Niesamowite! Lech Kaczyński ma lepszy kontakt z Barackiem Obamą niż ze swoimi ministrami. Jeden prezydent pogadał sobie z drugim przez telefon, a potem ten nasz zamienił parę słów ze swoimi: Kownackim i Handzlikiem. Ci zaś obwieścili światu, że Obama mówił, czego nie mówił o tarczy rakietowej. Potem kolejny minister, Kamiński, stwierdził, że tak naprawdę nie mówił, co na końcu potwierdził i sam Kaczyński. A potem się dziwimy, że w Ameryce opowiadają sobie Polish jokes.
Może zresztą do nieporozumienia doszło dlatego, że amerykański prezydent elekt mówi po angielsku. A – jak wiadomo – ten język niesamowicie śmieszy Lecha Kaczyńskiego. I kiedy Obama nawijał, to mały Kaczor nic nie słyszał, bo rechotał i bił się z uciechy łapkami po udach. Potem coś na odczepnego powiedział Kownackiemu, a czego nie usłyszał, dowiedział się dopiero z amerykańskiego dementi.
Na tej kompromitacji skorzystał jedynie Miś Kamiński, który nie bez satysfakcji obwieścił światu, jak to z tym Obamą było naprawdę. Akcje Miśka poszły w górę jako jedyne akcje w Polsce. Czy aby na pewno o taki cud gospodarczy chodziło Tuskowi?
To zresztą symptomatyczne, że Miś zyskuje, kiedy Polska się kompromituje. Symptomatyczne, oczywiście, nie dla Misia, tylko dla wszystkich polskich polityków. Sami z siebie nigdy nie wypadają dobrze, chyba że postawi się ich na tle jakiegoś półmózga. To klucz do sukcesu: trzeba mieć punkt odniesienia głupszy od siebie. Łatwizna.
Lech Kaczyński to jednak ludzkie panisko: nie zrugał (przynajmniej publicznie), nie zawiesił, nie wyrzucił. Kownacki i Handzlik jak byli ministrami, tak są, chociaż ośmieszyli ojczyznę, szefa i wkurzyli najpotężniejszego faceta na świecie. Ale z drugiej strony, czy to znowu jakieś straszne zbrodnie? Ludwik Dorn – o ten to był prawdziwy zbrodniarz, bo się nabijał z Suskiego.
Sam Marek Suski to taki polityk PiS, który – jak wiadomo – nigdy niczego i nikogo nie rozumie. Ale ostatnio mózg mu działa jak brzytwa Oleksego. Suski ogłosił bowiem, że rozumie. Konkretnie rozumie Artura Górskiego i jego opinie na temat Baracka Obamy i kresu białej cywilizacji. Nic dziwnego, jest żywym dowodem na to, że z tą cywilizacją dobrze nie jest.
Nad samym Górskim nie chce nam się znęcać. Tym bardziej że chłopina jest właściwie niewinny. Wszak w swym słynnym wystąpieniu podkreślił, że cytuje partyjnego kolegę Stanisława Piętę i ma nadzieję, że ten się myli. O Pięcie nic właściwie nie wiadomo, ale bez wątpienia jest postacią symboliczną dla PiS. Cała ta partia to teraz przecież jedna wielka pięta achillesowa.
Podczas gali niepodległościowej słyszano, jak prezydent Kaczyński mówi w języku angielskim – tym samym, który go tak bardzo bawi. Oznacza to, że mały Kaczor – heroicznie walcząc z napadami rechotu – uczy się w pocie czoła języka Szekspira i czarnego mesjasza nowej lewicy. Ciekawe, jakie były jego pierwsze słowa w obcym narzeczu? Może „Fuck off, grandpa!".
Są granice sporu i są granice kłótni! – ogłosił mądrze podczas uroczystości niepodległościowych prezydent Lech Kaczyński. Ten sam, który na te uroczystości nie zaprosił Lecha Wałęsy. Jak to powiedział pewien mądry filozof: drogowskaz nie idzie w stronę, którą pokazuje.
Na gali pojawił się natomiast Aleksander Kwaśniewski. Spokojnie, obyło się bez skandalu. Wirus filipiński chwilowo zbastował, nie trzeba było brać żadnych medykamentów, więc Olek nie bełkotał i nie trzeba go było wyprowadzać. Jakże się cieszymy, że zdrowie dopisuje!
