„Kradnę z każdego filmu, jaki powstał. Kradnę ze wszystkiego” – przyznał kiedyś Quentin Tarantino. Donald Tusk robi dokładnie to samo – kompiluje sprawdzone chwyty. Podobnie jak reżyser „Pulp Fiction” zrzyna od każdego po trochu. Jest skrzyżowaniem Kwaśniewskiego z Berlusconim, Millera z Obamą i Kaczyńskiego z Putinem.
Donald Tusk jest pierwszym polskim politykiem składakiem. Aleksander Kwaśniewski chciał być prezydentem wszystkich Polaków, Leszek Miller – charakternym kanclerzem z awansu społecznego, a Jarosław Kaczyński – niepokornym wizjonerem. Tusk jest wszystkim tym naraz, a nawet czymś więcej. Jeślispojrzeć na frazeologię, którą się posługuje, to pewnie najbardziej chciałby się kojarzyć z miłością (podczas wieczoru wyborczego w 2007 r. stwierdził, że jest ona ważniejsza od władzy) i zaufaniem (w swoim exposé użył tego słowa 44 razy). A szafowanie banałami tego typu to chwyt z repertuaru Kwaśniewskiego. Okrągłe słowa lubi też Barack Obama, do znudzenia powtarzający niewiele znaczące slogany „Yes, we can" i „Change we need”. Bezpośrednio od niego Tusk akurat nie mógł zrzynać (kiedy zostawał premierem, Obama był ledwie kandydatem na kandydata w wyborach prezydenckich), ale też wcale nie musiał. Bo pozyskiwaniezwolenników miękkimi ideami i wartościami nie jest jesiotrem pierwszej świeżości – mówiąc językiem kierownika bufetu z „Mistrza i Małgorzaty”.
Więcej możesz przeczytać w 49/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.