Zamiast polityków Polacy wolą seks polityków
Paweł Jasienica w „Polskiej anarchii" praźródeł rozbiorów Rzeczypospolitej Obojga Narodów upatruje w wewnętrznych swarach na początku XVIII wieku. Wtedy to, przypomnijmy, Rzeczpospolita zaczęła się dzielić na dwa terytoria: Koronę i Wielkie Księstwo Litewskie. Unia wiązała je tylko formalnie. Król August II nie był w stanie nad nimi zapanować, każde (a zwłaszcza księstwo) robiło, co mu się żywnie podobało. Spory i waśnie umiejętnie podsycali przyszli zaborcy – z zachodu i wschodu. Nastał czas, że sięgnęli jak po swoje…
Daleki jestem od tego, aby dziś, tuż po obchodach 90. rocznicy odzyskania tego, co straciliśmy m.in. wskutek XVIII-wiecznej anarchii, dokonywać podobnych uproszczeń, jak uczyniła to Jadwiga Staniszkis we wstępie do najnowszego wydania „Polskiej anarchii". Pani profesor sugeruje, że tezy Jasienicy dotyczące okresu przedrozbiorowego są w znacznej części aktualne i dziś. I chyba się myli, bo w żaden sposób nie da się porównać tych dwóch rzeczywistości. Z pewnością na przykład III Rzeczypospolitej – w dającej się przewidzieć przyszłości – nie zaanektuje nikt ani ze wschodu, ani z zachodu.
Nie sposób jednak nie dostrzec pewnej analogii: Polska jakby się podzieliła na dwa terytoria – premierowskie i prezydenckie. Konstytucja III RP nie rozstrzyga wyraźnie, gdzie przebiega granica między nimi. Pytanie, które z nich to korona, a które księstwo? Królów III RP mamy aż dwóch – prezydenta i premiera. To, który z nich ważniejszy, rozstrzygają, tak jak w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wielmożowie III RP. Rolę politycznych Sapiehów, Czartoryskich, Paców, Wiśniowieckich, Radziwiłłów III RP odgrywają Nowakowie, Sikorscy, Kamińscy, Handzlikowie, Schetynowie. Robią to często równie nieudolnie. I przysparzają przy okazji sporo szkód RP. A to obaj królowie biją się o miejsce w samolocie do Brukseli i o krzesło w samej Brukseli, a to król korony nie wie, co król księstwa ustalił z prezydentami innych państw w kwestii stosunków z Rosją. A to jeden z królów popiera natychmiastowe podpisanie traktatu lizbońskiego, a drugi chce z tym zwlekać. A to jeden chce jak najszybciej wprowadzić w Polsce walutę euro, a drugi uznaje ją raczej za problem niż jego rozwiązanie. A to jeden z królów urządza międzynarodowy raut prezydentów z okazji Święta Niepodległości, a drugi wraz ze swoimi ministrami go sabotuje (co przybyli prezydenci oczywiście dostrzegają). Na obu dworach panuje trudny do opisania rozgardiasz. Dwór Tuskowy przez rok rządów nie spełnił do końca żadnej z wyborczych obietnic. Król Tusk jakby tego nie dostrzegł i nie dokonał żadnych zmian na swoim dworze (o czym w tekście „Klątwa Marcinkiewicza"). Dwór Kaczyńskiego raz po raz doprowadza do skandali o charakterze międzynarodowym, takich jak wypaczenie sensu rozmowy z amerykańskim prezydentem elektem o tarczy antyrakietowej. Albo karygodne błędy przy planowaniu wizyty króla Kaczyńskiego w Japonii i Indonezji i nieskorelowanie jej terminu z wizytą w Polsce prezydenta Francji. Król Kaczyński też jakby nie dostrzegał indolencji niektórych swoich wielmożów („Wprost" je dostrzega i przyznaje tytuł kłamcy tygodnia ministrowi na dworze Kaczyńskiego Michałowi Kamińskiemu).
Oba dwory i obaj królowie okładają się razami i jakby przestali dostrzegać, że obywatelom ich królestwa coraz mniej się to podoba. Król Lech Kaczyński już od wielu miesięcy coraz gorzej wypada w sondażach (nie ufa mu, według CBOS, ponad połowa Polaków). Okazuje się też, że już prawie połowa Polaków ocenia, iż wyniki pracy rządu króla Donalda Tuska są słabsze, niż się spodziewano. Aż 55 proc. Polaków uważa, że jego rząd wręcz uchyla się od rozwiązywania najważniejszych problemów kraju. Politycy jako tacy, z obu dworów, też coraz gorzej wypadają w oczach opinii publicznej. W ich uczciwość i rzetelność wierzy już tylko ośmiu Polaków na stu. Biją ich w tej kategorii nie tylko policjanci, ale i sprzedawcy sklepowi. W tej sytuacji w wydaniu polecam artykuł nie o tym, co się na politycznych dworach i w ich otoczeniu dzieje, lecz o seksie w politycznych sferach. A potem można się wziąć do ponownego czytania „Polskiej anarchii".
