Heteroseksualiści wszystkich krajów, łączcie się, póki nie jest za późno
Dłużej już nie mogę tego w sobie tłumić. Mam dość ukrywania się, kluczenia, zacierania śladów. Nie chcę więcej udawać ani się wstydzić. Wiem, że nastroje społeczne są nieprzychylne takim jak ja. Zdaję sobie sprawę, że wyznając prawdę, narażam się na ostracyzm środowiskowy i towarzyski. Będą mnie ścigać niechętne spojrzenia, za moimi plecami wymieniać się będzie złośliwe i pogardliwe uwagi. Być może droga do kariery pozostanie dla mnie na zawsze zamknięta. Ale nie mogę dłużej milczeć. Muszę wreszcie sam przed sobą przyznać się do swojej orientacji i odważnie wyznać – tak, jestem heteroseksualistą.
To nie jest moja wina. Tak zostałem ukształtowany, może przez układ genów, a może przez wychowanie. Bardzo wcześnie uświadomiłem sobie, że pociągają mnie wyłącznie kobiety. Miałem jednak nadzieję, że to tylko przejściowe zaburzenia okresu dojrzewania. I że mi to przejdzie z wiekiem, kiedy się stanę dorosłym człowiekiem. Próbowałem tłumić w sobie uczucia. Na próżno. Byłem kochającym inaczej. Byłem inny.
Integrująca się Europa wzywa do tolerancji, ale społeczeństwa są coraz bardziej nietolerancyjne. Widziałem niedawno sondę uliczną, przeprowadzoną przez jedną z niemieckich telewizji. Przechodniom zadawano pytanie: rząd zamierza zalegalizować małżeństwa heteroseksualne, co pan (pani) na to? Część osób udzielała wykrętnych odpowiedzi typu: ja tam nie wiem, ja jestem przyjezdny z Hanoweru, ja jestem filatelistą, ale większość wcale nie kryła niechęci i oburzenia. Najczęstsza odpowiedź: w mojej rodzinie nigdy czegoś takiego nie było.
Powiedzmy to sobie szczerze i nie wstydźmy się tego: heteroseksualiści, mimo deklaracji o tolerancji dla odmiennych skłonności, są prześladowani. Wystarczy dyskretnie nawet zerknąć w dekolt jakiejś kobiety, by zostać oskarżonym o seksualną agresję. Dość się pogapić na damskie nogi, aby się narazić na zarzut molestowania seksualnego. Tymczasem przedstawiciele dominującej orientacji pokazują sobie publicznie tatuaże przy ogólnym aplauzie publiczności. Mają swoje kluby, do których nas się nie wpuszcza, swoje kółka zainteresowań, swoje organizacje i stowarzyszenia, swój świat pozostający dla nas zamknięty. Nikt nie ma odwagi tego zrobić, ale czy gdybyśmy się skrzyknęli, porzucając nasz wstyd, lęki i obawy, i założyli towarzystwo krzewienia tolerancji dla heteryków, to moglibyśmy liczyć na dotacje z budżetu albo z Unii Europejskiej? Nie. Nie mamy lobby heteroseksualnego ani w Brukseli, ani w Warszawie. Ale sami jesteśmy sobie winni.
Tacy jak ja zamykają się w sobie. Niektórzy usiłują, tłumiąc własną osobowość, przystosować się do otoczenia, żeby uzyskać jego akceptację. Dla kariery albo dla równowagi psychicznej. Opowiadał mi znajomy aktor, że obsadzany ciągle w roli trzeciego halabardnika i nie mając najmniejszych szans na Hamleta albo przynajmniej Ryszarda III, postanowił udawać przeciwną swej naturze orientację. Niestety, na pierwszym party zawiodła go sztuka aktorska, został zdemaskowany i nie powierzają mu od tej pory nawet roli w drugim rzędzie chóru greckiego. Wywołało to w nim poczucie winy i ból istnienia, nie ustępujący nawet po zażyciu aspiryny.
A przecież nie mamy się czego, heteroseksualiści, wstydzić. Wkład heteroseksualistów w rozwój cywilizacji jest ogromny. Można być człowiekiem twórczym i pożytecznym, nawet będąc heteroseksualistą. Jeśli nawet Albert Einstein nie dlatego stworzył teorię względności, że był heterykiem, to jednak stać go było na przebłysk geniuszu mimo to. Thomas Alva Edison wynalazł żarówkę, aby jednakowo rozświetlić współżycie par o każdej orientacji, choć wielu dopatruje się dziś w żarówce symbolu fallicznego. I to jest właśnie wyraz ekstremizmu płciowego i nietolerancji, z którą trzeba walczyć. Albo weźmy Adama Mickiewicza, którego skłonności pchały w ramiona Maryli Puttkamerowej. Mimo to pozostał poetą i potrafił w wierszach wyrażać ogromną czułość i wrażliwość. Tę całą gamę uczuć, o której ekstremiści sądzą, że jest zarezerwowana tylko dla prawdziwej, tej lepszej miłości. To nieprawda. My, heteroseksualiści, też potrafimy być dobrzy, czuli i mili. Też chcemy być pożyteczni i szanowani. Nie chcemy już dłużej żyć z poczuciem winy, w atmosferze zawstydzenia. Chcemy, by młodzież, tak jak dowiaduje się, że wielcy Platon, Michał Anioł, Szekspir byli homo, dowiadywała się też, że Sokrates czy Dante byli hetero.
