Od razu po lekturze scenariusza wiedział pan, że to materiał, który chce współtworzyć?
To są zwykle proste rzeczy: dostaję telefon „czy chciałbym”, przyjeżdżam, czytam i mówię „tak” lub „nie”. Albo rzeczy dzieją się dalej, albo nie. W tym przypadku działy się dalej, i to bardzo. Wiedziałem, że mam skarb. To było równie dobre jak seriale, które kradnę z internetu.
Tekst był świetny, ale musieliście go zredagować. Z trzynastu odcinków zrobiło się dziesięć. Trzeba było też wspólnie doprecyzować poszczególne postaci, powalczyć o wątki. Jak przebiegał ten proces?
Robiliśmy to cały czas, łącznie z okresem pracy na planie. Cóż możemy wiedzieć o postaci? Możemy tylko zakładać pewne rzeczy, ale mówić o niej poważnie wolno dopiero wtedy, gdy zamieszkuje ją aktor. Wtedy można zacząć ją kształtować, zestawić nasze założenia i plany z tym, jak w danej chwili postać wygląda, co ze sobą niesie. Myśleć, co wyjdzie z tej burzy, którą właśnie wywołaliśmy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.