Kryzys i związane z nim bezrobocie oraz wzrost cen ożywiają lewicowe tęsknoty. I wzmacniają siłę związków zawodowych. Czas ich politycznej mocy sprawczej już jednak minął. Polsce nie grozi reaktywacja ani wielkiej „Solidarności”, ani nawet AWS. A i lewica nie ma co liczyć na to, że specjalnie pożywi się na frustracjach bezrobotnych.
Płonące opony, zaciśnięte pięści i okrzyki wznoszone w obronie miejsc pracy, przywilejów socjalnych i płac – to widok już niemal powszedni w Europie. Związkowe wiece przyciągają tłumy w Berlinie i Paryżu, a w Polsce – choć związkowcom trudno marzyć o takiej liczbie wspierających – trafiają na pierwsze miejsca w wiadomościach telewizyjnych i portalach internetowych. I trudno się temu dziwić. Czas kryzysu, rosnącego bezrobocia, a także spadku dochodów budżetów państw (co oznacza konieczność ograniczenia socjalu) jest złotym okresem dla związkowców wszystkich możliwych opcji. To oni będą stali na czele wieców, ich pokazywać będą telewizje i oni mogą wyrosnąć na przywódców sfrustrowanych mas. Ale wbrew pozorom wcale nie oznacza to powrotu do przeszłości i politycznego odrodzenia związków. Szczególnie dobrze widać to w Polsce.
Więcej możesz przeczytać w 49/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.