Gdyby nie te nieroby, złodzieje, nieudacznicy itp., wszystko byłoby takie piękne. Dlaczego tak często dajemy się wpuszczać w jałowe dywagacje o idealnym świecie (polityki, mediów, firm), w którym karty powinni rozdawać zupełnie inni ludzie niż ci, którzy akurat je rozdają?
Oczywiście, moralne podstawy do takiego myślenia dają ci, którzy okazują się na przykład wielkimi zbrodniarzami (Hitler, Stalin, Mao, Pol Pot itd.). Świat na pewno byłby lepszy, gdyby ich nie było. Problemem jest tylko to, że tych zbrodniarzy ktoś stworzył, wybrał, popierał, ktoś w ich czasach wiele skorzystał i to niekoniecznie z powodu pracowitości czy kompetencji. Jakkolwiek paskudnie by to brzmiało, zbrodniarze tej miary są często prostą emanacją społeczeństwa czy narodu, a nie jakimś dopustem bożym. Co oznacza, że społeczeństwa czy narody dokładnie na takich ludzi w danym czasie sobie zasłużyły, a nawet ciężko na nich zapracowały. To nie Marsjanie ich podrzucili. Kiedy narzekamy na jakość tych, którzy na różnych poziomach decydują o naszym losie, zapominamy, że alternatywne historie są tylko w filmach, powieściach czy grach komputerowych. Jest zresztą wyrazem kompletnej impotencji umysłowej i indolencji tworzenie takiej alternatywy. I zwalnia z obowiązku radzenia sobie z konkretnymi ludźmi (np. politykami) i konkretną rzeczywistością (np. ustrojem). Bo ileż razy wszystko wyglądałoby inaczej, gdybyśmy mieli w sobie choć odrobinę heroizmu, a nie byli wyłącznie konformistami, tchórzami czy zwyczajnie leniami.
Gdy mówimy, że prezydent jest zły, premier niedobry, posłowie okropni, szefowie straszni czy rodzina paskudna i wyobrażamy sobie ich idealnych zmienników, tracimy czas i niepotrzebnie ładujemy się złymi emocjami. Ci idealni byliby pewnie jeszcze gorsi, bo zwykle tak to z ideałami bywa, że mają wady tych, których zastępują plus własne. Wystarczy spytać osoby, które kilkakrotnie zmieniały współmałżonków. Trzeba sobie radzić z rzeczywistością, a nie bujać w obłokach alternatywnego świata. Po co fantazjować, jak to byłoby pięknie, gdyby za naszych nędza-futbolistów grali Messi, Torres, Ronaldo czy Gerard, skoro nie będą grali. Podobnie jest z politykami, aktorami czy naukowcami. I wcale nie oznacza to wyzbycia się marzeń. Oznacza tylko mniej stresu i negatywnych emocji.
To wszystko sprawia, że w życiu mamy do czynienia wyłącznie z czyśćcem, który ewentualnie może się przerodzić w piekło. Ale wcale nie musi. Lepszego scenariusza nie ma. Zatem gazowego kryzysu nie rozwiążą dobre wróżki czy lepsi Putinowie, Miedwiedowie bądź Juszczenkowie, lecz ci, których mamy. Podobnie jest z konfliktem Izrael – Palestyna, globalnym kryzysem finansów czy polskimi problemami. Trzeba tylko na tych, którzy akurat są za to odpowiedzialni, nieustannie naciskać i wymagać tego, za co im płacimy. I cieszmy się, że nie żyjemy w idealnym świecie, bo to dopiero byłoby piekło.
Drodzy Czytelnicy!
Nie ma darmowych obiadów – mawiał noblista Milton Friedman. Ale skoro za obiad płacimy, powinien on być wart wydanych pieniędzy – dodawał. Od lipca 2004 r. nie podnosiliśmy ceny „Wprost". Teraz podnosimy ją do 5,50 zł (z 4,50 zł, czyli o 22 proc.). W tym czasie koszty produkcji egzemplarza (papier, druk itp.) wzrosły o 58,5 proc., a płace w Polsce - o prawie 30 proc. W 2005 r. za przeciętną płacę można było kupić 529 egzemplarzy „Wprost", podczas gdy w 2008 r. już 667 egzemplarzy (wzrost o 26 proc.).
Cenę egzemplarza podwyższył już „Newsweek Polska", a zapowiada „Polityka". Wzrosły również ceny gazet codziennych: „Dziennika" o 33 proc., „Rzeczpospolitej" o 13 proc., „Gazety Wyborczej" o 11 proc. Ale tylko „Wprost" za wyższą cenę oferuje więcej i lepiej.
