Syreny alarmowe wyły w zeszłym tygodniu w Rosji jak kraj długi i szeroki. Władimir Putin postawił na nogi obronę cywilną, mobilizując ponad 200 tys. funkcjonariuszy, którzy z kolei zapędzili do ćwiczeń 40 mln zwykłych obywateli. Zgodnie z wolą władcy Kremla naród karnie trenował reakcje na ataki nuklearne, skażenie promieniotwórcze, chemiczne i biologiczne. Odkurzono nawet zapomniane od końca zimnej wojny schrony przeciwatomowe, budowane w czasach ZSRR pod każdym budynkiem użyteczności publicznej. Cel największego tego typu zamieszania od upadku sowieckiej Rosji był taki sam jak kiedyś: chodziło o przygotowanie Rosjan do rzekomo nieuchronnego ataku amerykańskiego. Żeby nikt nie miał wątpliwości, co grozi wiernym poddanym Putina, zarządzana przez ministerstwo obrony Federacji Rosyjskiej propagandowa telewizja Gwiazda ogłosiła, że „schizofrenicy z Ameryki ostrzą na Moskwę broń nuklearną”. Zagrożenie ze strony USA miało być też bezpośrednim powodem wypowiedzenia przez Putina obowiązującej od 16 lat umowy na wspólną utylizację plutonu z głowic jądrowych. Jak na rozsądnego polityka przystało, prezydent Rosji zastrzegł, że może zmienić zdanie, jeśli USA zrezygnują z rozmieszczania nowych oddziałów w Polsce i innych krajach wschodniej flanki NATO, cofną wszystkie sankcje i zrekompensują Rosji wynikające z nich straty, także te poniesione z tytułu kontrsankcji rosyjskich. Równie dobrze Putin mógłby żądać od USA zwrotu Alaski, sprzedanej przez cara 149 lat temu. Warunki stawiane przez Kreml są o tyle absurdalne, że sama umowa o utylizacji plutonu nie działa już od dwóch lat, bo USA i Rosja nie mogły dogadać się co do kosztów całej operacji. Mimo to Moskwa postanowiła zagrać kartą nuklearną i dla wzmocnienia wagi swoich deklaracji sięgnęła także po konwencjonalne, przynajmniej jak na Rosję, środki. Przez media przeszły doniesienia o kolejnych rajdach rosyjskich bombowców strategicznych, zapuszczających się aż nad Hiszpanię, i rozmieszczeniu w Syrii rosyjskich systemów antyrakietowych zdolnych zestrzeliwać pociski balistyczne. Rosjanie zaczęli otwarcie mówić o groźbie konfrontacji zbrojnej z USA. – W czasach zimnej wojny mieliśmy złe relacje, ale one były przynajmniej stabilne, bo wiedzieliśmy, czego od siebie nawzajem oczekiwać, dziś tego nie ma, co czyni całą sytuację znacznie bardziej niebezpieczną niż w czasie zimnej wojny – mówił BBC Andriej Kortunow, szef Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych. Niemiecki „Frankfurter Allgemeine Zeitung” określił Putina jako „szukającego zaczepki chuligana, któremu trzeba zejść z drogi”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.