Kiedy dziesięć lat temu Andrzej Gołota zakończył zwycięsko pojedynek z Timem Witherspoonem w Hali Ludowej we Wrocławiu na ring wszedł barczysty mężczyzna z pękiem czerwonych róż. To był Andrzej Kolikowski, ps. Pershing, domniemany boss gangu pruszkowskiego.
Ludzie „z miasta" cenili Gołotę i jeździli na jego walki nawet do USA. Pershing był nie tylko wiernym kibicem, ale też kolegą najlepszego polskiego pięściarza. Spędził z nim ostatnie tygodnie swego życia, towarzysząc mu jesienią 1999 r. w przygotowaniach do walki z Michaelem Grantem. Siedział w jednym z pierwszych rzędów, kiedy Gołota poddał się i zszedł z ringu, choć prowadził na punkty u wszystkich sędziów. Do dziś nikt nie wie, dlaczego tak się stało. Pershing powiedział tylko po walce, że stracił sporą sumę, stawiając na wygraną przyjaciela. Nie mógł przypuszczać, że to ostatnia walka Gołoty, którą oglądał.
Więcej możesz przeczytać w 3/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.