Dajemy Czytelnikom od 30 proc. do nawet 48 proc. większą objętość niż konkurenci. Oferujemy najwięcej działów: 14 w stosunku do 8 i 10 u konkurencji (więcej o 75 proc. i 40 proc.), zajmujemy się największą liczbą tematów: 40-50 w wydaniu wobec około 30 u konkurencji (więcej o 30-60 proc.). Milton Friedman, który wielokrotnie pojawiał się na łamach „Wprost", nie miałby wątpliwości, że nasz obiad wart jest wydanych pieniędzy.
Prenumeratorzy jeszcze przez miesiąc będą mogli kupić „Wprost" po starej cenie - informacja o tym na stronie 35.
Stanisław Janecki
redaktor naczelny „Wprost"
Amadeusz Król
prezes zarządu AWR „Wprost"
Gdy mówimy, że prezydent jest zły, premier niedobry, posłowie okropni, szefowie straszni czy rodzina paskudna i wyobrażamy sobie ich idealnych zmienników, tracimy czas i niepotrzebnie ładujemy się złymi emocjami. Ci idealni byliby pewnie jeszcze gorsi, bo zwykle tak to z ideałami bywa, że mają wady tych, których zastępują plus własne. Wystarczy spytać osoby, które kilkakrotnie zmieniały współmałżonków. Trzeba sobie radzić z rzeczywistością, a nie bujać w obłokach alternatywnego świata. Po co fantazjować, jak to byłoby pięknie, gdyby za naszych nędza-futbolistów grali Messi, Torres, Ronaldo czy Gerard, skoro nie będą grali. Podobnie jest z politykami, aktorami czy naukowcami. I wcale nie oznacza to wyzbycia się marzeń. Oznacza tylko mniej stresu i negatywnych emocji.
To wszystko sprawia, że w życiu mamy do czynienia wyłącznie z czyśćcem, który ewentualnie może się przerodzić w piekło. Ale wcale nie musi. Lepszego scenariusza nie ma. Zatem gazowego kryzysu nie rozwiążą dobre wróżki czy lepsi Putinowie, Miedwiedowie bądź Juszczenkowie, lecz ci, których mamy. Podobnie jest z konfliktem Izrael – Palestyna, globalnym kryzysem finansów czy polskimi problemami. Trzeba tylko na tych, którzy akurat są za to odpowiedzialni, nieustannie naciskać i wymagać tego, za co im płacimy. I cieszmy się, że nie żyjemy w idealnym świecie, bo to dopiero byłoby piekło.
Drodzy Czytelnicy!
Nie ma darmowych obiadów – mawiał noblista Milton Friedman. Ale skoro za obiad płacimy, powinien on być wart wydanych pieniędzy – dodawał. Od lipca 2004 r. nie podnosiliśmy ceny „Wprost". Teraz podnosimy ją do 5,50 zł (z 4,50 zł, czyli o 22 proc.). W tym czasie koszty produkcji egzemplarza (papier, druk itp.) wzrosły o 58,5 proc., a płace w Polsce - o prawie 30 proc. W 2005 r. za przeciętną płacę można było kupić 529 egzemplarzy „Wprost", podczas gdy w 2008 r. już 667 egzemplarzy (wzrost o 26 proc.).
Cenę egzemplarza podwyższył już „Newsweek Polska", a zapowiada „Polityka". Wzrosły również ceny gazet codziennych: „Dziennika" o 33 proc., „Rzeczpospolitej" o 13 proc., „Gazety Wyborczej" o 11 proc. Ale tylko „Wprost" za wyższą cenę oferuje więcej i lepiej.
Dajemy Czytelnikom od 30 proc. do nawet 48 proc. większą objętość niż konkurenci. Oferujemy najwięcej działów: 14 w stosunku do 8 i 10 u konkurencji (więcej o 75 proc. i 40 proc.), zajmujemy się największą liczbą tematów: 40-50 w wydaniu wobec około 30 u konkurencji (więcej o 30-60 proc.). Milton Friedman, który wielokrotnie pojawiał się na łamach „Wprost", nie miałby wątpliwości, że nasz obiad wart jest wydanych pieniędzy.
Prenumeratorzy jeszcze przez miesiąc będą mogli kupić „Wprost" po starej cenie - informacja o tym na stronie 35.
Stanisław Janecki
redaktor naczelny „Wprost"
Amadeusz Król
prezes zarządu AWR „Wprost"
Więcej możesz przeczytać w 3/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.