o ewentualnym poparciu lub sprzeciwie dla CETA, a także TTIP [ang. Transatlantic Trade and Investment Partnership; Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji], czyli umowy UE–USA. Tam – według mediów – kraje UE wstępnie zadeklarowały, że żaden z nich nie wystąpi przeciwko porozumieniu. Dopiero na posiedzeniu Sejmu 5 października odbyła się przekładana debata w tej sprawie, a dzień później posłowie przyjęli uchwałę ws. CETA. Jej ewentualna ratyfikacja ma wymagać dwóch trzecich głosów. Przeciwko uchwale zagłosowało 90 posłów, 11 się wstrzymało, a 326 ją poparło. Odrzucono też poprawkę klubu Kukiz’15, według której ratyfikacja CETA powinna się odbyć podczas referendum. Jednocześnie premier Beata Szydło 4 października zapowiedziała, że Polska do CETA nie przystąpi, jeżeli nie będzie ona gwarantowała tego, co rząd uznaje za istotne dla polskich obywateli, rolników i przedsiębiorców.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.