Daleki jestem od tego, aby dziś, tuż po obchodach 90. rocznicy odzyskania tego, co straciliśmy m.in. wskutek XVIII-wiecznej anarchii, dokonywać podobnych uproszczeń, jak uczyniła to Jadwiga Staniszkis we wstępie do najnowszego wydania „Polskiej anarchii". Pani profesor sugeruje, że tezy Jasienicy dotyczące okresu przedrozbiorowego są w znacznej części aktualne i dziś. I chyba się myli, bo w żaden sposób nie da się porównać tych dwóch rzeczywistości. Z pewnością na przykład III Rzeczypospolitej – w dającej się przewidzieć przyszłości – nie zaanektuje nikt ani ze wschodu, ani z zachodu.
Nie sposób jednak nie dostrzec pewnej analogii: Polska jakby się podzieliła na dwa terytoria – premierowskie i prezydenckie. Konstytucja III RP nie rozstrzyga wyraźnie, gdzie przebiega granica między nimi. Pytanie, które z nich to korona, a które księstwo? Królów III RP mamy aż dwóch – prezydenta i premiera. To, który z nich ważniejszy, rozstrzygają, tak jak w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wielmożowie III RP. Rolę politycznych Sapiehów, Czartoryskich, Paców, Wiśniowieckich, Radziwiłłów III RP odgrywają Nowakowie, Sikorscy, Kamińscy, Handzlikowie, Schetynowie. Robią to często równie nieudolnie. I przysparzają przy okazji sporo szkód RP. A to obaj królowie biją się o miejsce w samolocie do Brukseli i o krzesło w samej Brukseli, a to król korony nie wie, co król księstwa ustalił z prezydentami innych państw w kwestii stosunków z Rosją. A to jeden z królów popiera natychmiastowe podpisanie traktatu lizbońskiego, a drugi chce z tym zwlekać. A to jeden chce jak najszybciej wprowadzić w Polsce walutę euro, a drugi uznaje ją raczej za problem niż jego rozwiązanie. A to jeden z królów urządza międzynarodowy raut prezydentów z okazji Święta Niepodległości, a drugi wraz ze swoimi ministrami go sabotuje (co przybyli prezydenci oczywiście dostrzegają). Na obu dworach panuje trudny do opisania rozgardiasz. Dwór Tuskowy przez rok rządów nie spełnił do końca żadnej z wyborczych obietnic. Król Tusk jakby tego nie dostrzegł i nie dokonał żadnych zmian na swoim dworze (o czym w tekście „Klątwa Marcinkiewicza"). Dwór Kaczyńskiego raz po raz doprowadza do skandali o charakterze międzynarodowym, takich jak wypaczenie sensu rozmowy z amerykańskim prezydentem elektem o tarczy antyrakietowej. Albo karygodne błędy przy planowaniu wizyty króla Kaczyńskiego w Japonii i Indonezji i nieskorelowanie jej terminu z wizytą w Polsce prezydenta Francji. Król Kaczyński też jakby nie dostrzegał indolencji niektórych swoich wielmożów („Wprost" je dostrzega i przyznaje tytuł kłamcy tygodnia ministrowi na dworze Kaczyńskiego Michałowi Kamińskiemu).
Oba dwory i obaj królowie okładają się razami i jakby przestali dostrzegać, że obywatelom ich królestwa coraz mniej się to podoba. Król Lech Kaczyński już od wielu miesięcy coraz gorzej wypada w sondażach (nie ufa mu, według CBOS, ponad połowa Polaków). Okazuje się też, że już prawie połowa Polaków ocenia, iż wyniki pracy rządu króla Donalda Tuska są słabsze, niż się spodziewano. Aż 55 proc. Polaków uważa, że jego rząd wręcz uchyla się od rozwiązywania najważniejszych problemów kraju. Politycy jako tacy, z obu dworów, też coraz gorzej wypadają w oczach opinii publicznej. W ich uczciwość i rzetelność wierzy już tylko ośmiu Polaków na stu. Biją ich w tej kategorii nie tylko policjanci, ale i sprzedawcy sklepowi. W tej sytuacji w wydaniu polecam artykuł nie o tym, co się na politycznych dworach i w ich otoczeniu dzieje, lecz o seksie w politycznych sferach. A potem można się wziąć do ponownego czytania „Polskiej anarchii".
Więcej możesz przeczytać w 47/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.