Może zresztą do nieporozumienia doszło dlatego, że amerykański prezydent elekt mówi po angielsku. A – jak wiadomo – ten język niesamowicie śmieszy Lecha Kaczyńskiego. I kiedy Obama nawijał, to mały Kaczor nic nie słyszał, bo rechotał i bił się z uciechy łapkami po udach. Potem coś na odczepnego powiedział Kownackiemu, a czego nie usłyszał, dowiedział się dopiero z amerykańskiego dementi.
Na tej kompromitacji skorzystał jedynie Miś Kamiński, który nie bez satysfakcji obwieścił światu, jak to z tym Obamą było naprawdę. Akcje Miśka poszły w górę jako jedyne akcje w Polsce. Czy aby na pewno o taki cud gospodarczy chodziło Tuskowi?
To zresztą symptomatyczne, że Miś zyskuje, kiedy Polska się kompromituje. Symptomatyczne, oczywiście, nie dla Misia, tylko dla wszystkich polskich polityków. Sami z siebie nigdy nie wypadają dobrze, chyba że postawi się ich na tle jakiegoś półmózga. To klucz do sukcesu: trzeba mieć punkt odniesienia głupszy od siebie. Łatwizna.
Lech Kaczyński to jednak ludzkie panisko: nie zrugał (przynajmniej publicznie), nie zawiesił, nie wyrzucił. Kownacki i Handzlik jak byli ministrami, tak są, chociaż ośmieszyli ojczyznę, szefa i wkurzyli najpotężniejszego faceta na świecie. Ale z drugiej strony, czy to znowu jakieś straszne zbrodnie? Ludwik Dorn – o ten to był prawdziwy zbrodniarz, bo się nabijał z Suskiego.
Sam Marek Suski to taki polityk PiS, który – jak wiadomo – nigdy niczego i nikogo nie rozumie. Ale ostatnio mózg mu działa jak brzytwa Oleksego. Suski ogłosił bowiem, że rozumie. Konkretnie rozumie Artura Górskiego i jego opinie na temat Baracka Obamy i kresu białej cywilizacji. Nic dziwnego, jest żywym dowodem na to, że z tą cywilizacją dobrze nie jest.
Nad samym Górskim nie chce nam się znęcać. Tym bardziej że chłopina jest właściwie niewinny. Wszak w swym słynnym wystąpieniu podkreślił, że cytuje partyjnego kolegę Stanisława Piętę i ma nadzieję, że ten się myli. O Pięcie nic właściwie nie wiadomo, ale bez wątpienia jest postacią symboliczną dla PiS. Cała ta partia to teraz przecież jedna wielka pięta achillesowa.
Podczas gali niepodległościowej słyszano, jak prezydent Kaczyński mówi w języku angielskim – tym samym, który go tak bardzo bawi. Oznacza to, że mały Kaczor – heroicznie walcząc z napadami rechotu – uczy się w pocie czoła języka Szekspira i czarnego mesjasza nowej lewicy. Ciekawe, jakie były jego pierwsze słowa w obcym narzeczu? Może „Fuck off, grandpa!".
Są granice sporu i są granice kłótni! – ogłosił mądrze podczas uroczystości niepodległościowych prezydent Lech Kaczyński. Ten sam, który na te uroczystości nie zaprosił Lecha Wałęsy. Jak to powiedział pewien mądry filozof: drogowskaz nie idzie w stronę, którą pokazuje.
Na gali pojawił się natomiast Aleksander Kwaśniewski. Spokojnie, obyło się bez skandalu. Wirus filipiński chwilowo zbastował, nie trzeba było brać żadnych medykamentów, więc Olek nie bełkotał i nie trzeba go było wyprowadzać. Jakże się cieszymy, że zdrowie dopisuje!
Trzeba przyznać, że prezydent Kaczyński na punkcie Wałęsy ma mocnego hopla. Ostatnio stwierdził, że tenże powinien przeprosić. Ale warto docenić, że obecny prezydent domaga się przeprosin tylko od byłego. Bo my szybko wykonaliśmy parę obliczeń i wyszło nam, że braci Kaczyńskich powinno przeprosić 38 678 osób. A, przepraszamy – nie policzyliśmy nas dwóch. Czyli równo 38 680.
Więcej możesz przeczytać w 47/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.