Ja się, mówiąc współczesną polszczyzną, wyoutowałem. Nie wiem, jak to przyjmą moi Rodzice, ale sądzę, że mieli już jakieś podejrzenia, zwłaszcza po moim ślubie, więc chyba spokojnie. Liczę też na wyrozumiałość żony. Chcę w ten sposób dać przykład innym. Wyjdźcie z cienia. Nie wstydźcie się. Odważnie spójrzcie sobie w oczy. Heteroseksualiści wszystkich krajów, łączcie się, póki nie jest za późno.
Autor jest publicystą „Dziennika" i „Faktu"
To nie jest moja wina. Tak zostałem ukształtowany, może przez układ genów, a może przez wychowanie. Bardzo wcześnie uświadomiłem sobie, że pociągają mnie wyłącznie kobiety. Miałem jednak nadzieję, że to tylko przejściowe zaburzenia okresu dojrzewania. I że mi to przejdzie z wiekiem, kiedy się stanę dorosłym człowiekiem. Próbowałem tłumić w sobie uczucia. Na próżno. Byłem kochającym inaczej. Byłem inny.
Integrująca się Europa wzywa do tolerancji, ale społeczeństwa są coraz bardziej nietolerancyjne. Widziałem niedawno sondę uliczną, przeprowadzoną przez jedną z niemieckich telewizji. Przechodniom zadawano pytanie: rząd zamierza zalegalizować małżeństwa heteroseksualne, co pan (pani) na to? Część osób udzielała wykrętnych odpowiedzi typu: ja tam nie wiem, ja jestem przyjezdny z Hanoweru, ja jestem filatelistą, ale większość wcale nie kryła niechęci i oburzenia. Najczęstsza odpowiedź: w mojej rodzinie nigdy czegoś takiego nie było.
Powiedzmy to sobie szczerze i nie wstydźmy się tego: heteroseksualiści, mimo deklaracji o tolerancji dla odmiennych skłonności, są prześladowani. Wystarczy dyskretnie nawet zerknąć w dekolt jakiejś kobiety, by zostać oskarżonym o seksualną agresję. Dość się pogapić na damskie nogi, aby się narazić na zarzut molestowania seksualnego. Tymczasem przedstawiciele dominującej orientacji pokazują sobie publicznie tatuaże przy ogólnym aplauzie publiczności. Mają swoje kluby, do których nas się nie wpuszcza, swoje kółka zainteresowań, swoje organizacje i stowarzyszenia, swój świat pozostający dla nas zamknięty. Nikt nie ma odwagi tego zrobić, ale czy gdybyśmy się skrzyknęli, porzucając nasz wstyd, lęki i obawy, i założyli towarzystwo krzewienia tolerancji dla heteryków, to moglibyśmy liczyć na dotacje z budżetu albo z Unii Europejskiej? Nie. Nie mamy lobby heteroseksualnego ani w Brukseli, ani w Warszawie. Ale sami jesteśmy sobie winni.
Tacy jak ja zamykają się w sobie. Niektórzy usiłują, tłumiąc własną osobowość, przystosować się do otoczenia, żeby uzyskać jego akceptację. Dla kariery albo dla równowagi psychicznej. Opowiadał mi znajomy aktor, że obsadzany ciągle w roli trzeciego halabardnika i nie mając najmniejszych szans na Hamleta albo przynajmniej Ryszarda III, postanowił udawać przeciwną swej naturze orientację. Niestety, na pierwszym party zawiodła go sztuka aktorska, został zdemaskowany i nie powierzają mu od tej pory nawet roli w drugim rzędzie chóru greckiego. Wywołało to w nim poczucie winy i ból istnienia, nie ustępujący nawet po zażyciu aspiryny.
A przecież nie mamy się czego, heteroseksualiści, wstydzić. Wkład heteroseksualistów w rozwój cywilizacji jest ogromny. Można być człowiekiem twórczym i pożytecznym, nawet będąc heteroseksualistą. Jeśli nawet Albert Einstein nie dlatego stworzył teorię względności, że był heterykiem, to jednak stać go było na przebłysk geniuszu mimo to. Thomas Alva Edison wynalazł żarówkę, aby jednakowo rozświetlić współżycie par o każdej orientacji, choć wielu dopatruje się dziś w żarówce symbolu fallicznego. I to jest właśnie wyraz ekstremizmu płciowego i nietolerancji, z którą trzeba walczyć. Albo weźmy Adama Mickiewicza, którego skłonności pchały w ramiona Maryli Puttkamerowej. Mimo to pozostał poetą i potrafił w wierszach wyrażać ogromną czułość i wrażliwość. Tę całą gamę uczuć, o której ekstremiści sądzą, że jest zarezerwowana tylko dla prawdziwej, tej lepszej miłości. To nieprawda. My, heteroseksualiści, też potrafimy być dobrzy, czuli i mili. Też chcemy być pożyteczni i szanowani. Nie chcemy już dłużej żyć z poczuciem winy, w atmosferze zawstydzenia. Chcemy, by młodzież, tak jak dowiaduje się, że wielcy Platon, Michał Anioł, Szekspir byli homo, dowiadywała się też, że Sokrates czy Dante byli hetero.
Ja się, mówiąc współczesną polszczyzną, wyoutowałem. Nie wiem, jak to przyjmą moi Rodzice, ale sądzę, że mieli już jakieś podejrzenia, zwłaszcza po moim ślubie, więc chyba spokojnie. Liczę też na wyrozumiałość żony. Chcę w ten sposób dać przykład innym. Wyjdźcie z cienia. Nie wstydźcie się. Odważnie spójrzcie sobie w oczy. Heteroseksualiści wszystkich krajów, łączcie się, póki nie jest za późno.
Autor jest publicystą „Dziennika" i „Faktu"
Więcej możesz przeczytać w 45/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.